Reklama

Romuald Lipko. Wdowa po muzyku opowiedziała o jego ostatnich chwilach

W lutym 2020 roku Polskę obiegła smutna informacja o śmierci Romualda Lipko. Mózg Budki Suflera, autor wielu nieśmiertelnych przebojów, które śpiewali również inni polscy artyści, zmarł po krótkiej walce z nowotworem dróg żółciowych wątroby. Wdowa po artyście, Dorota Lipko, opowiedziała Plejadzie, jak radzi sobie z jego stratą po ponad dwóch latach.


Romuald Lipko w 2019 roku reaktywował Budkę Suflera. Grupa po pięcioletniej przerwie powróciła w nieco zmienionym składzie, z innym wokalistą. Nic nie wskazywało na to, że jesienna trasa po Polsce będzie ostatnią, w jakiej udział weźmie legendarny klawiszowiec i muzyk. 

Tego samego roku u Romualda Lipko zdiagnozowano nowotwór dróg żółciowych wątroby. Trwające pół roku leczenie niestety nie przyniosło rezultatów, a Lipko zmarł na początku lutego 2020 roku. Autor wielu przebojów Anny Jantar czy Budki Suflera został pochowany na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie. Na jego nagrobku napisano "Cisza jak ta", tak jak nazywał się jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów Budki.

Reklama

Dorota Lipko, wdowa po muzyku, w rozmowie z Plejadą przyznała, że nadal trudno jej się pogodzić z odejściem męża. Ta śmierć wydaje jej się nadal zbyt niespodziewana i nierealna.

Jak opowiada żona Lipko, muzyk liczył, że wróci do pełni zdrowia, ale liczył się też z możliwością pokonania go przez chorobę. "Mówiliśmy mu, że to po prostu kryzys. On wierzył w to do końca. Były oczywiście też takie momenty, gdy przeczuwał, że może to być koniec. Dla mnie zaskakującym pożegnaniem było to z Andrzejczakiem. Romek je sobie zaplanował. Mówił do Andrzejczaka: 'Feluś, usiądź, chcę cię o coś poprosić. Bardzo chciałbym, żebyś ty mi zaśpiewał 'Czas ołowiu''. Felek znieruchomiał i powiedział: 'Romek, co ty mówisz? Nie dam rady. To jeszcze nie teraz'. A on mówił: 'Dasz, bardzo cię proszę'. Kiedy Dutkiewiczowie od niego wychodzili, powiedzieli 'do zobaczenia', a Romek odpowiedział: 'Do zobaczenia, ale gdybyśmy się nie zobaczyli to bye, bye'. Z jednej strony wierzył, że będzie żył, ale jednocześnie przeczuwał, że może się to nie udać" - opowiada w Plejadzie.

Romuald Lipko zmarł w lutym 2020 roku. Do końca wierzył, że wyzdrowieje

Artysta zmarł 6 lutego 2020 roku. Minęły już prawie 3 lata, ale strata męża nadal jest dla niej niezwykle trudna. "Jeździliśmy codziennie o 17.00 na rynek, ale nie byłam tam od jego śmierci. Moje życie bardzo się zmieniło. Nie mam jeszcze na tyle siły, odwagi, by normalnie funkcjonować. Muszę być teraz w tym domu i mężczyzną, i kobietą. W Lublinie mamy drugie mieszkanie. O nie też trzeba zadbać" - twierdzi Dorota Lipko.

Małżeństwo spędzało sporo czasu w domu w Kazimierzu Dolnym. Po dziś wdowie jest czasem jest trudno odnaleźć się w domu, w którym na każdym kroku spotyka pamiątki po ukochanym. Mimo to stara się nie skupiać na tym swojej uwagi i po prostu żyć dalej. Mimo to, wiele rzeczy zwyczajnie przypomina jej o Romualdzie.

"Czuję się tu świetnie. Mimo iż zarówno tamten, jak i ten dom to miejsca, gdzie są same pamiątki, o które się potykam. To jest dla mnie najtrudniejsze. W tym domu dopiero teraz zaczynam powoli robić porządek. Tamtego jeszcze nie ruszyłam. Wisi w nim pokrowiec z ubraniami Romka z ostatniego koncertu. W sypialni, w której spał przed wyjazdem do szpitala, nadal sterczy kołdra. Wydawało mi się, że to minie szybciej. Poza tym wydaje mi się, że inaczej jest się godzić z żałobą człowieka niebędącego osobą publiczną" - dodaje.

"Byłam wychowana w wielopokoleniowym domu. Śmierć nie była dramatem, tylko jakimś etapem. W domu byłam tylko 18 lat, a z Romkiem 49. Zastanawiałam się, dlaczego to tyle trwa, przecież ja muszę funkcjonować, muszę załatwiać sprawy, o których nigdy nie miałam pojęcia" - opowiada o odnalezieniu się w nowej rzeczywistości.

Wdowa zauważa, że często czuje obecność swojego męża w często niespodziewanych i prozaicznych momentach. Przywołuje zabawę z wnuczką i moment. "Tak, są takie momenty. W przeddzień rocznicy śmierci Laura siedziała mi na kolanach, rozczesywałam jej włosy. Powiedziałam jej, że jutro jest druga rocznica śmierci dziadzia, więc musimy dziś się przygotować, bo jutro jedziemy do Lublina. Laura powiedziała, że wydawało jej się, że to już trzecia rocznica, ale wyjaśniłam jej, że druga. I w tym momencie usłyszałyśmy głośny akord fortepianu. Chwila grozy. Laura spojrzała na mnie przerażona. Nie wiedziałam, co się stało. Laura odwróciła głowę i powiedziała: 'Babciu, to kot skoczył na fortepian'" - opowiada Dorota Lipko.

Jej zdaniem to mały znak obecności Romualda Lipki w ich życiu. "Był to niesamowicie piękny dźwięk. Kilka godzin później przyjechał tata Laury. Opowiedziała mu, co się wydarzyło. Po czym syn zaprowadził mnie do jadalni i pokazał leżącą na tarasie atrapę fortepianu, która pełniła funkcję dekoracji przed domem, leży do góry nogami. Akurat w przeddzień rocznicy. Najbardziej brakuje mi Romka głosu" - mówi.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Romuald Lipko | Budka Suflera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy