Reklama

"Robimy to, co czujemy"

Zespół De Mono obchodził nie tak dawno 15-lecie istnienia. Co widzisz, patrząc wstecz na te minione 15 lat?

15-lecie obchodziliśmy właściwie dwa lata temu, a w tej chwili mamy już 17 lat. Natomiast 15 lat minęło od wydania naszego pierwszego albumu. No, to było bardzo fajne 15 lat... Jedna wielka podróż, przygoda. Zachowaliśmy zdrowie i wszyscy nadal czujemy się silni, więc myślę, że jest to pierwsze 15 lat.

Czyli nie czujesz się dinozaurem polskiej sceny muzycznej?

Nie. Cały czas czuję się, jakbym miał 18 lat. Przede mną jeszcze wiele do zrobienia - najważniejsza rzecz jeszcze nie jest zrobiona.

Reklama

Czyli twoim zdaniem zespół De Mono szczyt artystycznej kreatywności ma jeszcze przed sobą?

Myślę że tak. Wszystko jest możliwe, ograniczeni jesteśmy tylko swoją wyobraźnią.

A który okres z dotychczasowej działalności grupy wspominasz najlepiej?

Trudno tu mówić o jednym okresie. Każdy jest na swój sposób ważny. Pierwsza płyta - wiadomo. Bez niej pewnie dzisiaj nie rozmawialibyśmy. Ta płyta spowodowała, że ludzie zwrócili na nas uwagę. Z kolei druga płyta potwierdziła, że De Mono to nie jest zespół jednego przeboju i może przetrwać dłużej.

Trzecia płyta była największym komercyjnym sukcesem. Ludzie pokochali takie piosenki, jak "Znów jesteś ze mną", "Statki na niebie" czy "Ostatni pocałunek". To był pierwszy moment, gdy faktycznie odczuliśmy popularność i wreszcie zaczęliśmy coś zarabiać. Kolejna płyta, "Abrasax", poleciała jakby z rozpędu. Pierwszego dnia po wydaniu sprzedało się prawie 200 tysięcy egzemplarzy, co dzisiaj się nie zdarza.

Potem były "Stereo Hity", później wydaliśmy solowe płyty, które były dla nas ciekawym doświadczeniem. Późniejsze płyty były już, powiedziałbym, szlachetniejsze brzmieniowo. "Paparazzi" to płyta całkowicie niedoceniona przez ludzi, na co złożyło się dużo niedobrych rzeczy, a ten album jeszcze dziś brzmi ciekawie i nowocześnie...

Dlaczego w takim razie nie został doceniony?

Jego wydanie zbiegło się w czasie ze śmiercią księżnej Diany, a przez tytuł "Paparazzi" było to postrzegane tak, jakbyśmy się podpięli pod tę całą historię. Ona zginęła w sierpniu, płyta ukazała się w październiku, ale cały pomysł powstał dużo wcześniej. W związku z tytułem album nie za bardzo można było promować, było to takie "śmierdzące jajko" i nasze tłumaczenia na nic się zdały. Szkoda, bo uważam, że to jedna z naszych ciekawszych płyt.

Spośród solowych wydawnictw poszczególnych członków De Mono zdecydowanie największą popularnością cieszyła się płyta Roberta Chojnackiego, nagrana wspólnie z Piaskiem. Zazdrościliście mu tego sukcesu?

Podświadomie pewnie tak. To nie jest złe - powoduje, że się starasz, chcesz się rozwijać i pragniesz komuś dorównać lub go przebić. Ale takiej jawnie demonstrowanej zazdrości chyba nie było. My przez cały ten czas graliśmy razem koncerty i byliśmy na bieżąco.

Robert wydał płytę pierwszy, potem Marek, potem ja i wreszcie Magma. Ale przez cały czas koncertowaliśmy, nie było takiego momentu, żeby De Mono nie istniało. Cały czas przebywaliśmy ze sobą, więc nie było tak, że coś w nas narastało i nagle spotkaliśmy się po roku i wszyscy mieli na wszystkich gulę. Wszystkie wątpliwości były rozwiewane natychmiast i m.in. dzięki temu przetrwaliśmy te 17 lat. Potrafimy ze sobą gadać, kiedy robi się jakiś kwas. Kłócimy się, opieprzamy, aby się za chwilę pogodzić.

A czy De Mono to nie już jest w tej chwili dla ciebie taka firma, do której przychodzisz, żeby zarabiać pieniądze?

Wiadomo, że jest to firma, do której przychodzę zarabiać pieniądze. Trudno żeby było inaczej. Ale to nie znaczy, że jest to firma, w której wszyscy się nienawidzą. Gdybyśmy nie potrafili ze sobą przebywać - a w ciągu każdego roku spędzamy ze sobą pół roku w jednym samochodzie, w jednej klatce, na scenie - to myślisz, że bylibyśmy na tyle zakłamani, że robilibyśmy to tylko i wyłącznie dla pieniędzy? Nie ma takiej możliwości, to by się nie udało. Znamy się jak łyse konie i może nie rzucamy się sobie na szyję, ale staramy się przyjemnie z sobą egzystować.

Jaką rolę w zespole pełni w tej chwili Marek Kościkiewicz, który raz jest a raz go nie ma?

Marek od ponad roku nie ma nic wspólnego z De Mono. Nie gra z nami na koncertach już od ośmiu lat. W międzyczasie pomagał nam w produkcji dwóch płyt: "Play" i "De Luxe", czasami pokazywał się na teledyskach. Na dziś sprawa jest definitywnie zakończona, Marek robi teraz wszystko wyłącznie na swoje konto.

Muszę dodać, że nadal bardzo się lubimy, nie ma między nami żadnych kwasów. Jesteśmy przyjaciółmi i spotykamy się, jeśli mamy czas i możliwości.

De Mono gra muzykę przystępną i rozrywkową, sami chyba też jesteście dosyć rozrywkowymi ludźmi. Powiedz szczerze, jak to jest z tzw. używkami w waszym zespole?

W robocie nie pijemy, staramy się zawsze wychodzić na scenę w pełnej świadomości. Natomiast jesteśmy dorosłymi facetami i nic dziwnego, że po pracy, dla odreagowania, często idziemy na piwko czy drinka. Myślę że to jest normalne - większość ludzi tak funkcjonuje i nie jest to nic dziwnego. Na dziś, jeśli chodzi o używki, to wystarczy. Kiedyś, oczywiście, zdarzały się dżojnciki i... I już, bo chyba nic innego nie było używane.

W telewizjach muzycznych można od czasu do czasu zobaczyć stare teledyski zespołu Daab, na których masz fryzurę afro i śpiewasz reggae...

Kurczę, nigdy nie mogę trafić.

Jak wspominasz tamte prehistoryczne czasy?

To była bieda totalna. W tamtych czasach paliłem papierosy, piłem kefir i zagryzałem suchą bułką. Człowieka nic wtedy nie interesowało, wystarczała radocha, że można jeździć po Polsce i grać koncerty. W zasadzie non stop byliśmy w trasie. Ale jak na to dziś patrzę, to myślę że, cholera, mnóstwo zdrowia wtedy poleciało.

Czyli to nie jest jakaś sielanka, którą wspominasz z łezką w oku.

Ogólnie wspominam to jak najbardziej pozytywnie. To był jeden wielki okres prób. Próby graliśmy codziennie przez parę lat - czy nagrywaliśmy akurat nową płytę czy nie, przez parę godzin dziennie siedziało się i grało. To był nasz sposób na spędzanie czasu. Próba to było coś, bez czego dzień byłby po prostu niepełny.

W jednym z większych przebojów zespołu Daab, "Podzielono świat", śpiewałeś: "Nie zgodzę nigdy się na taki stan i rzeczy bieg". W stosunku do czego mógłbyś dziś skierować takie słowa?

Takich rzeczy jest mnóstwo, nie wiem, czy chcemy teraz wchodzić w ten smutny klimat. (śmiech) Jak patrzę na politykę, jak włączam wiadomości, to nie zgadzam się z większością rzeczy. Żenuje mnie to, brzydzę się tych ludzi. To jest coś niebywałego, że żyjemy w takim kraju. Ludzie zostali totalnie upodleni, generalnie jest bardzo źle.

Osobiście nie mam prawa narzekać, bo całkiem nieźle mi się powodzi, mam rodzinę, niezły samochód, żyję w przyzwoitych warunkach. Nie mogę oczywiście powiedzieć, że mam odłożony na koncie milion dolarów i czekam na starość, bo to jest bzdura. Żyję na bieżąco, ale całkiem godnie. Wystarczy mi to, co mam - oby nie było gorzej. Nie zgadzam się też na przykład z piractwem i z wieloma innymi rzeczami, ale to jest historia na zupełnie oddzielny wywiad.

Zmieńmy w takim razie temat. Jak oceniasz obecne trendy w muzyce? Jesteś na bieżąco, śledzisz to, co się dzieje na rynku?

Wiesz co, różnie. Nie gonię za modą. Rozumiem to, co dzieje się na rynku, choć niekoniecznie mnie to porywa. Nie kupuję np. płyt hiphopowych. Też wychowałem się w podobnym środowisku, w bloku, w biedzie, ale wtedy inne czasy - nie okradało się samochodów i nie biło się innych ludzi, staraliśmy się rozładowywać raczej w inny sposób. Z drugiej strony nie było takich możliwości, jak dzisiaj.

Dziś w każdy ma w domu komputer, za pomocą którego może złożyć jakiś materiał muzyczny. Możliwość zaistnienia na rynku jest tysiąckrotnie większa, niż kiedyś. Mam nadzieję, że dzięki temu coś się ruszy. W tej chwili jest hip hop, ale zaczekajmy, co będzie za trzy lata. Dwa lata temu były Brathanki, Golce i te wszystkie ludowizny - wszyscy mówili, że to jest właśnie to, że to jest trendy. Minęły raptem dwa lata i wszystko przeminęło. Zobaczymy, co będzie z hip hopem.

Myślę, że to zostanie jako jeden z nurtów, tak jak punk czy reggae. Dajmy temu czas i zobaczmy, co się będzie działo dalej. My trwamy 17 lat i myślę, że to jest całkiem niezły wynik jak na ten rynek. Robimy swoje, robimy to, co czujemy.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: firma
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy