Reklama

Deicide: Glen Benton na celowniku

Znów zawrzało w obozie muzyków związanych z amerykańską deathmetalową grupą Deicide. Po serii oskarżeń wypowiedzianych przez wokalistę Glena Bentona pod adresem gitarzystów Erica i Briana Hoffmanów, obaj bracia przedstawili niedawno swoją wersję wydarzeń oraz przyczyny związane z opuszczeniem przez nich zespołu. Przypomnijmy, że bracia Hoffman rozstali się z Deicide na początku listopada 2004 roku, rezygnując z udziału w europejskiej trasie koncertowej.

Oto, co na poszczególne zarzuty Glena Bentona kierowane do byłych muzyków Deicide odpowiedział Eric Hoffman w obszernej wypowiedzi dla serwisu Blabbermouth:

"To ja, Eric Hoffman, wyciągnąłem Glena Bentona z lokalnego magazynu muzycznego. Nazywał siebie wówczas Rock. W tamtym czasie był tragicznym wokalistą, dlatego zatrudniliśmy w rej roli naszego kumpla z Degradation. Był bardzo dobry, nie potrafił tylko właściwie frazować. Wtedy Glen próbował pokazać mu, jak ten tekst powinien być zaśpiewany, co nie powinno dziwić, skoro to właśnie on napisał te słowa. Zrobił to głośno warcząc do mikrofonu. Gdy go usłyszałem, powiedziałem mu - to brzmi, jak diabeł, rób tak jakbyś był diabłem, po prostu tak dla hecy".

Reklama

"Co do kwestii, jakoby Steve [Asheim, perkusista - przyp. red.] pisał wszystkie utwory - to żart. Napisał kilka i wszystkie były zawsze aranżowane przez mnie. Wszystkie kawałki są zaaranżowane przez mnie i on o tym dobrze wie. Glen słucha różnych wersji tych utworów i zawsze wraca do formy, którą ja zaproponowałem".

"Ostatnio Glen zabrał pieniądze za wydanie płyty i żeby uratować swój tyłek, okłamał ludzi w sprawie odwołania tras, grania krótkich koncertów i prób. Było zupełnie na odwrót, gdyż właśnie dlatego Brian i ja odeszliśmy z zespołu. W tej chwili jesteśmy z Glenem i Earache Records na etapie ustalania kwestii prawnych. Earache wysyła wszystkie należności i pieniądze ze sprzedaży naszego towaru do Glena".

"To on nigdy nie potrafił grać długich koncertów. Od lat staraliśmy się go przekonać do grania więcej z Legion [druga płyta grupy, wydana przez Roadrunner Records w 1992 roku - przyp. red.] oraz masy innych utworów. Aby ocalić swój tyłek na trasie w Europie, pan Benton musiał dodać jedynie więcej niż dziesięć kawałków. Zawsze powtarzaliśmy mu, żeby grać więcej utworów, to samo mówili mu fani. My chcieliśmy, aby nowy materiał sprawdzał się na żywo, a on nie pojawiał się na próbach, aby się ich nauczyć. Zresztą, o tym wie nawet wytwórnia".

"Temat przewodni teledysku, który nakręciła nam Earache był pomysłem Glena. Ja chciałem, żeby wideoklip Deicide był mroczny, a nie obrazował Glena jadącego na motocyklu. Powinni byli zrobić zabójczy klip: my grający w piekle przed obliczem Szatana, wśród wirujących demonów".

"Ani razu nie widziałem go czczącego diabła. Przecież on wziął ślub kościelny. To jeden wielki kabaret" - kpi z Bentona Eric Hoffman.

"Glen nie nagrał wszystkich swoich partii basu w studiu, nie potrafi grać technicznych riffów. Sam zarejestrowałem na jego basie jedną z moich kompozycji, The Pentecostal. Za to Steve nagrywał prawie wszystkie jego partie basu na wszystkich poprzednich albumach. Właściwie, to ja musiałem mu kupić bas, bo on sam nie był na tyle profesjonalny".

"Nigdy nie pokazywał się na próbach, niekiedy nawet przez sześć miesięcy. Kilka lat temu chciał zainkasować sporą sumę za koncert, a później powiedział mi, że ten zespół g**** go obchodzi. Tak samo wyraził się o fanach i o mnie. Skopałem mu za to d***".

"Wiele razy wyrzucaliśmy go już z zespołu, nawet Steve powiedział mu, żeby spadał, ale on zawsze wracał. Swoje teksty pisze zawsze dopiero, gdy jest w studiu".

"Niebawem zobaczycie także wideo z nagraną pracą pana Bentona w studiu. Zwróćcie uwagę na jego osobę leżącą na końcu kanapy. Każdy producent mówił, że to najgorszy basista, którego kiedykolwiek słyszał. Może pewnego dnia powiedzą wam o tym Scott Burns i Neil Kernon" - dodaje był gitarzysta Deicide.

Muzyk nie pozostawił też suchej nitki na perkusiście Deicide Steve'ie Asheimie.

"Zaś, co do perkusyjnych umiejętności Steve'a, to przy robieniu nowych utworów, musiałem go przekonać, żeby uderzał w werbel dwoma pałeczkami, bo nie był w stanie wystarczająco szybko grać. Dlatego też należy zauważyć, że we wszystkich kawałkach na Scars Of The Crucifix [ostatni album, Earache Records, 2004], gdzie mamy do czynienia z superszybkimi blastami, całość jest grana dwoma pałeczkami na werbel w powtarzającym się trybie z dodatkową symulowaną ścieżką" - podsumowuje byłych kolegów Eric Hoffman.

Warto przypomnieć, że Deicide został założony przez Briana Hoffmana i Steve'a Asheima w roku 1987, w miejscowości Tampa, na Florydzie. Przez prawie 17 lat zespół grał w niezmienionym składzie, co wielu uznawało za fenomen, upatrując w tym jednocześnie jeden z podstawowych elementów stanowiących o sile muzyki Amerykanów.

Miejsce braci Hoffman w Deicide zajmują obecnie Dave Suzuki (Vital Remains) i - tymczasowo, wyłącznie na trasach - Jack Owen (eks-Cannibal Corpse, Beyond Death, Adrift). Jak informuje aktualny skład Deicide, do grupy ma dołączyć wkrótce Tony Lazaro (Vital Remains).

Z kolei Erick i Brian planują w najbliższej przyszłości założenie zupełnie nowego zespołu. Nazwa grupy oraz szczegóły dotyczące dalszego składu, nie zostały jeszcze ujawnione.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Deicide
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy