Reklama

Green Day "Father of All Motherfuckers": U Green Day bardzo po staremu [RECENZJA]

Śpieszcie się słuchać nowego albumu Green Day, tak szybko się kończy. Trzynasta płyta amerykańskiego zespołu ma udowodnić, że członkom zespołu zależy przede wszystkim na dobrej zabawie.

Według lidera grupy, Billiego Joe Armstronga słowa zawarte na "Father of All Motherfuckers" mają opowiadać o stylu życia "mam wszystko w dupie". Czy muzycy rzeczywiście mają wszystko gdzieś? Chyba nie do końca.

Wywołany do tablicy jeszcze przed premierą albumu Armstrong w rozmowie z New Musical Express stwierdził, że tym razem nie chciał wspominać w tekstach piosenek o polityce. "Ameryka jest naprawdę popieprzona i trudno czerpać z tego inspirację, bo to mnie po prostu przygnębia" - stwierdził. W nowych tekstach nie stroni jednak od komentarzy na temat społecznych problemów, choćby w "Graffitia".

Reklama

Okładka nowego albumu odwołuje się do ich słynnego albumu "American Idiot" z 2004 roku. Ręka trzymająca granat jest tym razem pokazana w powiększeniu, obok zaś umieszczony został wymiotujący tęczą jednorożec. Trochę tak, jakby członkowie zespołu chcieli pokazać środkowy palec możliwym oczekiwaniom kierowanym w ich stronę i bawić się dalej.

"Father of All Motherfuckers" to album bardzo taneczny. Od tytułowego kawałka, przez narrację z szalonej imprezy w postaci "Meet Me on the Roof", aż po wyjęty z szafy grającej, rockandrollowy "Stab You in the Heart" - panowie nie opuszczają parkietu ani na chwilę. Jeśli już to robią, to tylko po to, by dorzucić ciut mocniejszy riff, jak w "Sugar Youth". Bawią się tak dobrze, że czas mija w mgnieniu oka (cała płyta trwa jedynie 26 minut). Czy słuchacz może bawić się razem z muzykami? Nie widzę przeszkód.

Nowa płyta Green Day to dzieło przeciętne, ale nie brakuje mu przebojowości. To taka szybka przebieżka przez kilka różnych muzycznych gatunków. Króluje oczywiście ugrzeczniony garage rock, w tle majaczy ledwie słyszalny punk rock, jest trochę glamowej polewy, a do tego wszystkiego dorzucony wspomniany rock and roll. Wszystko to podlane melodyjnością znaną dobrze fanom Green Day.

U Green Day bardzo po staremu - można by streścić najnowsze poczynania zespołu, który zresztą od lat trzyma się uparcie tej samej muzycznej estetyki, kręcąc się przy tym w kółko, powielając tylko sprawdzone schematy. Zaskoczenie zatem żadne. Muzykom raczej trudno będzie przekonać do siebie rzesze nowych fanów. O ile w ogóle im jeszcze na tym zależy.

Green Day "Father of All Motherfuckers", Warner Music Polska

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Green Day | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy