Reklama

"Doceniamy każdą drobnostkę"

Porównując z poprzednim waszym albumem "Recipe For Disaster", "Tequila" wydaje się być materiałem bardziej dojrzałym. Owszem, tamta płyta miała swój klasowy urok, jednak na nowym longplayu własny styl Brand New Sin jest bardziej namacalny.

Trafiłeś w samo sedno, mój przyjacielu! O to właśnie nam chodziło i to osiągnęliśmy. Dzięki za czujność! (śmiech).

Poszczególne kompozycje łatwiej też chyba zapadają w pamięć. Racja, do tej pory mieliście w arsenale wiele utworów, które wciągały, niemniej tym razem numery wyraźnie się od siebie różnią. Pojawił się większy kontrast, co jest oczywiście plusem. Trudno się tym znudzić.

Reklama

Znów czytasz w moich myślach. Chcieliśmy, żeby ten album był wyraźnie odmienny od dwóch poprzednich. Zupełnie inaczej podeszliśmy do komponowania i nagrywania, i to słychać. Nie chcieliśmy, żeby ta płyta była nudna w jakimś momencie. Muzyka i teksty są bardzo mroczne i wydaje mi się, że przełożyło się to na klimat "Tequilii".

Gdy rozmawialiśmy ostatnim razem, wspominałeś, że na "Recipe For Disaster" przygotowaliście aż 70 utworów, z których wybraliście te, które ostatecznie pojawiły się na tamtej płycie. Czy podobnie przebiegało to tym razem?

Nie, aż tyle tego teraz nie było. Na napisanie "Recipe For Disaster" mieliśmy półtora roku, a na "Tequilę" jedynie kilka miesięcy. Pod względem organizacyjnym nie byliśmy w stanie przygotować aż tak wielu numerów, choć napisaliśmy spory kawał muzy. Na tej płycie chodzi głównie o klimat. Wykorzystaliśmy jednak trzy kompozycje z sesji "Recipe..." ("Said And Done", "Old" i "See The Sun").

Ewoluujecie, ale nie wymiękacie brzmieniowo. To się ceni. Materiał jest wciąż ciężki i ma metalowy posmak. Pasuje fanom rocka, jak i zwolennikom metalu, młodym i starym. Niezły fart.

To jest najlepsze. Dzięki temu możemy iść z naszą muzyką w dowolnym kierunku. Oczywiście, jest też lżejsza strona Brand New Sin, która nam pasuje, ale nie ma tego zbyt wiele na "Tequilii". Nasza muzyka jest wystarczająco silnie zakorzeniona w klasycznym rocku, aby podobać się starszym fanom, oraz na tyle gniewna, żeby dotrzeć do młodszego pokolenia.

Mimo że gracie doskonałe melodie, "Tequila" jest albumem trochę bardziej złożonym, z kilkoma nowymi elementami. Macie świetne wyczucie w łączeniu chwytliwych melodii z bezpretensjonalnym sposobem gry. Słowem, nie ma tu banału.

Myślę, że "Tequila" to naturalny krok w muzycznej ewolucji Brand New Sin. To wyrażenie naszych nastrojów w tamtym czasie. Naszym celem było nagranie albumu, który brzmiałby inaczej niż to, co serwowane jest dziś w głównym nurcie, tak muzycznie, jak i brzmieniowo. Jest w tym Brand New Sin, choć poszliśmy nieco dalej w sferze pisania muzyki i naszych umiejętności.

Co jest zatem najważniejszym znakiem firmowym Brand New Sin?

To jasne jak słońce - bezpośredni, pozbawiony ozdobników rock'n'roll!

O co chodzi z tytułem płyty oraz pewnymi nawiązaniami do Meksyku (okładka, niektóre melodie)? Z czym to się je? Kapela z Nowego Jorku, grająca southernrockową muzykę z meksykańskimi odniesieniami. Można się pogubić.

Tytuł "Tequila" to był początkowo żart. Zaczęliśmy przynosić każdego dnia na próby butelkę tequilii i piliśmy ją podczas pisania płyty. Zauważyliśmy, że ma ona swój wpływ na nasz nastrój i na to, jak bardzo podoba nam się kształt tych utworów. Brzmi to teraz tak, jakbym robił z nas bandę alkoholików (śmiech).

Ale to też miało swoje znaczenie. Pod jej wpływem zaczęliśmy rozmawiać o ogólnym klimacie płyty, grafice, uruchamiać wyobraźnię i pomysły, które w końcu zostały urzeczywistnione. Po prostu wydawało nam się to fajną sprawą.

Utwór "Reaper Man" to cudeńko! Uwielbiam go. Jak przekonaliście lidera Type O Negative, żeby zaśpiewał w tej piosence?

Pete (Steele) zawitał do nas dzięki producentowi Joey'emu Z (m.in. Life Of Agony, Stereomud, Carnivore). To długoletni przyjaciel Pete'a, grający dziś w nowym składzie Carnivore. Pewnego dnia, gdy siedzieliśmy w studiu zadzwonił Pete i zapytałem się Joey'ego, czy Pete miałby ochotę zaśpiewać w "Reaper Man". Jest w tym utworze taka partia, które wręcz prosiła się o jego głos.

Nagrywaliśmy w innym studiu niż poprzednio. Czy tym razem spełniono wasze oczekiwania?

Jesteśmy bardzo zadowoleni. Praca z Joey'em Z wydobyła z naszej muzyki kolejny wymiar, którego wcześniej nie było. Przed wejściem do studia, większość pomysłów i utworów mieliśmy już przygotowanych. Joey bardzo pomógł nam w ustawieniu brzmienia, daniu z siebie jeszcze więcej i uchwyceniu dźwięku, którego poszukiwaliśmy. Wszystko ma tu swoje uzasadnienie. Album miał brzmieć surowo, szorstko i żywo. I tak jest.

Brand New Sin staje się zespołem coraz popularniejszym. Nie zmienia to jednak waszego nastawienia. Nie zachowujecie się jak gwiazdy rocka, nie odwracacie się od ziomków z robotniczych dzielnic.

My pewnie nigdy nie zostaniemy gwiazdami rocka. Nasza wspinaczka ku popularności przebiega raczej wolno i cieszymy oraz doceniamy każdą drobnostkę. Wszyscy pochodzimy z robotniczych rodzin, dzielnic, zakładów pracy czy miast, dlatego jest w nas wiele pokory.

Skąd pomysł na przerobienie "House Of The Rising Sun" Animals?

Mieliśmy to już w planach, gdy zaczynaliśmy pisać muzykę na tę płytę. Dobrze bawiliśmy się grając ten utwór od czasu do czasu na próbach i ostatecznie stwierdziliśmy, że dobrze byłoby umieścić go na albumie. Przerabianie cudzych numerów to zawsze spora zabawa, ale i pewne ryzyko. To trzeba zrobić ze smakiem, no i dodać coś od siebie. Ta kompozycja jest bardzo mroczna, a jej tekst doskonale pasuje do reszty utworów.

Płytę wzbogacono o akustyczne wykonanie wideo, waszego utworu "Crank It Up", będącego oficjalnym, muzycznym tematem wejścia na ring wrestlera Big Showa. Ten rodzaj, niemal cyrkowych, amerykańskich zapasów nie jest w Europie zbyt popularny. Kim jest zatem rzeczony Big Show? Znacie go osobiście? No i czy jego "show" jest naprawdę "big"?

Big Show to jeden z najpopularniejszych zapaśników organizacji WWE. Nie znaliśmy go, gdy powstawał ten utwór, ale bywamy na tych imprezach i kilka razy się z nim spotkaliśmy. Jest fanem naszej muzyki, a także heavy metalu.

To największy człowiek, jakiego kiedykolwiek widziałem. Stojąc przy nim wyglądam jak 3-letnie dziecko, a po zdjęciach naszego zespołu dokładnie widać, że wcale nie jestem jakimś kurduplem (śmiech).

Kiedy zawitacie do Europy?

W styczniu jedziemy w trasę po Wielkiej Brytanii z Soil. Mamy też w planach europejskiej tournee nieco później, w 2007 roku, także na pewno się zobaczymy. Trzymaj się!

Ty też. Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Po prostu | niedocenianie | show | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy