Reklama

"Nie robimy jakiejś kompletnej kaszany"


Wszystko zaczęło się ponad dziewięć lat temu, w 1992 roku, kiedy to na imprezie z okazji ostatniej edycji pisma "Na Głos", Świetliki zaprezentowały się po raz pierwszy. A że na sali obecni byli Wisława Szymborska i Czesław Miłosz, koncert zespołu założonego przez krakowskiego poetę Marcina Świetlickiego i Grzegorza Dyducha odbił się szerokim echem. Dwa lata później na rynku pojawiła się pierwsza płyta Świetlików - "Ogród koncentracyjny" - która zyskała bardzo pochlebne recenzje. Już tutaj ujawniły się charakterystyczne cechy stylu Świetlików - melodeklamowane wiersze Świetlickiego traktujące o miłości i śmierci z towarzyszeniem drapieżnej i lirycznej muzyki, czerpiącej z rozmaitych stylów (m.in. new wave, ska, reggae).

Reklama

Później Świetliki wydały jeszcze dwie płyty - "Cacy cacy Fleischmaschine" oraz "Perły przed wieprze".

26 listopada zespół wydał swój debiut dla nowej wytwórni, Universal Music, album "Złe misie". Z tej okazji z sekcją rytmiczną Świetlików, czyli Markiem Piotrowiczem (perkusja) i Grzegorzem Dyduchem (gitara basowa) rozmawiał Lesław Dutkowski.


Wasza nowa płyta powstała dla nowej wytwórni - zakończyliście współpracę z Music Corner Records i teraz nagrywacie dla Universalu. Skąd ta zmiana?

MP: Znudziliśmy się tym wszystkim, chcieliśmy spróbować czegoś innego, no i zobaczymy, czy nam się to uda.

GD: Przychodzi czas w życiu zespołu, że trzeba zmienić wytwórnię. Dla nas ten czas nadszedł teraz. Co z tego będzie, nie wiadomo. Czas na zmiany już nadszedł i to był akurat ten moment.

Poprzednia wasza płyta - "Perły przed wieprze" - ukazała się dwa lata temu. Co w międzyczasie działo się ze Świetlikami? Było o was dość cicho...

GD: Czy ja wiem, czy cicho? Jest zastój na rynku koncertowym. Pisze się o zespole właśnie wtedy, gdy wydaje jakąś płytę, głośniej jest o nim, gdy puszcza się jego piosenki w radiu. Nas w radiach nie chcą, więc siłą rzeczy było cicho.

MP: Teraz już będą chcieli na pewno. Zagraliśmy kilka koncertów, no i skupiliśmy się na pracy nad nowym materiałem.

GD: Czekaliśmy trochę, aż nasz drugi gitarzysta wykończy swoje studio, bo chcieliśmy nagrywać w miarę komfortowych warunkach i stąd, powiedzmy, ta długa przerwa, ale myślę, że nie ma sensu za często nagrywać płyt.

MP: Chociaż teraz będziemy musieli co rok nagrywać. Tak mamy w kontrakcie. Pamiętasz Grzesiu?

GD: Pamiętam, pamiętam. Będziemy na pewno coś nagrywali.

Powiedzcie coś o samym materiale. Gdzie nagrywaliście? Jak zwykle w Krakowie, czy zmieniliście również studio?

GD: Nagrywaliśmy w studiu naszego drugiego gitarzysty Artura Gasika, w jego własnym studiu domowym. Jest to studio krakowskie, chociaż mieści się pod Krakowem. No, ale ma krakowski klimat. Materiał jest inny troszkę. Jeszcze nie słyszeliśmy go do tego stopnia, żebyśmy mogli mieć jakieś zdanie. Powinien być ciekawy, to znaczy na pewno jest ciut inny.

MP: Jest mniej gitar niż na poprzednim albumie.

Czy to znaczy, że zagraliście łagodniej

MP: Niekoniecznie łagodniej. To, że ktoś gra na tak zwanym przesterze, nie świadczy o tym, że gra ostrzej.

GD: Nas pewno piosenki są smutne, ale powiedzmy, że mniej jest ostrego grania.

O ile się nie mylę, w studiu zarejestrowaliście cover nagrania "Sweet Dreams", z repertuaru grupy Eurythmics, ale z własnym tekstem. Czy to prawda?

GD: Tak. Z tym, że jest taka krótka siurpryzka, trwa półtorej minuty i zawiera najpiękniejsze melodie wyciągnięte z tego kawałka, czyli trochę zwrotki i refren. Nagraliśmy też "Personal Jesus" zespołu Depeche Mode i piosenkę "Feels Like Heaven" grupy Fiction Factory, właśnie w formie takich króciutkich żartów muzycznych, ale jak nam się to spodoba, być może w całości będziemy grać te utwory na koncertach. Są to numery z polskim tekstem, zupełnie innym od oryginału, ale zgadzają się z angielskim w sensie brzmieniowym.

Rozumiem, że to wszystko znajdzie się na płycie?

MP: Te nagrania najprawdopodobniej znajdą się na singlu, miejmy nadzieję. Tak zwanym singlu sprzedażowym już po wydaniu płyty.

GD: Płyta jest tak skonstruowana, że obecność takich piosenek nie byłaby na miejscu. Zawsze dbaliśmy o to, aby płyta była w całości ciekawa, więc jakoś tak nam wychodzi. Niekoniecznie jest to koncepcyjny album. Byłoby to ciut nie na miejscu. Nie może być grochu z kapustą. Te piosenki mają jakiś klimat, układają się w jakąś tam całość, więc nie ma powodu, żeby przenikać je takimi żarcikami. Co nie znaczy, że nie lubimy sobie pożartować. Ale jak żartować, to żartować.

Wiem, że byli z wami w studiu goście - Kasia Nosowska i Lech Janerka.

GD: Z Lechem Janerką jest tak, że nie wiadomo jeszcze, czy będzie na płycie. Jest w studiu, ale u siebie w domu, we Wrocławiu, i albo coś nagra, albo nie nagra. Dlatego, że nie ma z naszej strony żadnego nacisku. Zaproponowaliśmy mu, a on jako człowiek dorosły powie "tak" lub "nie".

MP: Kasia była przez dwa dni w Krakowie, sprawowała się bardzo dobrze, jest profesjonalistką, wchodziła i śpiewała. Wszyscy byliśmy oczarowani dźwiękami, które wydobywała z ust. Pracowało nam się z nią wspaniale.

GD: Nagraliśmy z nią trzy piosenki. Z tym, że w jednej śpiewa dużo, w drugiej śpiewa mniej, a w trzeciej tylko sobie wokalizuje. W każdej piosence Kasia Nosowska pokazuje inne swoje oblicze i bardzo jej serdecznie dziękujemy.

Świetliki od początku istnienia były zespołem niezależnym, tak w każdym razie był on określany i klasyfikowany. Znaleźliśmy się w takiej rzeczywistości, w której dla muzyki niezależnej, i nie tylko takiej, nastały bardzo złe czasy. Jak zamierzacie się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości muzycznej? Gdzie widzicie swoje miejsce? Wśród tej wybranej grupy fanów, która jest z wami od początku, czy będziecie się starali zdobyć nową publiczność?

GD: Ja się zgadzam, że są złe czasy dla muzyki w ogóle. Myślę, że wynika to z dwóch rzeczy - przede wszystkim z tego, co się lansuje, z pewnych mód. Nie żebym miał pretensje do tego, ale umówmy się, że polityka promocyjna muzyki w największych polskich rozgłośniach jest polityką żenadną, dlatego że muzyka, która jest tam lansowana, jest jednak muzyką ciemną, głuchą i ponurą. I na pewno nie jest tak, że te rozgłośnie puszczają to, czego ludzie chcą usłyszeć. Tu jest pewne przekłamanie. Nieprawda. Moim zdaniem one puszczają to, czego zdaniem ludzi pracujących w tych radiach inni powinni słuchać. To jest na pewno problem, ale ja myślę, że to się może zmienić. Poza tym jeśli chodzi o naszą publiczność... ja nie wiem, nasza muzyka jest dla wszystkich. Ktokolwiek będzie chciał sobie kupić tę płytę, niech sobie kupi. Nie mamy żadnych "target grup".

MP: My się właściwie nigdy nie identyfikowaliśmy z czymś takim, jak niezależność. Po prostu wydawaliśmy w małej wytwórni, która była nazywana niezależną dlatego, że po prostu nie jest duża.

GD: W niezależności zespołu chodzi o pewne kryteria artystyczne. Na pewno jesteśmy zespołem niezależnym artystycznie, to znaczy gramy to, co chcemy, to, co nam się wydaje i nikt nam nigdy, nawet największa firma, nie będzie dyktował co robić, jak grać, jak brzmieć. To jest jakby warunek podstawowy, więc w tym sensie na pewno jesteśmy niezależni. Natomiast jeśli chodzi o tak zwaną niezależność, to nie ma zespołu tak naprawdę niezależnego. Każdy chce być słuchany przez jak największą liczbę osób, każdy chce, by jego płyty docierały do wszystkich, żeby wszyscy ich słuchali, chce, żeby jego działalność była obecna w mediach i tak dalej, i tak dalej. Dlatego podpisaliśmy kontrakt z dużą wytwórnią, gdyż firma Music Corner nie zapewniała nam takiej promocji. Tak nam się wydaje, możemy się mylić. Wydaje nam się, że zasługujemy na coś więcej, że to, co mamy do zaproponowania, jest na tyle strawne, że trafi nie tylko do grona zapiekłych i zajadłych fanów. Uważam, że to, co robimy, jest całkiem przyzwoite i dlatego chcemy, żeby ktoś się wokół tego zakręcił.

Od początku istnienia jesteście wierni pewnej muzycznej stylistyce. Na waszych płytach jest zawsze trochę ostrych momentów, trochę rytmów reggae, ska i innych. Nie kusiło was nigdy, żeby dodać coś nowego, na przykład troszeczkę elektroniki?

MP: Elektronika będzie na tak zwanych rybkach [czyli kompozycjach Eurythmics, Depeche Mode i Fiction Factory - przyp. red.], co wynikło z tego, iż te piosenki były podszyte elektroniką. Nie fascynujemy się tym typem instrumentów, chociaż Grzesiu kupi sobie za niedługo za tysiąc złotych, czyli bardzo tanio, instrument i będziemy eksperymentować, będziemy na nim grać.

GD: Elektroniki jest wszędzie tak dużo, zwłaszcza teraz, bo wszędzie jest elektronika, wszystko jest sztuczne i samplowane, że nie ma powodu, by się podpinać pod ten nurt. Jeśli już to tylko w formie żartu. A co do wierności, to powiem, że nie jest to tak do końca. Sądzę, że korzystaliśmy z rozmaitych stylistyk, lecz myślę, że akurat na tej płycie wycieczek i tak zwanych numerów quasi-pastiszowych jest jakby najmniej. Nigdy nie graliśmy czegoś takiego, żebyśmy musieli potem próbować czegoś nowego. Nigdy nie poruszaliśmy się w jednej stylistyce, nigdy nie graliśmy samego grunge?u, a potem przerzucaliśmy się na techno i tak dalej. Gramy muzykę, która przez aranż, przez orkiestracje, przez to, że mamy gitary czy bębny, zawsze będzie muzyką, która gdzieś tam z czymś siłą rzeczy kojarzy się, bo wynika to z brzmienia. Natomiast na razie przynajmniej nie ma powodu, by gonić za tym, co obecnie jest modne, co jest na tapecie. Myślę, że wystarczy, że ta płyta będzie pięknie brzmiała. Nie wszyscy grają i używają sampli, nie wszyscy skreczują, ja myślę, że nie ma obowiązku tego robić. W naszym przypadku nie jest tak, jak w przypadku czołowych gwiazd polskiego rocka, które co płytę zmieniają - jak David Bowie na przykład - swą stylistykę, na to, co w danym momencie jest modne, a i tak są do tyłu. To jest zawsze żenadne, zwłaszcza w takim kraju, jak nasz, gdzie jednak - z całym szacunkiem - ale muzyka, którą się tutaj gra, przynajmniej ta, którą się puszcza, jest nędzną kopią tego, co jest za granicą. Żyjemy w bardzo wieśniackim pod tym względem kraju. Rzeczy ciekawe, naprawdę oryginalne są gdzieś grane dla 20 osób, w jakiejś knajpie. Nikt się tym nie chce zainteresować. To jest kompletna paranoja. Nikogo na świecie nie obchodzi trzecia kopia jakiegoś zagranicznego zespołu, tego nikt nie chce słuchać. Myślę, że przynajmniej to powinno się zmienić.

Przez jakiś czas można było odnieść wrażenie, że nie przepadacie za mediami. Można było odnieść wrażenie, że wręcz unikacie mediów

GD: Unikaliśmy z tej prostej przyczyny, że media mają to do siebie, iż spłaszczają i spłycają to, co jest. To nie jest może tak, że unikaliśmy mediów, ale mieliśmy, szczerze powiedziawszy, dość tych samych bezsensownych, trywialnych pytań. I to jest jakby problem z mediami. Tak naprawdę głównie o to chodzi. Po prostu media traktowały nas nieciekawie. Natomiast co do obecności w nich, podkreślam jeszcze raz - obecność w mediach to głównie puszczanie piosenek w radiu i obecność w telewizji. Mieliśmy jeden teledysk, ale nie trafił on tam, gdzie trzeba, więc nie jest to do końca nasza wina. My chcielibyśmy być obecni w mediach, natomiast nie widzę powodu, żeby się podkładać, by za wszelką cenę w mediach się znaleźć. Tyle. Nie media stanowią o tym, co się dzieje.

W 2002 roku wypadnie okrągła, dziesiąta rocznica istnienia Świetlików. Chciałem więc zapytać was, czy macie już jakieś pomysł na to, jak uczcić ten jubileusz - jakimś koncertem, okolicznościową płytą?

GD: We wrześniu mamy zagrać w Legnicy, tam odbędzie się też promocja wierszy Marcina. Koncert będzie związany z 10-leciem zespołu to raz, a dwa z urodzinami Marcina. Nie myśleliśmy jednak jeszcze o tym, mamy blisko rok czasu. Myśleliśmy o benefisie w Teatrze Stu i być może uda nam się to kiedyś przeprowadzić.

Jeśli już mówimy o 10-leciu Świetlików, to jak podsumowalibyście ten czas? Czy to był dobry okres, zły, trudny, były jakieś lepsze i gorsze momenty, które zapamiętaliście? A może sam fakt, że istniejecie, jest już wystarczającym sukcesem?

GD: Myślę, że to, iż istniejemy przez 10 lat w niezmienionym składzie, już o czymś świadczy. Formuła w jakiś sposób się sprawdziła i okrzepła, i myślę, że nie udało nam się - może dopiero teraz - osiągnąć w miarę przyzwoitego komfortu pracy. Przynajmniej przy nagraniu tej płyty. Nikt nam nie patrzył na zegarek i nie wyganiał nas ze studia. Sukcesem jest głównie ten rodzaj komfortu. Myślę, że jest całkiem nieźle. Ja nie wymyślam, szczerze powiedziawszy, jakichś tam podsumowań, bo nie ulegam magii cyfr. Nagraliśmy cztery płyty, teraz będzie czwarta, jeden mini-album, więc myślę, że dorobek jakiś tam jest. Ludzie nas w jakiś sposób znają. Myślę, że nie robimy jakiejś kompletnej kaszany, że te płyty są inne, jednym się podobają takie, innym takie, ale myślę, że coś w tym jest. Jest jakiś postęp, nie wiem, czy widoczny dla wszystkich, ale dla nas widoczny.

Domyślam się, że "Złe misie" będą promowane trasą koncertową. Czy znacie już jakieś szczegóły?

GD: Trasy takiej, jakie mają zespoły z pierwszej ligi, na pewno nie będzie. Natomiast gramy w najbliższym czasie, w listopadzie, w Olsztynie i w Toruniu. A potem się zobaczy. W zimie się źle jeździ, ale jak już płyta się ukaże, zastanowimy się i na pewno coś na kształt traski promocyjnej zrobimy. Najpierw jednak ukazuje się płyta, a co potem, zobaczymy.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | studio | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy