Reklama

"Solidarność jest przykładem dla reszty świata"


Roger Waters to jedna z najwybitniejszych postaci na scenie rockowej. Sławę zdobył oczywiście jako lider legendarnej grupy Pink Floyd. Wielkim sukcesem był także koncert "The Wall" z Berlina z 1990 roku, upamiętniający zjednoczenie historycznej stolicy Niemiec. W połowie 2005 roku Waters poinformował, że po 16 latach ukończył pracę nad operą "Ca Ira", opowiadającą historię Rewolucji Francuskiej. Światowa premiera opery odbyła się 17 listopada 2005 roku w Rzymie. Na plenerową premierę "Ca Ira" muzyk wybrał Poznań, jako zwieńczenie obchodów 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca '56. Premiera zaplanowana jest na 7 lipca 2006 roku, na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Reżyserem i choreografem przedstawienia został Janusz Józefowicz, twórca sukcesu "Metra".

Reklama

Z okazji ustalania szczegółów wystawienia opery, Roger Waters na początku maja 2006 roku odwiedził Warszawę. Z muzykiem spotkał się wówczas Robert Kalinowski z radia RMF FM, a tematem rozmowy była nie tylko "Ca Ira" i muzyka, ale także... piłka nożna.

Opowiedz o swoich wrażeniach z Polski. To chyba nie jest twoja pierwsza wizyta?

To prawda, byłem tu dwa lata, zaraz - cztery lata temu, w 2002 roku. Pamiętam, że to był bardzo wietrzny i deszczowy dzień. Na szczęście nie padało podczas samego występu. Z kolegami z zespołu poszedłem do jakiegoś baru w Warszawie, żeby oglądnąć mecz Anglików w Mistrzostwach Świata w piłce nożnej. Nie pamiętam wyniku, ani co się wtedy działo na boisku, ale za to pamiętam wielu wspaniałych i przyjacielskich ludzi. Panowała tam bardzo miła atmosfera.

Jesteś fanem futbolu? To pewnie przygotowujesz się już na kolejny Mundial?

Tak, jestem fanem piłki. Ale teraz przygotowuję się na finał Ligi Mistrzów na Stade de France [w Paryżu], bo jestem kibicem Arsenalu. To będzie wielki dzień [rozmowa odbyła się przed meczem, który Arsenal przegrał z Barceloną 1:2 - przyp. red.], a dopiero później zacznę myśleć o mistrzostwach.

Przechodząc do Francji, to w operze "Ca Ira" opowiadasz o Rewolucji Francuskiej. Czy uważasz, że czasami społeczeństwo potrzebuje rewolucji?

Oczywiście, bez wątpienia. Czasem jest tak, że społeczeństwo musi powstać. Każda jednostka codziennie stoi przed wyzwaniem, czy poprzeć ciemność czy jasną stronę.

Wiele osób w naszym kraju ma niezbyt dobre skojarzenia z rewolucją, myśląc głównie o radzieckiej rewolucji.

Jak wiemy, nie każda rewolucja przebiega dobrze, ale uczymy się o tych rzeczach z historii. Trzeba zrozumieć, że często jedyną alternatywą jest akceptowanie ancient regime'u [starego porządku - przyp. red.], gdzie w ogólne takie kwestie, jak prawa jednostki, nie są brane pod uwagę, albo życie w systemie, gdzie heretycy byli paleni na stosach za inne poglądy na różne sprawy.

Czasem krwawe rewolucje są konieczne, żeby wprowadzić zmiany w strukturze społecznej. Oczywiście, byłoby miło, gdyby każdy był jak Ghandi i wszystko było by w porządku, ale niestety tak nie jest.

W Polsce, jak wiesz, mieliśmy pokojową rewolucję.

Tak. Ruch "Solidarności" jest przykładem dla reszty Europy, reszty świata.

Słyszałem, że lubisz filmy polskiego reżysera Andrzeja Wajdy i podobno "Popiół i diament" jego autorstwa miał na ciebie wpływ przy płycie "Final Cut". To prawda?

Tak. Te dwa filmy - "Kanał" i "Popiół i diament" - miały na mnie ogromny wpływ, kiedy byłem bardzo młody.

A co ci się podobało w tym filmie?

Akurat tak się składa, że ktoś wczoraj dał mi kopię tego filmu, więc będę go mógł sobie odświeżyć. W "Popiele i diamencie" jest przejmujący klimat i atmosfera. Nie potrafię powiedzieć za wiele o samej historii, ale wciąż - po 40 latach - mam w pamięci pojedyncze sceny, pewne ujęcia. Jak choćby scenę z baru, gdy jeden z bohaterów podpala wódkę w kieliszkach, albo finałową, kiedy bohater ginie zastrzelony, a wiatr porusza białym ubraniem. Doskonale pamiętam też twarz tego aktora, przypomina mi Jamesa Deana.

Z kolei w "Kanale" jest bardzo przejmująca historia ruchu oporu w getcie, powstania w Warszawie. Szczególnie mocno ten film oddziaływał na młodych ludzi.

Wróćmy do muzyki. Kim jako muzyk czujesz się bardziej - rockmanem z gitarą czy kompozytorem, cenionym za swoje osiągnięcia w muzyce klasycznej?

Tak naprawdę to nie robię tego typu rozróżnień. Po prostu lubię pisać muzykę, wyrażać siebie, swoje uczucia. Muzyka jest dla mnie bardzo ważna, myślę zresztą, że dla każdego taka jest, ponieważ wyraża matematykę stworzenia. Nie chodzi mi tu o stworzenie świata, bo jestem zwolennikiem darwinizmu, wierzę w ewolucję. Ale to Pitagoras stwierdził, że odczytaliśmy matematykę muzyki.

Rozumiem to tak, że muzyka jest drogą, którą możemy się połączyć z pięknem naturalnej historii. To daje nam bezpośredni dostęp do tego, co możemy nazwać duszą. Dla mnie to bardzo duchowa sprawa.

Pytałem o to rozróżnienie, bo dla mnie zawsze byłeś muzykiem, który zawsze próbował odejść od hałaśliwej muzyki rockowej w stronę muzyki bardziej skomplikowanej, progresywnej. Nie jesteś kimś takim jak Keith Richards czy Mick Jagger, którzy zawsze grają to samo.

To nie jest wybór. Zawsze używam porównania do malarza, który stając przed sztalugami, nie wybiera kim jest. Jest się tym, kim się jest. Obrazy, które malujesz, a w moim przypadku muzyka, jest wyrazem tego, kim jesteś.

Ale to nie są intelektualne rozważania, w stylu "Teraz zrobię to, albo tamto". Keith Richards nie może pewnego dnia wstać i stwierdzić: "Dzisiaj napiszę sonatę" (śmiech). Ja jestem po prostu inną osobą.

Skąd czerpiesz inspiracje - dziś i wcześniej? Czy coś się zmieniło?

Nie wydaje mi się, żeby się coś zmieniło. Całe moje życie muzyka, cała moja kariera, polega na szukaniu połączeń pomiędzy ludźmi. W utworze "Echoes" z płyty "Meddle" są takie słowa: "Strangers passing in the street / By chance two separate glances meet / And I am you and what I see is me / And do I take you by the hand" ["Nieznajomi podążają ulicą / Przypadkowo spotykają się ich spojrzenia / Jestem tobą, ale widzę samego siebie / Więc biorę cię za rękę" - tłum. red.] - i tak dalej, gdzie jest właśnie to podkreślone.

Jeśli się z tobą połączę, to wtedy połączę się też ze sobą. Jeśli zrozumiem to połączenie z tobą, to także zrozumiem połączenie ze mną. Również zabijanie ciebie, to również zabijanie samego siebie. Myślę, że to chodzi o moją wiarę w tę fundamentalną prawdę.

Moja wewnętrzna rewolucja polega na tym, żeby bardziej wczuwać się uczucia innych. Moim zadaniem w życiu jest zwalczenie we mnie tego lęku, który uniemożliwia mi bycie z tobą. Myślę, że cała moja twórczość jest właśnie o tym. O mnie i o moim lęku, a także o innych ludziach, którzy są w takiej samej sytuacji co ja.

Moim zdaniem ludzie z twojego pokolenia, także muzycy rockowi, są bardziej poważni niż obecni muzycy. Jesteś osobą, która starała się mówić o ważnych rzeczach o świecie, zadawać pytania. Czy nie uważasz, że celem obecnej kultury nie jest tylko zabawa?

Nie komentuję takich rzeczy, bo nie mam swojego zdania na ten temat. Ale tak bym nie powiedział, bo nigdy nie można generalizować.

Kiedy zaczynałem karierę, też były takie rzeczy jak teraz. Ale wiem, że są ludzie, którzy mają podobne inspiracje, nadzieje, obawy i ambicje, które ja miałem, gdy byłem w wieku 20 lat. Wiem, że oni istnieją, bo przysyłają mi często swoje prace. Mogą wypłynąć na powierzchnię, mogą nawiązać kontakty z podobnymi im ludźmi, ale mogę też tego nie dokonać. Jednak wiem, że są i że próbują. Chylę przed nimi czoła.

Nie można usunąć całego pokolenia młodych ludzi, twierdząc, że się niczym nie interesują, a obchodzi ich tylko zabawa. To nie prawda, że tak jest. Być może w ostatnich latach jest im trudniej się przebić do wytwórni muzycznych, do przemysłu. MTV także jest za to odpowiedzialna, bo jest tam sporo muzyki, którą można łatwo sprzedać.

Moim zdaniem dorasta nowe pokolenie, które chce chodzić do klubów i słuchać muzyki granej na żywo. Są zespoły grające po prostu swoją muzykę na żywo, a nie dbające o to, by znaleźć się w telewizji. Ich publiczność cały czas rośnie, powoli, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Tak samo robiliśmy, gdy byliśmy młodzi.

Chodzi o to, by ich odnaleźć.

Dokładnie - żeby publiczność i zespoły odnalazły się wzajemnie i razem wzrastały. A kiedy artysta ma naprawdę coś do powiedzenia, to wtedy pokolenie znajduje swój głos. Przecież w ten sposób odkryliśmy Johna Lennona, Neila Younga, Boba Dylana. Bo oni mieli coś ważnego do powiedzenia, my to zrozumieliśmy i poruszyło nas to.

Kiedy oglądałem z żoną wasz występ na Live 8, zwróciła mi uwagę na to, że w przeciwieństwie do innych wykonawców, wy faktycznie gracie na żywo. A przy innych można mieć wątpliwości, czy to nie playback.

Przy "Comfortably Numb" partia orkiestry napisana przez Michaela Kamena była odtwarzana z twardego dysku, ale inne utwory, jak "Breathe", "Money", "Wish You Were Here", graliśmy normalnie na żywo. Na Live 8 też miałem takie wrażenie, że nasze piosenki są po prostu lepsze od pozostałych (śmiech).

Występ The Who był niezwykle widowiskowy, choć zawsze jest mi smutno, gdy wspominam Keitha [Moona, perkusistę The Who, który zmarł tragicznie w 1978 roku, na skutek przedawkowania środków odurzających i alkoholu - przyp. red.] i Johna Entwistle'a [basistę The Who, którego w 2002 roku znaleziono martwego w pokoju hotelowym. Przyczyną śmierci był atak serca spowodowany przedawkowaniem kokainy - przyp. red.]. Jednak ten koncert był niezapomniany.

To wspaniałe, że mogliśmy się tam spotkać i pozwolić muzyce zapomnieć o tych przykrych chwilach z przeszłości.

Czy w takim razie historia Pink Floyd z Rogerem Watersem w składzie jest zamknięta?

Nie, nie może być zamknięta, bo przecież będę grał z niektórymi muzykami. Na tej trasie na czterech koncertach - w Monako, Londynie, Nowym Jorku i Los Angeles - będzie ze mną grał Nick [Mason, perkusista Pink Floyd - przyp. red.]. Jak wiesz, będę grał "Dark Side Of The Moon" i to właśnie w tych nagraniach pojawi się Nick.

Zapraszałem Ricka [Wrighta, klawiszowa Pink Floyd - przyp. red.] i Dave'a [Gilmoura, wokalisty i gitarzysty, lidera późniejszego składu Pink Floyd po odejściu Watersa - przyp. red.], ale odmówili, bo w tej chwili grają razem, są bardzo zajęci, ale to też jest w porządku.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy