Reklama

50 Cent: Wytwórnia ma za swoje

50 Cent, słynny podopieczny Eminema, którego debiutancki album "Get Rich or Die Tryin" ukazał się na amerykańskim rynku 6 lutego, czuje sporo satysfakcji na myśl o szefach wytwórni Columbia Records. Miał z nią niegdyś podpisaną umowę, ale zrezygnowała ona swego czasu z jego usług, a teraz zapewne bardzo tego żałuje.

24-letni raper swoją debiutancką płytę wydał pod skrzydłami Columbia Records. Firma odmawia komentarzy w tej sprawie, ale muzyk utrzymuje, że wytwórnia skreśliła go z listy wykonawców, którymi się opiekuje, po tym, jak 50 Cent został w maju 2000 r. napadnięty.

Raper wpadł w zasadzkę przed nowojorskim domem swoich dziadków i "zarobił" 9 kul. Mimo wszystko udało mu się przeżyć, a wkrótce potem jego karierą zajęli się Eminem i Dr Dre.

"W okolicach, z których pochodzę, mówi się, że jeśli po strzelaninie możesz ruszać palcami rąk i nóg, to nic ci nie jest. Tego typu sytuacje są u nas na porządku dziennym. Powracasz do zdrowia i znowu zajmujesz się pracą" - mówi raper, który naprawdę nazywa się Curtis Jackson.

Reklama

"Szczerze mówiąc, dużo bardziej od ran bolała mnie utrata kontraktu. Na szczęście Columbia musi się teraz wściekać. Moją za swoje" - śmieje się 50 Cent.

Album "Get Rich or Die Tryin" w Polsce ukaże się w najbliższy poniedziałek, 17 lutego.



INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: raper | wytwórnia | 50 Cent | cent | 50+
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy