Przystanek Woodstock 2017
Reklama

Jurek Owsiak oskarżony: "Na władzę nie poradzę"

"Cały czas i do końca miałem nadzieję, że rozsądek weźmie górę" - napisał Jurek Owsiak, który 23 października stanie w sądzie w Słubicach za "wielokrotne używanie słów nieprzyzwoitych" na tegorocznym Przystanku Woodstock.

"Cały czas i do końca miałem nadzieję, że rozsądek weźmie górę" - napisał Jurek Owsiak, który 23 października stanie w sądzie w Słubicach za "wielokrotne używanie słów nieprzyzwoitych" na tegorocznym Przystanku Woodstock.
Jurek Owsiak stanie przed sądem /AKPA

Na swoim oficjalnym profilu na Facebooku Jurek Owsiak pokazał wezwanie na rozprawę.

"To już postanowione - mam się zjawić w sali nr 117 Sądu Rejonowego w Słubicach w poniedziałek, 23 października, o godzinie 10:00, pod groźbą doprowadzenia mnie przymusem. Nie dyskutuję z tym pismem, focha mam głęboko schowanego. Mam być, to będę, choć tyle mamy pracy w Fundacji" - napisał głównodowodzący Przystanku Woodstock.

"Mamy jeden dzień z głowy (ja i kilka osób z Fundacji) na wyjaśniania treści woodstockowej piosenki. Ale jak pięknie zostało to ujęte w filmie Juliusza Machulskiego Vabank - 'na władzę nie poradzę'" - dodał Owsiak, dziękując za wszystkie słowa wsparcia i otuchy.

Reklama

O sprawie pisaliśmy już wcześniej na naszych łamach.

Na początku września Jurek Owsiak poinformował, że pojawił się wniosek o ukaranie go z art. 141 Kodeksu wykroczeń. "Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany" - głosi prawo.

Chodzi o tradycyjne, w tym roku prawie 20-minutowe podsumowanie Przystanku Woodstock, które Jurek Owsiak wypowiada w rytm przeboju "Z tylu chmur" Piotra Bukartyka, śpiewanego od dobrych kilku lat z uczestnikami woodstockowych warsztatów na zakończenie darmowego festiwalu.


Organizator imprezy ubarwił swoją wypowiedź kilkoma wulgaryzmami. Jak podkreśla, nie były one skierowane przeciwko komuś. "Nie mów mi, k***a, że tu jest podwyższone ryzyko. Kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz!" - denerwował się ze sceny, odnosząc się do słów szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka.

Emocjonalne słowa związane były m.in. z nadaniem (po raz drugi z rzędu) Przystankowi Woodstock statusu imprezy podwyższonego ryzyka. W tym roku w związku z tym pod scenami pojawiły się niewidziane wcześniej na tej imprezie barierki, przez samych organizatorów uznane jako niepotrzebne i prowadzące wręcz do niebezpiecznych sytuacji. Ostatecznie decyzją burmistrza Kostrzyna nad Odrą (na wniosek Owsiaka) ostatniego dnia festiwalu (5 sierpnia) zniknęły one sprzed Dużej Sceny.

We wcześniejszym filmie na Facebooku ujawnił, że złożył już w sprawie wyjaśnienia w komendzie policji.

"Znamy granice, gdzie wulgaryzm jest mową zła, mową nienawiści, a gdzie wulgaryzm podkreśla pewną istotę rzeczy. Często nawet politycy używają wulgaryzmów i nikt z tego nie robi wielkiego krzyku" - podkreślał, dodając, że jeśli komendant policji będzie chciał ocenzurować cały Przystanek Woodstock, to będzie musiał wysłać oskarżenia niemal wszystkim artystom tam występującym.

Owsiak już zadeklarował, że nawet jeśli zostanie ukarany mandatem, to będzie się odwoływał, bo chce poznać uzasadnienie, które go przekona, że "używanie takich słów nie może być czynione".

23. Przystanek Woodstock odbył się w dniach 3-5 sierpnia w Kostrzynie nad Odrą. Według danych policji, w koncertach szacunkowo wzięło udział ok. 250 tys. osób, jednak liczba ta może być niemal dwukrotnie wyższa, jeśli uwzględni się choćby fakt, że w tym roku namioty w Kostrzynie pojawiały się w miejscach, które nie były zajęte nigdy wcześniej. Sam szef Przystanku mówił, że w ciągu czterech dni mogło się przewinąć "nawet milion osób i bawić się w pokoju".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Przystanek Woodstock | Jurek Owsiak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy