Reklama

Grabaż ostro po koncercie w Poznaniu: Od 10 lat nie musiałem zaśpiewać sam "Piły Tango"

Krzysztof "Grabaż" Grabowski, lider zespołu Strachy Na Lachy, podzielił się swoimi refleksjami po ostatnim koncercie w Poznaniu. "Sorry, ale nasze koncerty, opierają się na interakcji z publiką, a tej dziś, zabrakło..." - pisze muzyk.

Krzysztof "Grabaż" Grabowski, lider zespołu Strachy Na Lachy, podzielił się swoimi refleksjami po ostatnim koncercie w Poznaniu. "Sorry, ale nasze koncerty, opierają się na interakcji z publiką, a tej dziś, zabrakło..." - pisze muzyk.
Krzysztof "Grabaż" Grabowski jest liderem zespołów Pidżama Porno i Strachy Na Lachy / Fot. Grazyna Myslinska /Agencja FORUM

Krzysztof "Grabaż" Grabowski to wokalista i lider zespołów Pidżama Porno oraz Strachy Na Lachy.

Razem z Pidżamą Porno, "Grabaż" zagrał przed paroma dniami podczas festiwalu w Jarocinie, gdzie świętował 35-lecie istnienia grupy. Występ oceniony został przez fanów bardzo dobrze, artysta także musiał być zadowolony, bo opublikował później emocjonalny post na Facebooku.

"Ciężko jest powiedzieć cokolwiek... To szło, samo przez się, to się działo i to stawało się historią" - pisał po koncercie "Grabaż".

Kolejnego dnia wraz ze Strachami na Lachy, wokalista grał w swoim rodzinnym Poznaniu podczas festiwalu Rockowizna. Tu jednak coś zazgrzytało.

Reklama

"Z nieba do sami wiecie gdzie, jeśli się weźmie pod uwagę skrajne bieguny... ten jarociński i ten, dzisiejszy, poznański..." - zaczął gorzki wpis wokalista.

"Chyba od 10ciu lat nie musiałem zaśpiewać sam 'Piły Tango' czy 'Czarnego chleba'... To się nie działo nawet na koncertach dla Niemców, czyli tam gdzie nie ma już nic, tylko głucha ściana. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że działo się w domu, na miejscu, w Poznaniu. Wyglądało to tak jakby bilety ludzie dostali z zakładów pracy, a nawet gorzej... Ludzie byli cicho, jak w miejscowości Farfocel, w gminie Wzdół Rządowy... tragedia... Ale gra się tak jak przeciwnik pozwala. Pojechaliśmy, od samego początku, do samego końca, tak jakby świat się miał skończyć jutro..." - skarży się rockman.

Artysta twierdzi, że występy jego zespołów polegają przede wszystkim na interakcji z publicznością.

"Sorry, ale nasze koncerty, opierają się na interakcji z publiką, a tej dziś, zabrakło... Na mecie nie było wieńców i laurów. Była twarda rzeczywistość i myśmy ją zaakceptowali... Skoro tak to tak, tylko po co?" - pyta.

W komentarzach pod postem internauci zauważają, że wielu fanów rocka zostało na festiwalu w Jarocinie i po prostu na koncercie w Poznaniu nie byli. Inni odpowiedzieli "Grabażowi" w nieco humorystycznym tonie.

"Przynajmniej po wszystkim miałeś blisko do chaty", "Bo Oni zapłacili aby Was posłuchać a nie śpiewać. Gdyby mieli śpiewać to Wy musielibyście im zapłacić" - piszą.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy