AJLA: "Nie jestem aż tak mroczną osobą" [WYWIAD]
Jeszcze całkiem niedawno AJLĘ szybciej można było spotkać w jazzowych klubach niż na scenach miejscówek znanych z goszczenia artystów z szeroko pojętego urban music. Niedawno w labelu Dyspensa Records wydała swoją debiutancką EP-kę "Ala17 EP", mocno romansującą z klimatami trip-hopowymi. W wywiadzie z nami opowiada o jej niełatwym powstawaniu, swoich dalszych ruchach i planach, a także związkach ze środowiskiem jazzowym.

Rafał Samborski, Interia: Dziennikarze, rozmawiając z artystami, którzy jeszcze nie są szeroko rozpoznawalni, często zadają pytania w stylu "Czy możesz się przedstawić?" albo "Kim jesteś?". A ja przewrotnie cię zapytam, kim na pewno nie jest AJLA?
AJLA: - Na pewno nie jest raperką (śmiech). I na pewno nie jest Alą17.
A jednak ochrzciłaś tym pseudonimem swoją debiutancką EP-kę.
- Tak, jak ją tworzyłam, byłam znana jako Ala17, ale czułam od początku, że nie chcę do końca być kojarzona jako ta Ala17, która udzieliła się na płycie Ćpaj Stajlu. Do tego ten pseudonim nadał mi mój były chłopak, więc takim zabiegiem chciałam dokonać odcięcia od tego etapu w moim życiu. Przy czym jednocześnie go upamiętnić, bo ostatecznie spędziłam jako Ala17 mnóstwo ciekawych, inspirujących chwil. Ostatecznie była to przygoda, której stawiam tą EP-ką pomnik.
Nie do końca chciałaś być kojarzona, a jednak wraz z Cool P ze Ćpaj Stajlu zajmowaliście się wspólnie produkcją EP-ki. Przyznaję, że raczej trudno było się po nim spodziewać trip-hopowych klimatów. Słyszę na "Ala17 EP" chociażby dużo wpływów Portishead i przyznaję, że to nie był zbyt oczywisty wybór, mając w pamięci poprzednie produkcje tej ekipy. Długo się docieraliście w tej współpracy?
- Proces tworzenia wyglądał tak, że przenosiłam szkielety piosenek, czyli sample, rytmy i harmonię. Wiedziałam, jaka muzyka mi się podoba, ale nie ukrywam, że musieliśmy się długo docierać. Z jednej strony, Cool P pokazał mi cały świat produkcji elektronicznej - przestrzenny, nowoczesny. Z drugiej strony, chciał uprościć mój jazzowy sznyt, który nie pasował mu do końca do koncepcji. Przez to czasami dochodziło między nami do drobnych spięć. Cool P miał tendencję do upraszczania utworów, podczas gdy ja chciałam je komplikować. Mimo tych różnic, udało nam się znaleźć wspólny język. Trip-hop okazał się być tym, co nas połączyło i pozwoliło stworzyć coś wyjątkowego.
To ciekawe, bo o ile Massive Attack czy Tricky byli określani mianem "hip-hopu na kwasie", tak Portishead nadawano etykietkę "jazzu na kwasie" - w trip-hopie to była ta rzecz bardziej zmysłowa, poetycka, soulowa. Podczas gdy cała masa innych produkcji jest brudna i agresywna.
- Przede wszystkim mroczna, a ja nie jestem aż tak mroczną osobą.
Ostatecznie udało się ten jazz przemycić. Chociażby w twoim fragmencie singlowego "Obłędu". Cool P z kolei wjeżdża tam z trapem na auto-tune.
- Celowo stworzyliśmy coś, co różni się od siebie na wielu poziomach i zdajemy sobie sprawę, że niektórych mogło to szokować, ale taki właśnie był zamysł. Ta różnorodność jest najczystszą reprezentacją tego, jak bardzo się od siebie różniliśmy. To była autentyczna opowieść o naszych trudnościach w dogadywaniu się, co zresztą wyraźnie słychać w "Obłędzie". Wielokrotnie w trakcie prac nad utworami dochodziło między nami do tarć, czy też wręcz drobnych wojen, ale ostatecznie dochodziliśmy do kompromisu, który zadowalał obie strony.
Wywodzisz się ze środowiska jazzowego i myślę, że dla wielu osób to, co tworzysz teraz jako AJLA, może wydawać się wręcz obrazoburcze. Jak jest to przez nich odbierane?
- Mam wielu znajomych, którzy grają na co dzień jazz, ale też zajmują się na przykład hip-hopem. Łączenie różnych gatunków z jazzem staje się coraz bardziej popularne, więc w żaden sposób nie obserwuję tego, by było to źle odbierane.
A jak twoje doświadczenie jazzowe przekłada się na to, co można usłyszeć na koncertach?
- Myślę, że dzięki koncertom jazzowym wypracowałam sobie bardzo duży warsztat aktorski. Szczególnie pod kątem interpretacji treści. Ukończyłam krakowską Szkołę Jazzowej Muzyki Rozrywkowej - to kluczowe, bo nauczyło mnie to swobodnego podejścia do muzyki oraz improwizacji, którą mogę wnieść na swoje koncerty. Jazz nauczył mnie też wolności muzycznej, tego, że to wszystko jest płynne, plastyczne, zmienne w zależności od dnia. Również tego, że muzyka jest płaszczyzną służącą do wyrażania tego, co się czuje w danym momencie, a nie czymś, co się niezmiennie odtwarza.
Na albumie gościnnie pojawia się Kacha z Coals. Chciałbym spytać, jak doszło w ogóle do waszej współpracy?
- Kacha zaczęła mnie obserwować na Instagramie. Wydaje mi się, że przez Ćpaj Stajl, bo był taki moment, że grała koncert dzień po koncercie Ćpaj Stajlu w krakowskim klubie Studio. Jakiś czas później napisała do mnie, że przesłuchała moją muzykę na SoundCloudzie, w tym utwór "Usypiasz jak lek", który był dostępny jeszcze w wersji bez Zdechłego Osy. Napisała mi, że bardzo jej się podoba, będzie pisać o feata. Nie muszę wspominać chyba, jak mogła wyglądać moja reakcja, skoro z polskich wokalistek Kacha jest jedną z tych artystek, które cenię najbardziej. Pierwotnie miała być to w ogóle inna piosenka, bo musisz wiedzieć, że większość numerów z EP-ki miała już rok, zanim została zmiksowana. Stwierdziłam, że mam teraz taki warsztat, iż jestem w stanie zrobić coś na szybko. Wysłałam numer do Kachy, spytałam, czy się dogra i na szczęście się udało.
Czyli szybka piłka.
- Tak, chociaż strasznie się tym stresowałam (śmiech).
Ale rozumiem, że "Ala17 EP" to zapowiedź większych ruchów?
- Tak, trzeba było pogodzić jej tworzenie z tym, że Cool P pracował jednocześnie nad krążkami Ćpaj Stajlu. Pewnie gdyby nie to, to udałoby się cały ten proces zakończyć dużo szybciej. Dlatego czuję się trochę nienasycona tą premierą, bo jestem dość niecierpliwą osobą. Więc w oczekiwaniu na nią pracowałam nad numerami na kolejny album i w tej chwili mam ich już 10.
A możesz zdradzić coś więcej?
- Chciałabym popracować z większą liczbą producentów - z niektórymi zresztą już się skontaktowałam. Planuję też wprowadzić na album więcej jazzowych elementów, wzbogacić brzmienie o żywe instrumenty, a jednocześnie nie zatracać tego elektronicznego sznytu. Wiele zależy od współpracy z producentami, którzy mogą nadać tej muzyce nowe kierunki, ale jednocześnie chcę zachować spójność i charakterystyczny styl, który był już słyszalny na "Ala17 EP".