Reklama

Missy Elliott: Historia o brzydkim kaczątku

Nie wypina pupy w cekinowych szortach, nie ma chłopaka z pierwszych stron gazet. Waży tyle, co Nicole Richie, Mischa Barton i Keira Knightley razem wzięte. Nie stroi fochów jak Jennifer, pracuje więcej niż Mariah, zarabia dwa razy tyle co Britney. I jest ważniejsza niż one wszystkie razem wzięte. Jedna Madonna może się z nią równać. Jej świetna kumpela, nawiasem mówiąc.

Jest producentką, raperką, wokalistką, kompozytorką, autorką tekstów, kobietą biznesu... Właśnie, przede wszystkim jest kobietą.

W białym świecie poplasek to przywilej, który pozwala ci sprzedawać miliony płyt. W czarnym świecie hiphopowych herosów, jesteś nic nie znaczącym dodatkiem w bikini. Chyba że w żadne bikini się nie zmieścisz i z nieprzystosowania zrobisz swój największy atut. Pewnie, nie obyło się bez łez i walenia głową w oporny mur.

Ale gdy w 1997 roku stała na scenie razem z Lil' Kim, Da Brat, Angie Martinez i Left Eye, ustanawiała nową siłę w hip hopie, a może i w muzyce w ogóle. Szanujcie nas. Nie za to, że jesteśmy piękne. Za to, że jesteśmy cholernie dobre. Tak dobre, że za piosenkę "Not Tonight" dostały nominację do nagrody Grammy.o było pierwsze wielkie wejście Missy w świat, który pociągał ją od zawsze. Jej matka wspomina, że kilkuletnia Melissa zamykała się w pokoju, ustawiała misie i rozpoczynała koncert. Później przeniosła się przed poważniejsze audytorium - śpiewała z matką w kościele. Czyli co, piękna historia o brzydkim kaczątku przemienionym w królową R&B rozpoczęta w 1971 roku gdzieś w Portsmouth?

Reklama

Niekoniecznie. Długo nie chciała o tym mówić, dopiero jako trzydziestoletnia kobieta zmierzyła się z demonami przeszłości. Z przemocą w rodzinie, z wykorzystywaniem seksualnym. Nastoletnie lata wspomina jako czas głębokiej depresji, z której zaczęła powoli wychodzić, gdy jej ukochana mama zdecydowała się opuścić brutala.

Bywało ciężko. Ale nie było dnia, by nie napisała listu do Michaela albo Janet. Miała już swoje piosenki, miała pierwsze sukcesy na konkursach wokalnych. Pod koniec lat 80. miała też pierwszy zespół, Sista. Nie mogąc przebić się na lokalnym rynku, postanowiły podpiąć się pod tych, którym się udało. Dziewczyny zakradły się do garderoby zespołu Jodeci i pokazały, na co je stać. Ich występ a cappella zaowocował kontraktową propozycją i biletem do Nowego Jorku. Gdy postawiła pierwszy krok, którym rozpoczynała wielką podróż, wyciągnęła rękę do przyjaciela. Nazywał się Timbaland i był kolegą Missy z czasów podwórkowych.

Wielka ucieczka w 1991 roku nie mogła odbyć się bez niego, początkującego producenta. Nie, nie chłopaka Missy ani wtedy, ani dziś. Gdyby za każde pytanie o romans Missy i Timbaland pobierali dolara, zarabialiby lepiej niż na swoich produkcjach. Ale wtedy, na początku lat 90. mogli jedynie marzyć o milionach dolarów.

Trzy nowojorskie lata miały zsumować się w album "4 All The Sistas Around The World", ale nie wyszło. To znaczy, nie wyszedł. Album. Kłopoty finansowe wytwórni Swing Mob zatrzymały wydawnictwo w studiu. Zespół przestał istnieć. Przetrwali najzdolniejsi. Missy i Timbaland dostali propozycję artystycznej opieki nad Jodeci i pracowali nad dwoma albumami grupy.

Zaopiekowali się też młodą dziewczyną, która uciekała spod ramion opiekuńczego męża. Kim była Aaliyah bez R. Kelly'ego? Śliczną buzią z dobrym głosem, jakich tysiące. Z teamem Timbaland/Missy stała się najważniejszą młodą wokalistką R&B. Płyta "One In A Million" sprzedała się w ośmiomilionowym nakładzie. Talenty Elliott zwróciły uwagę bossów. Dostała propozycję założenia wytwórni i rozpoczęcia kariery solowej. Miała dwadzieścia pięć lat.

Zakładając The Goldmind Records, zrobiła kuku samemu P.Diddy'emu, który wtedy pewnie nazywał się inaczej. Nalegał, by Missy zasiliła jego Bad Boy Records. Nic z tego. Może nie była najpiękniejszą dziewczyną w klasie, ale wie, co zrobić, by chłopcy tracili dla niej głowę. Taki Snoop Dogg potrafił zadzwonić do radia i prosić ją na antenie, by zgodziła się z nim współpracować. To lepsze niż oświadczyny na środku ulicy.

Ale to za kilka lat. Na razie mamy rok 1997, na rynku ukazuje się "Supa Dupa Fly", debiut osoby, która dotąd była na drugim planie. R&B to Janet, TLC, En Vogue, rap to Salt'n'Pepa? A nie takie brzydkie kaczątko! Missy nie tylko nie mieściła się w rozmiar 36, ale i w większość kanonów. Duża dziewczyna z krótkimi włosami i grymasem na twarzy. Świetny materiał na producenta, ale na gwiazdę? Pojawił się jeden odważny, Hype Williams. Guru czarnego wideoklipu, połączył siły z Missy.

To, co zobaczył świat w "Da Rain (Supa Dupa Fly)", przeszło do historii.

"Żeby odwrócić uwagę od moich gabarytów, musiałam pokochać moje piosenki i zaakceptować mój rozmiar. Nie muszę chudnąć, nie muszę wciskać się w małe ubrania, ludzie mogą mnie polubić i bez tego" - komentowała Missy.

Nadmuchiwane kostiumy, które nie kryły kształtów wokalistki, tylko bardziej je podkreślały, stały się jej znakiem rozpoznawczym. Missy świat nie tyle usłyszał, co zobaczył, tym bardziej że płyta "Supa Dupa Fly" zebrała ciepłe, acz nieentuzjastyczne recenzje. Jednak przebój, jakim stał się "Da Rain", i trzy nominacje do MTV Video Music Awards starczyły, by Missy pod koniec 1997 roku odebrała od "Rolling Stone" tytuł rapowej artystki roku.

Zamieszanie, jakie wywołała w świecie braci potrzebujących sióstr tylko w łóżku, sprawiło, że została zaproszona na prestiżową trasę koncertową Lilith Fair. Sarah McLachlan, pomysłodawczyni przedsięwzięcia, zapraszała liczące się w muzyce kobiety na występy. Tam objawiały się talenty ezoterycznej Fiony Apple i dziewczyny z sąsiedztwa, Sheryl Crow. Delikatna Tori Amos wychodziła na scenę po buntowniczej Liz Phair. Ale i tak nikt nie był bardziej egzotyczny niż Missy. Z nią trzeba było się liczyć. Lil' Kim, Foxy Brown, Mary J. Blige, wszystkie zawdzięczają jej to magiczne słowo - szacunek.

W 1998 roku zdołała zaistnieć na rynku brytyjskim. To za sprawą producentów Mel B, którzy wymyślili, że solową karierę byłej Spice Girl ustawi gwiazda zza Atlantyku. Ich wspólne "I Want You Back" dotarło na szczyt brytyjskiej listy. W ojczyźnie unowocześniała brzmienie Whitney Houston, pracując nad jej płytą "My Love Is Your Love". Whitney, która wtedy była jeszcze kimś innym niż wszystkomanką, tym zaproszeniem wpuściła ją na salony. Missy dołączyła do grona topowych producentów. Jako jedyna dziewczyna w gronie najbardziej wpływowych ludzi amerykańskiego show-bizu.

Machina
Dowiedz się więcej na temat: Nicole Richie | one | świat | timbaland | missy elliott
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy