A Fuzz Supreme: Nadajemy na tych samych falach

Igorilla i Faiver opowiedzieli nam o swoim projekcie A Fuzz Supreme /Paweł Trojanowski /.

Obawa przed tym, że o projekcie A Fuzz Supreme dowie się zbyt mało osób, sprawiła, że natychmiast porozmawialiśmy z Igorillą i Faiverem. Ich debiutancka EPka to świeże połączenie rapu, jazzu i przesterów rodem z albumów Beastie Boys. Artyści opowiedzieli nam o pracy nad tym materiałem, swoich inspiracjach oraz o tym, co planują dalej.

Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Zaintrygowaliście mnie swoją muzyką już na charytatywnej składance "Polskie Piosenki dla Ukrainy". Pomoc jest ważna, ale nie baliście się, że tym "falstartem" trochę pozbawiacie się siły rażenia przy docelowej akcji promocyjnej z klipem?

Faiver: - Najważniejszy był cel i trochę trzeba było poskromić ambicje. Na początku martwiłem się takim falstartem, ale ostatecznie ta akcja była skierowana do dosyć przypadkowej i szerokiej grupy odbiorców, więc raczej nam to nie zaszkodziło.

Igorilla: - Trudno mi wyobrazić sobie lepszy start projektu, niż podzielenie się swoją muzą na składance z takim przesłaniem i zestawem artystów. Poczuliśmy się mega wyróżnieni, a jednocześnie sporo osób dowiedziało się o naszym istnieniu. Win-win situation.

Reklama

Jak doszło w ogóle do Waszego spotkania i jak powstało A Fuzz Supreme?

I.: - Z Michałem przecinaliśmy się na scenie wielokrotnie. W składzie jego live bandu byli muzycy, z którymi ja też grałem w Mama Selita, czy już pod szyldem Igorilla. Dogadywaliśmy się na wspólny kawałek jakąś dekadę temu, ale udało się to sfinalizować dopiero w pandemicznym 2021 roku. W międzyczasie Michał przeprowadził się do Belgii, ale dystans w kilometrach i czasie nam nie przeszkodził. Okazało się, że nadajemy na tych samych falach jeśli chodzi o podejście do muzy i życia. Tak powstało A Fuzz Supreme.

F.: - Pamiętam, że pierwszy raz temat był poruszony po jakimś wspólnym koncercie. Każdy z nas był jednak dosyć mocno zajęty innymi projektami i ostatecznie nic z tego nie wyszło. X lat do przodu i okazało się, że nie tylko chęć do wspólnej pracy nadal żyje, ale jeszcze może z tego wyjść coś ciekawego.

"Lecą do mnie pliki z Brukseli, nie kojarz tego z życiem euroelit" - cały materiał powstawał na odległość, czy udało Wam się choć na chwilę spotkać na wspólne sesje?

I.: - Ja przy okazji Dzikich, projektu który tworzę z Bodziersonem, odkryłem, że praca na odległość może przebiegać sprawnie i efektywnie, jeśli działa się z osobą, do której ma się zaufanie. Widzieliśmy się z Faiverem w Warszawie podczas pracy nad EP, ale właściwie cała praca przebiegała na odległość. Myślę, że to nie zaszkodziło temu materiałowi. Słyszę od ludzi, że czuć chemię.

F.: - Przez cały czas mieliśmy ze sobą kontakt tak częsty i regularny, że w zasadzie nie czułem, że jest między nami duży dystans. Część rzeczy działa się w czasie rzeczywistym. W pewnym momencie siedziałem pod biurkiem w pracy i szeptałem do telefonu komentarze i instrukcje klawiszowcowi, który w tym samym czasie nagrywał dla nas w studio w Warszawie (śmiech). W przyszłości obaj chcielibyśmy żeby przynajmniej część nagrań odbyła się w tym samym miejscu i czasie, to tylko kwestia logistyki.

Czuć w tej muzyce żywy vibe. Będą koncerty? 

I.: Sceniczne oblicze materiału, energia jaką artysta wyciska z tego, co zrobił w studio, to dla mnie esencja. To był główny driver tego, co robiłem przez ostatnich kilkanaście lat z Mama Selita. Wiem, że Michał ma za sobą soundsystemowe koncerty w stylu "One Man Army" z synthami, gitarami i innymi wodotryskami, więc myślę, że to kwestia czasu i okazji - tu sugestia do bookerów (śmiech). Ja też chętnie chwycę za bas lub wiosło. Jako tata, który wyszedł z mroków wczesnego ojcostwa, mam teraz mega ciśnienie na granie!

F.: Myślę, że granie na żywo to będzie niemałe wyzwanie logistycznie, ale zrobimy to. Igor zaraził mnie swoim podejściem - nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba być tylko wystarczająco ogarniętym. 

Nazwa A Fuzz Supreme doskonale oddaje to jak brzmi Wasza muzyka, ale sporą niesprawiedliwością byłoby nazwać ją po prostu mariażem rapu z jazzem i punkiem. Jak wy określilibyście to co robicie i jaka muza Was do tego zainspirowała?

I.: Dwójka podboomerzałych zajawkowiczów Beastie Boys, wsiadła do kapsuły czasu i wystartowała nagrać płytę z Mario Caldato w LA w 1994 roku. Niestety nastąpiło zwarcie i panowie wylądowali na planecie posttrapu. Zamiast rozpaczać, skonstruowali przenośne studio, korzystając z postradzieckich komponentów, przemyconych do kokpitu płyt Coltrane'a i The Clash oraz kostek gitarowych typu Fuzz, które Faiver robi w swoim garażu. Na Ziemię załoga nie wróciła, ale wysyła do nas co jakiś czas muzyczne raporty z podróży przez galaktykę. Over.

F.: - (śmiech) Najlepsze możliwe podsumowanie. Moją ulubioną formą w sztuce jest kolaż. Od dziecka wszystko obklejałem naklejkami, wycinkami z gazet, potem na tym rysowałem, dodawałem zdjęcia itd. Próbuję przenieść tę moją fascynację kolażem na muzykę. Słucham po trochu wszystkiego, staram się ignorować gatunki. Im dalej są od siebie oddalone, tym lepiej - najciekawsze jest to co dzieje się na granicy między nimi.

Znacie pewnie to powiedzenie: "Dobre, ale czuć malizną". Największą wadą Waszego albumu jest to, że trwa tylko 22 minuty. Można się spodziewać kolejnych rzeczy od Waszego duetu?

I.: - Dołączenie do eklektycznego, napędzanego zajawką i radością tworzenia, kolektywu BUMP’12 to najlepsze, co mogło nas spotkać. Nakręcamy się wzajemnie i mogę potwierdzić, że już powstają pierwsze dźwięki na kolejną płytę.

F.: - Dogadanie kwestii związanych z wydaniem i promocją zajęły sporo czasu. Nie zmarnowaliśmy go, w drodze jest już kilka nowych rzeczy.

Jak się wkręciliście do BUMP’12?

F.: - Igor skontaktował się z głównodowodzącym BUMP’12 - Barto Katt’em. Odbiór był bardzo pozytywny i propozycja dołączenia do wytwórni padła bardzo szybko.

W związku z współpracą z labelem, jest szansa na A Fuzz Supreme na fizyku?

F.: - Na razie "przedstawiliśmy się" EPką. Współpraca układa się świetnie, nie wykluczamy fizycznego wydania w przyszłości. 

Opowiedzcie na koniec, czym zajmujecie się poza tym projektem.

I.: - Ja realizuje w najlepsze swoje muzyczna ADHD, czyli robię 10 projektów na raz (śmiech). Obecnie w najbardziej zaawansowanym stadium jest LP Dzikich, płyta z Peepzem, raperem i producentem z BUMP’12 oraz rap'n'rollowa płyta zespołu Kambo. Poza tym kończę właśnie kurs produkcji muzycznej i mam duże ambicje.

F.: - Poza wszystkim co związane z nagrywaniem muzyki, próbuję własnymi rękami remontować dom. Jak będę to miał za sobą, chyba nie będę wiedział co robić z nadmiarem wolnego czasu... W wolnych chwilach robię efekty gitarowe, które rozdaję znajomym. Do niedawna jeździłem jeszcze na desce ale rok temu wybiłem bark, którego do tej pory nie wyleczyłem... Zostało mi nałogowe oglądanie skate vids.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Igorilla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy