Pezet "Muzyka Popularna": Rap to nowy pop [RECENZJA]
Mało jest tak ponadczasowych artystów na polskiej scenie hip-hopowej jak Pezet. Od ponad 20 lat każdym kolejnym krążkiem udowadnia swoją absolutnie niepodważalną pozycję. Choć wielu i tak będzie nieustannie wracać z sentymentem do "Muzyki Klasycznej" i "Ukrytego w Mieście Krzyku", to Pezet jest dla mnie wzorowym przykładem tego, jak płynnie przejść z trueschoolu do newschoolu, a "Muzyka Popularna" utwierdza mnie tylko w tym przekonaniu.

Rapowanie na lekkim autotunie o ciężkich tematach: to najlepsze podsumowanie płyty, która daje się tak poznać już od otwierającego "Gdy przegrywasz" czy późniejszego "Z Polski". Podoba mi się, że Pezet nie zamyka się na świeże brzmienia i słychać, że nieustannie próbuje czegoś nowego. Choć czasem (jak w "Odległości" i "Najlepszym dniu" Kubana i Okiego) brzmi to już dość znajomo, to widać, że stara się unikać na siłę zapętlonych sampli w myśl starej szkoły.
Najciekawszym numerem okazał się jednak "Plan B", który, już wydany jako singiel, pozytywnie mnie zaskoczył. Pezet z Matą i Kazem Bałaganem to połączenie, którego po prostu się nie spodziewałem, a sam fakt, że zwrotka Matczaka jest najbardziej oldschoolowym momentem na tym krążku, jest nieco ironiczny. Trzeba natomiast oddać, że Frankie G i Pedro dowieźli bit. Podobnie zresztą jak Louis Villain i Jonatan, którzy odpowiedzialni są za "Zizu". Wydany jako jeden z pierwszych singli, od razu skradł moje serce. To jest rap, którego oczekuję od topowych twórców w Polsce: świetne flow, dobra nawijka i mocarny podkład - czego chcieć więcej?
Tym, co niewątpliwie rzuca się w oczy, jest spora liczba gości. Oprócz wspomnianych Maty i Kaza Bałagana, na "Interfejsie" dostajemy Kabe, który dość słabo wypada w dość przeciętnym klubowym numerze. Na plus natomiast Kizo, o którym robi się ostatnio coraz głośniej. "Miasta portowe" mają w sobie wszystko, co najlepsze z "Muzyki Współczesnej" wydanej ponad 6 lat temu, a do tego Pomorzanin jest w naprawdę dobrej formie. Na płycie znajdują się również nieco spokojniejsze "Presja środowiska" i "Wendy Darling" ze śpiewanymi refrenami od Michała Lange i genialnej Faustyny Maciejczuk.

Nie brakuje również tych dość nieoczywistych featów, jak Hanafi na "Happysadzie" oraz René w "Przyciemnionych szybach". Nieustannie jednak fascynuje mnie Chivas, który, nawet gdy pojawia się gościnnie, ma ogromny wpływ na cały numer - tak było u Quebo, tak jest i teraz u Pezeta. "Lowlife" ma w sobie coś z dobrych post-punkowych brzmień, których raczej po Pezecie nie powinniśmy się spodziewać. Jak już mówiłem, na tym etapie nikt mu nie zabroni eksperymentów i zabawy brzmieniem.
Jeśli chodzi o teksty, to mamy klasycznego Pezeta z krytyką współczesności, co idealnie podsumowuje cytat: "dzisiaj wszystko tu jest kiczem". Utwory takie jak "Remake", "Głupi Sen" czy niemal dystopijne "Czarne Lustro" do złudzenia przypominają mi w zamyśle "2k30" z Taco Hemingwayem ze wspominanej już "Muzyki Współczesnej". Niemniej trzeba oddać Pezetowi, że jego pozycja pozwala na krytykę zastanego stanu polskiego hip-hopu.
Paradoksalnie "Muzyka Popularna" wnosi dużo świeżości. Pora zakończyć dyskusję, czy rap to muzyka popularna: to najważniejszy wniosek, jaki każdy powinien wynieść po przesłuchaniu nowego krążka Pezeta. Jego dobra forma sprawia, że możemy być spokojni o dalsze części jego dyskografii, a "Muzyka Popularna" jest naprawdę dobrym krążkiem.
8/10








