Ja Rule nie kończy kariery
Ja Rule, popularny amerykański raper, który przy okazji jest także bardzo szanowany za swoje zasługi producenckie, zapowiadał w zeszłym roku, iż zamierza zakończyć karierę wokalisty. Wszystko wskazuje na to, że zmienił zdanie.
W zeszłym roku Ja Rule przyznał, iż woli skoncentrować się na pracy producenta oraz karierze filmowej i skończy z karierą wokalisty. Uważał on, iż za kilka lat ludzie sami zapomnieli by o nim i nie musiałby tak naprawdę w ogóle odchodzić, bo i tak nikt by się tym nie interesował.
"Nie chcę w wieku 40 lat prosić się o to, aby ktoś w ogóle chciał kupić moją płytę i mieć nadzieję, że raz na pół roku napisze o mnie jakaś gazeta. Nie ukończyłem szkoły średniej i zaryzykowałem w muzycznym show biznesie. Udało mi się i nie chcę tego zaprzepaścić. Na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce" - powiedział Ja Rule.
Wygląda na to, że nastąpiła zmiana planów, a wszystko za sprawą legendarnego producenta Quincy Jonesa. Gwiazdor odpowiedzialny m.in. za brzmienie płyty "Thriller" Michaela Jacksona powiedział podobno:
"Tupac zmarł w wieku 25 lat. Gdybym ja zmarł mając 25 lat byłbym tylko piosenkarzem, który nie dostał szansy na to, by w pełni rozkwitnąć. Gdyby Malcolm X zmarł w wieku 25 lat byłby tylko ulicznym handlarzem o ksywie Detroit Red. Gdyby Martin Luther King zmarł w wieku 25 lat byłby tylko zwykłym księdzem".
Te słowa wpłynęły na Ja Rule'a w bardzo znaczący sposób.
"Pomyślałem sobie, że gdybym jutro umarł to byłby to nie tylko koniec mojego życia ale i dziedzictwa, jakie po sobie pozostawię. Ludzie już nigdy ne mieliby szansy dowiedzieć się kim będę, gdy w pełni się rozwinę" - tłumaczy Ja Rule.