Reklama

"Mamy coś do powiedzenia"

W jaki sposób doszło do powstania zespołu Creed?

Mark Tremonti: Chodziłem do tej samej szkoły ze Scottem w Orlando, na Florydzie. Mieszkając w jednym stanie i ucząc się w jednym collage'u, musieliśmy kiedyś wpaść na siebie. Obaj chcieliśmy grać w jakiejś kapeli. Któregoś dnia usłyszałem, jak śpiewa i pomyślałem - to jest to! Potem skrzyknąłem jeszcze parę osób i tak w skrócie powstał Creed.

Scott Stapp Jak już powiedział Mark, uczęszczaliśmy razem do tego samego liceum, ale nie byliśmy kumplami, nie chodziliśmy nigdzie razem. Ja miałem swoje towarzystwo, on swoje. W wieku 19-20 lat zacząłem umawiać się na randki z pewną hipiską, która zabierała mnie na różne rockowe koncerty. Z nią też zacząłem robić rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłem. Wychowywałem się po prostu w zupełnie innym środowisku i prowadziłem inne życie. Ona pokazała mi kompletnie inną stronę życia, o której nie wiedziałem. Pozwoliła odnaleźć moje prawdziwe 'ja' - to kim naprawdę jestem, a nie kogo chcieli zrobić ze mnie rodzice. Śpiewałem już od dziecka, ale dopiero wtedy zrozumiałem, że mogę to robić profesjonalnie. Kiedy przeniosłem się do Tallahassee, od razu rozpuściłem wici, że szukam kapeli. Szukam kolesi, z którymi mógłbym pograć. Kolega wspomniał mi wtedy o Marku z liceum. Podczas pierwszej wspólnej próby, nie miałem praktycznie pojęcia o muzyce, wiedziałem tylko, że chcę śpiewać. Nie umiałem też rozróżnić, czy ktoś gra dobrze, czy źle - po prostu albo mi się czyjeś granie podobało, albo nie. Myślę, że Mark również był w takim momencie swojego życia, że czekał, aż spotka kogoś, kto potrafi śpiewać i nie będzie mu za bardzo działał na nerwy. Miał za sobą większe i bardziej bolesne doświadczenia z graniem w kapelach, niż ja. Spotkaliśmy się chyba w idealnym momencie, stojąc na rozdrożu i decydując, czy muzyką aby nie warto się na serio.

Reklama

Mark: Myślę, że właśnie dlatego tak się stało. Albo będziemy kucharzami do końca swojego życia, albo wdrożymy swoje marzenia w życie - zaczniemy traktować muzykę na serio i założymy zespół.

Jaką mieliście wizję na przyszłość?

Mark: Być tak wielkimi, jak tylko się da - dotrzeć z naszą muzyką do jak największej liczby osób i być zadowolonym z tego co robimy. Wiesz, wymienić ślęczenie w szkole na koncertowanie w rockowej kapeli. W swoich marzeniach byliśmy beztrosko naiwni. Myśleliśmy, że kiedy tylko nasze piosenki trafią do radia i będą się podobać ludziom to podpiszemy kontrakt płytowy i będziemy sprzedawać miliony płyty, ale...

Scott: Byliśmy bardzo, bardzo naiwni...

Mark: A po fakcie okazuje się, że nie jest to takie łatwe.

Scott: Jest nawet bardzo trudne. Przynajmniej w naszym przypadku. Myśleliśmy, że każda kapela, której piosenki zagrano w radiu, odniosła sukcesy i grała koncerty na stadionach.

Wydaje wam się, że zmieniliście się od czasu powstania Creed?

Mark: Teraz jesteśmy prawdziwymi weteranami (śmiech)

Scott Phillips: Nie jesteśmy już tak naiwni, jak byliśmy na początku. Kiedy trafiasz do tego biznesu, wymaga się od ciebie rzeczy, o których często nie masz zielonego pojęcia. Więc albo sam szybko się wszystkiego nauczysz, albo komuś zaufasz. My mieliśmy szczęście w obydwu tych przypadkach - i szybko pojęliśmy o co chodzi, i otoczyliśmy się wspaniałymi ludźmi.

Mark: Uświadomiliśmy sobie, że wszystkie nasze wyobrażenia na temat tego, jak powinien wyglądać rock and roll, nasza kariera, imprezy po koncertach, pisanie piosenek, czy granie unplugged - tak naprawdę nijak się mają do rzeczywistości i nie o to tu chodzi. Stwierdziliśmy, że chcemy wyłącznie robić muzykę. Na całe szczęście umocniliśmy się w naszym postanowieniu po tym, jak spotkaliśmy kilka zespołów, które zawsze podziwialiśmy, a które również myślały podobnie jak my. Dopiero później dotarło do nas, że w tym zawodzie musimy być też trochę biznesmenami. Chcąc nie chcąc, jeżeli nie zaakceptujesz się takiej roli i postawy, nie uda ci się przypilnować swojej kariery, a w najgorszym wypadku zostaniesz po prostu 'wystrychnięty na dudka'.

Podobno na czas trasy "Human Clay" zupełnie przestaliście komponować?

Scott: Podczas trasy zamiast pisać, chciałem żyć, doświadczać nowych przeżyć. Chciałem się oderwać od tego sposobu myślenia, że wszystko, co narodzi się w mojej głowie, musi potem jakoś wyglądać na papierze. W ten sposób powiedziałem sobie: nie chcę na razie nic pisać. Nie zawsze jestem tym, kogo opisuję w swoich tekstach i to jest normalne, tak wygląda życie. Nieraz czuję, że muszę od tego wszystkiego odsunąć. Musiałem to zrobić, ponieważ chciałem być prawdziwy. Do pisania nie mogę się zmuszać, nie potrzebuję bez żadnych specjalnych motywacji, to musi wychodzić z potrzeby mojego serca. I właśnie dlatego podjąłem taką decyzje. Ponieważ słyszałem taki cichutki głos, taka malutka rzecz w mojej głowie kwestionująca moje motywacje.

Dlaczego album nosi tytuł "Weathered"?

Scott: Myślę, że rozumiesz co zawarte jest w słowie ?weathered" (ten który przetrwał). Ta płyta, pod względem muzycznym i tekstowym, opowiada o wszystkim, przez co przeszliśmy od początku kariery. W pewnym momencie poczuliśmy, że czas na krótki przystanek w pracy. Kiedy w końcu 'kolejka', którą jechaliśmy, zatrzymała na trzy czy cztery miesiące w domu, nadszedł czas podsumowania ostatnich pięciu lat naszej działalności. Pierwszą rzeczą, którą sobie uświadomiliśmy, było to, że przetrwaliśmy! A teraz nadszedł czas na kolejny album.

Czy sukces zmienił sposób waszego komponowania?

Mark: Zawsze powtarzaliśmy, że piosenki piszemy przede wszystkim dla siebie. Szczęśliwie się składa, że nasze ulubione piosenki są również faworytami publiczności. Dopóki nie myślimy, że coś będzie wielkim przebojem, a tylko fajną piosenką, której będzie się słuchać z przyjemnością, odnosimy sukces.

Scott: Tak tworzyliśmy już od dawna. Nie koncentrujemy się na realnych rzeczach. Sprzedanie 20 milionów płyt na całym świecie jest nierealne, mimo że w naszym przypadku jest rzeczywistością. Dzięki Bogu nie jestem w stanie sobie tego jeszcze wyobrazić. Kiedy razem tworzymy jakąś piosenkę, patrzymy na to, czy się nam podoba, a nie ile możemy na niej zarobić.

Płyta "Weathered" jest bardzo dynamiczna. To zamierzony efekt?

Scott: Co ciekawe, o dynamice tej płyty możesz przekonać się nawet jeszcze przed jej przesłuchaniem. To pierwsza rzecz, na jaką zwrócisz uwagę patrząc na jej spis utworów. Jeden nosi tytuł ?Bullets (Kule)", drugi to dla kontrastu ?Lullaby" (kołysanka). Takie utwory oparte są jakby na różnych biegunach. I to chodziło - żeby przechodzić od jednej skrajności w drugą. To pokazuje naszą różnorodność.

Mark: Najlepszą sprawą w zespole jest wypracowanie własnego brzmienia, które sprawdza się i w szybkich, i w wolnych utworach. Jest charakterystyczne w każdej sytuacji.

Scott: Ta płyta jest najcięższym materiałem, jaki kiedykolwiek zrobiliśmy, a zarazem najlżejszym. Wiesz o czym mówię? Taka umiejętność to dar od Boga. Tak jak każdy ma w sobie jakiś talent - odkryty lub nie. Ja mam talent do śpiewania i pisania tekstów, Mark do grania na gitarze, a Scotta do perkusji.

Czy "Weathered" uważacie za swoją najlepszą płytę?

Mark: Nie chcę zabrzmieć banalnie, ale to chyba rzeczywiście nasza najlepsza płyta w całej karierze.

Scott: Zdecydowanie!

Scott P: Myślę, że każdy tak młody zespół, jak nasz, zaczyna w pewnym momencie szukać sposobu na swoją długowieczność. Zastanawia się co zrobić, żeby zbyt szybko nie przeminąć. Zresztą gdybyśmy nie myśleli, że nasz trzeci album jest lepszy od dwóch poprzednich, to pewnie jeszcze siedzielibyśmy w studio i szlifowali przy niej każdą nutę.

Scott: Kiedy nadejdzie dzień, że przestanę się rozwijać i będę czuł, że ten zespół nie może być już lepszy i lepszy - odejdę. Zresztą pewnie wszyscy trzej doszlibyśmy do tego samego wniosku. Kiedy nie będziemy mogli z siebie już nic nowego wykrzesać, dla zespołu będzie to znaczyło tylko jedno - śmierć.

Producentem waszych trzech płyt jest ten sam człowiek. W jaki sposób go wybraliście?

Mark: John Kerzweg w czasie, gdy produkował naszą pierwszą płytę, był chyba najlepszym producentem w Tallahassee, gdzie chodziliśmy do liceum. Później niewiarygodnie dobrze sprawdził się przy produkcji naszego drugiego albumu. Uznajemy go już więc jakby za członka naszej rodziny. Przy ?Weathered" współproducentem - oprócz Johna - został również Kirk Kelsey, dźwiękowiec z naszej trasy koncertowej. Sami też współprodukowaliśmy album. I to była grupa utalentowanych osób, a każdy wiedział, co robi i każdy znajdował równowagę. Wszystko wyszło wspaniale.

Opowiedzcie o pracy nad teledyskiem do pierwszego singla z płyty - ?My Sacrifice".

Scott: Przy tym klipie pracowaliśmy z reżyserem Davem Meyersem. Powiedziałem mu dokładnie, jaki mam pomysł, co dokładnie znaczy dla mnie ta piosenka. I zgodnie z moją prośbą, teledysk aż kipi surrealizmem i symboliką. To wspaniały reżyser. ?My Sacrifice" to jednocześnie pierwszy teledysk, nad którym mieliśmy pełną kontrolę. Jesteśmy z niego dumni. Ważne jest to, żeby nie traktować siebie zbyt serio, to wszystko to przecież rozrywka, zabawa - więc największy problem z nami na planie tego klipu było to, że nie potrafiliśmy zachować odpowiedniej powagi. Właściwie to normalnie też się non-stop wygłupiamy. Jak już mówiłem - ten teledysk to dla nas przede wszystkim głęboka symbolika, ale i wiele zabawnych rzeczy, które wydarzyły się poza planem, a o których możliwe, że kiedyś powiemy naszym fanom.

Dlaczego nie lubicie opowiadać o znaczeniu swoich piosenek?

Scott: Sądzę, że fani Creed kupują nasze płyty ze specyficznego powodu. Może dla gitarowych riffów Marka, może dla perkusji Scotta, a może właśnie z powodu specyfiki naszych tekstów? Opowiadając o znaczeniu piosenki, czy treści danego utworu, obdziera się go z własnych, indywidualnych interpretacji utworu, do których przyzwyczailiśmy już naszych fanów. Jeśli ktoś ma swoje własne wyobrażenie co do znaczenia jakiejś piosenki, nie chcę mu tego rujnować. To jest właśnie najważniejsze w naszej twórczości - każdy odbiera ją indywidualnie.

Czym różni się Creed od innych zespołów?

Scott P: Osobiście uważam, że to właśnie teksty mają duży wpływ na nasz sukces, na identyfikację zespołu. Choć nie bez znaczenia jest i nasza muzyka. Ale od samego początku to, co raziło nas w utworach granych w radio, polegało na tym , że w przeważającej większości były one zupełnie pozbawione treści. Czuliśmy, że oprócz bycia dobrymi muzykami, mamy ludziom jeszcze coś do powiedzenia. Wydaje mi się, że przemysł muzyczny również skłania się teraz w tym kierunku - to znaczy szuka zespołów zespołów, które coś słuchaczom oferują. Cieszę się, że my i kilka innych zespołów z powrotem wprowadziliśmy treść do rock and rolla. Bo nasza generacja potrzebuje jakiegoś głosu. Ci ludzie kupują płyty, ale i już kształtują swój światopogląd, głosują, a już niedługo będą decydować o przyszłości świata.

Czy przekaz Creeda jest duchowy?

Scott: Nie zawsze. Myślę, że już na samym początku zaszufladkowano nas nie do końca do właściwej kategorii. Nie śpiewamy wyłącznie o Bogu, on stanowi około 30% tematów, jakie poruszamy. A co z pozostałymi 70%? To jest prosty przekaz, mówiący o byciu człowiekiem, o jego uczuciach i rozterkach. Mówimy o rzeczach, które czuje każdy, i o których myśli. Sądzę, że dlatego ludzie zwrócili się ku naszej muzyce, gdyż mogą się z nią identyfikować.

Jak sądzicie, dlaczego muzyka Creed ma tak międzynarodowy zasięg?

Scott: Muzyka jest najbardziej rozpoznawalną marką, czytelną nawet dla tych, którzy czytać nie potrafią. Nas słuchają też ludzie, którzy nie rozpoznają ani jednego naszego słowa, ale mimo to wiedzą, co mówię. Czują w naszej muzyce siłę, emocje i energię? Dla mnie osobiście wyjątkowy jest związek Marka z jego gitarą, sposób ,w jaki gra, jego pasja jest taka sama, jak ta, którą ja wkładam w pisanie i śpiewanie.

Mark: Nie czas na twój cytat?

Scott: Tak - pasja rodzi zwolenników (?passion breeds followers"). To słowa, które wypowiedziałem jeszcze w 1994 roku w ?Blind Ambition", kiedy próbowałem wszystkich przekonać, że pewnego dnia będziemy gwiazdami rocka. I stało się! Tak długo, jak długo będziemy się pasjonować tym, co robimy, ludzie będą nas słuchać. Słuchać, nie tylko słyszeć.

Czy planujecie koncertować z nowym materiałem?

(P): Materiał z nowego albumu, jak również i z dwóch pozostałych, świetnie brzmi na koncertach. Nie moglibyśmy odmówić sobie tej przyjemności, by zaprezentować go wam na żywo jak najszybciej.

Scott: Nie koncertując wychodzisz z formy.

Scott P: Marzy nam się nawet kilkuletnia trasa koncertowa, ale nie macie pojęcia, jakie to wyczerpujące.

Scott: Szczególnie światowe tournee. Za każdym razem oznacza ono przynajmniej parę miesięcy grania, chyba że możesz nie jeść, nie spać i każdego dnia koncertować po kilka razy. A to jest niewykonalne i psychicznie, i fizycznie. Żeby utrzymać w dobrej formie mój głos, muszę za każdym razem mieć przynajmniej dwudniową przerwę. Bardzo eksploatuję gardło, kiedy śpiewam. Z takim systemem pracy i chęcią dotarcia wszędzie, gdzie ludzie chcą nas zobaczyć, można by koncertować faktycznie i kilka lat.

Czy jako Amerykanie macie przesłanie, które chcecie przekazać światu?

Scott: Trzeba zachować siłę. Być wytrwałym. Cokolwiek się wydarzy, życie toczy się naprzód. To, że mamy możliwość koncertowania na całym świecie i dawania ludziom chwili rozrywki, to fajna sprawa. Ale jest to również ogromna odpowiedzialność - jeżeli coś wyniesiecie z naszych koncertów, to poczucie jedności nie tylko z narodem amerykańskim, ale z ludźmi całego świata. Jesteśmy jednością i w tym postanowieniu powinniśmy być właśnie szczególnie wytrwali.

Dziękuję za rozmowę.

Na podstawie materiałów promocyjnych Sony Music.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: utwory | liceum | słuchać | trasy | muzycy | muzyka | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy