Julia Wieniawa "Światłocienie": To nie może być tak dobre, prawda?!
Wiem, że Julia Wieniawa nie ma teraz najlepszego momentu. Jej sytuacja przypomina mi nieco sytuację Mariny Łuczenko-Szczęsnej, którą prasa plotkarska na tyle pożarła, że nie skupiano się na faktycznych efektach jej muzycznej pracy. Podobnie w przypadku Julii: jest to głównie strata tych zaślepionych, gdyż ominą ich "Światłocienie" - kawał profesjonalnie wyprodukowanego alternatywnego popu, który oferuje znacznie więcej niż mogłoby to wynikać z obecności w prasie plotkarskiej.

Kiedy w 2022 premierę miały "Omamy", byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co zastałem ze strony Julii Wieniawy i jej ówczesnych współpracowników - otoczenie utalentowanych osób przy tworzeniu płyty zaowocowało kawałem alternatywnego popu naznaczonego elektroniką. Kiedy wychodzą "Światłocienie", cieszę się, że mimo zmiany pracowników, podróże muzyczne Julii nie okazały się wyłącznie zachcianką. Poprzednie dzieło tym bardziej nie jawi się jako wypadek przy pracy, a sprawczość Julii można wydedukować jako większą niż wydawałoby się wcześniej.
Naturalnie z uwagi na liczne kontrowersje wokół odejścia z Kayaxu, totalnie zmienił się zespół osób pracujących przy nowym krążku Julii Wieniawy. Jednak na warstwę muzyczną naprawdę trudno mi narzekać. Nic dziwnego, gdy za produkcję odpowiadają Jeremi Sikorski - w ramach swojego zespołu producenckiego WOLF HOUSE - oraz Maurycy Żółtański, a przy każdym utworze dopatrzymy się jeszcze współudziału utalentowanej songwriterki, Moniki Wydrzyńskiej. Nic wam to nie mówi? Chwila wyszukania w internecie szybko uświadomi wam, że to same szare eminencje niejednego hitu, który trząsł rodzimymi playlistami na serwisach streamingowych oraz listami przebojów. Chociaż bardzo nie lubię wrzucania rodzimych twórców w kompleksy, to nie umiem ustrzec się przed określeniem, że zespół ten uczynił "Światłocienie" dziełem bardzo zachodnim.
Zastanawiacie się, jak to ma się do "Omamów", które przecież nie stroniły od alternatywnych podróży? Czy z tych podanych w miękki sposób, ale miejscami miło miziających intelektualne podniebienie wojaży coś jeszcze pozostało? To odpowiem, że granica z alternatywy do muzyki głównego nurtu została przesunięta w stronę tego drugiego, ale na tyle nieznacznie, że to nadal bardziej eksperymentowanie z popową materią niż bezmyślne wskakiwanie w nią.
Zobacz również:
Julia oraz jej współpracownicy starają się, by było tu przebojowo, ale nie kierują się wyłącznie ku prostym rozwiązaniom - raczej zawierzają świadomości muzycznej słuchacza. I jeżeli Julia wspominała, że jej największymi inspiracjami są FKA Twigs czy Sevdaliza, to absolutnie jej wierzę, bo gdy puszczam "Tańcz, jak Ci zagram" albo "Szpilki" to te mrugnięcia słyszę tam momentalnie.
Na dodatek dzieje się tu znacznie, znacznie więcej: "Kocham" - potencjalny hymn self-care'u - bierze w pełni deep soulowy groove, nie stroni od bluesowych harmonii, a jednocześnie oprawia to w wyjątkowo futurystycze, mainstreamowe ramy. "Skoki w bok" pokazują, że polscy producenci muzycznie znają jednak więcej metrum niż 4/4, w co w ostatnich latach coraz trudniej było mi uwierzyć. "Tanie komplementy" to wręcz próba przeniesienia klimatu "What's Your Pleasure?" Jesse Ware, gdy "Na ustach" bardzo blisko do dyskotekowej, podszytej melancholią, a jednocześnie dziwnie optymistycznej twórczości Robyn. Gdy "Będę tam" z kolei niespodziewanie przekształca się w berlińskie electro electro, o które dałoby się oskarżyć Moderat, składam dłonie do braw. Ba, w "Nie będziemy tęsknić" pojawia się nawet drum'n'bass. Wow.
Szkoda więc, że album rozpoczyna się "Sobą tak", bo to utwór bardzo kiepsko zapowiadający to, co się dzieje później. Nawet jeżeli sama Julia śpiewa tam, że nigdy się nie czuła sobą tak, to jednak utwór ten brzmi jak zbyt dosłownie wyjęty z twórczości Ariany Grande - zarówno pod kątem muzycznym, jak i maniery wokalnej. Powody do zgrzytu słyszę również w ambientowo-glitchującym "Wybaczam". Tylko nie jest to kwestia ani kwestia bitu, ani Julii - po prostu trafiono na tę najbardziej niemrawą wersję Pezeta, któremu na dodatek prawdopodobnie jakiś programista stworzył chętnie używany generator zwrotek o trudnościach w związkach damsko-męskich. To najgorsza zwrotka Pawła z Ursynowa, jaką słyszałem od bardzo dawna.
A co z Julią? Jak na "Omamach", tak na "Światłocieniach" pokazuje na płycie bardzo wiele wokalnych twarzy. Kiedy zaczynasz myśleć, że śpiewa od niechcenia, nagle zaskoczy tym, ile delikatności potrafi wyciągnąć w śpiewaniu w wysokich rejestrach w akustycznym, eterycznym "Kolorze", albo zaczyna gardłowo śpiewać w "Będę tak". Raz bywa zadziorna, innym razem seksownie zaciągnie, po czym chętnie wejdzie w niemal hyper-popowe modulacje, by nagle pokazać, że zabawy wokalem mogą zejść też w dolne rejestry.
Ta różnorodność wokalna i muzyczna sprawiają, że nawet jeżeli tematycznie i tekstowo nie dzieje się na "Światłocieniach" wiele, to dochodzę do wniosku, że niespecjalnie nawet musi. Ostatecznie to naprawdę świetnie wyprodukowany pop z alternatywnym zaciągiem, który zyskuje z każdym kolejnym odsłuchem, zaskakuje przywiązaniem do detali i oferowaniem niekoniecznie oczywistych rozwiązań. Niektórzy zarzucą, że za dużo tu hołdu, a za mało od siebie. Ale fakt jest taki, że zarówno Julia, jak i jej producenci, czerpali tu od największych, a cytaty - w zasadzie oprócz "Sobą tak" - nie są tak dosłowne, aby bolały. Więc zrobili to w sposób godny podziwu.
A jeżeli dalej przez prasę plotkarską będziecie pisać, że ten album to g…, a mnie oskarżać o to, że na pewno dostałem w łapę za tę recenzję, to mi po prostu przykro. Mojemu kontu bankowemu też, że nikt do mnie nie zadzwonił z taką propozycją, a ja i tak chwalę altruistycznie jak ostatni jeleń. Bo skoro prasa plotkarska obrała sobie Julię za cel, to jej album musi być słaby. Musi, prawda? Prawda? Prawda?!
Julia Wieniawa, "Światłocienie", Wieniawa Records
8/10








![Cinnamon Guy: "Kwestie wizualne muszą iść w parze z muzyką" [WYWIAD]](https://i.iplsc.com/000M17P1K79R1U7G-C401.webp)