Open'er Festival 2014
Reklama

Open'er Festival 2014, dzień trzeci: Porywająca energia Jacka White'a

Według najnowszych danych, pochodzi z Krakowa, czego się dotknie, zamienia w złoto, a na Open'erze zagrał po raz czwarty - kto taki? Oczywiście Jack White!

"Najpierw z The White Stripes, później z The Racounters, a teraz z The Dead Weather. Ciekawe, co będzie następne?" - zastanawiali się fani Jacka White'a podczas Open'era w 2010 roku. Odpowiedź padła wiosną tego roku, gdy muzyka ogłoszono headlinerem gdyńskiego festiwalu. Mikołaj Ziółkowski, zapowiadając artystę, nie mógł jednak do końca wiedzieć, z czym pojawi się w Gdyni - nowy album gitarzysty ukazał się niespełna miesiąc temu. Dyrektor festiwalu niewiele jednak ryzykował. Po pierwsze, do czego amerykański rockman nie przyłożyłby ręki, to się udaje, po drugie, muzyk na koncertach - nawet tych w solowym wydaniu - i tak zwykł sięgać po szlagiery z innych swoich projektów.

Reklama

"Lazaretto" - drugi solowy album w dorobku artysty okazał się, a jakże!, sukcesem. Szybko trafił na szczyt listy najlepiej sprzedających się płyt na świecie, ba, ponad 40 tys. egzemplarzy wydawnictwa rozeszło się na winylu - to najlepszy wynik od 1991 roku!

No dobrze, ale jak te nowe numery wypadły na żywo? Jeśli idzie o jakość wykonania to tak, jak wszystkie pozostałe. Nawet jeśli solowy materiał jest mniej wybuchowy - bo to momentami wręcz country - to każdy jego element ma charakterystyczny dla kompozycji Amerykanina nerw. White, cokolwiek gra, robi to z porywająca energią. Skąd bierze się ten jego power? Prawdopodobnie z miłości do muzyki. (Pewną, inną sugestię wyłapać można w piosence "Just One Drink" - "Pijesz wodę, ja piję benzynę / Jedno z nas jest szczęśliwe, a drugie niemiłe" - zawodzi Jack. Utwór, mimo iż należy do świeżych kompozycji, został w Gdyni wyśpiewany wraz z artystą niczym klasyk.).

Przy wykonywaniu utworu "Sixteen Saltines" Amerykaninowi zupełnie wysiadł głos, za co przeprosił później publiczność, obiecując, że mimo tych kłopotów da z siebie wszystko. I co? Wokal Jacka z biegiem koncertu zaczął się regenerować, by na koniec brzmieć już z pełną mocą.

Prowadząc konferansjerkę, White często nawiązywał do Polski - ujawnił m.in., że mama zabroniła mu wracać bez polskiej żony. A gdy prezentował zespół, wymieniając miejsce pochodzenia każdego towarzyszącego mu muzyka, siebie przedstawił jako... Jack White z Krakowa.

Do nowej odsłony autora "Seven Nation Army" (nietypowa wersją tej pochodzącej z repertuaru The White Stripes kompozycji zabrzmiała w Gdyni na finał) sporo wdzięku wnosi skrzypaczka i wokalistka Lillie Mae Rische. Żywiołowa Amerykanka podnosiła temperaturę nie tylko brzmienia.

Zupełnie innych emocji dostarczyła zebranym na lotnisku Gdynia-Kosakowo Lykke Li. Dziś nie jest to już tak spontaniczna dziewczyna, jaką była na początku, wcale nie tak długiej - debiutowała w 2008 roku - kariery.

W Gdyni artystka wystąpiła ubrana na czarno pośród oświetlonej zimnymi kolorami, oszczędnej scenografii. W trakcie wykonywania przejmującego utworu "No Rest For The Wicked", w refrenie którego powtarza "Samotna, jestem teraz tak samotna", nieoczekiwanie spytała: "Jak wielu z was czuje się w ten sposób?". To kwintesencja obecnego stanu ducha Szwedki. Jej ostatni album opowiada o rozpadzie związku.

Poważny ton, bez cienia uśmiechu, nie oznaczały jednak statycznego koncertu. Artystka znalazła w repertuarze miejsce także na starsze - dynamiczne kompozycje. Fani usłyszeli m.in. "Little Bit", "Dance, Dance, Dance" i "I Follow Rivers". Przy czym, Lykke Li tak zręcznie wyważyła akcenty, że nie powodowało to niespójności.

Na Tent Stage wystąpiły dwie wokalistki, którym media wróżą duże kariery - Misia FfBANKS. Polka uznanie zdobyła jako liderka grupy Tres.b oraz autorka świetnej EP-ki zatytułowanej "Epka". BANKS dostrzegło samo BBC - wokalistka znalazła się na trzecim miejscu w plebiscycie BBC Sounds of 2014 - najlepiej zapowiadających się debiutów 2014 roku.

Misia zaprezentowała set złożony z polskich i angielskich kompozycji. Pierwsze to piosenki lżejszego kalibru, drugie charakteryzuje gęste i nieco mroczne brzmienie. Amerykanka to bardziej nastrojowa artystka. Choć występuje w electropopowej stylistyce, może kojarzyć się z Laną Del Rey.

Największą niespodzianką trzeciego dnia festiwalu był bez wątpienia zespół Royal Blood z Brighton. Rekomendacja Arctic Monkeys (o duecie zrobiło się głośno w 2013 roku, po tym jak perkusista Małp na festiwalu Glastonbury wystąpił w koszulce z jego szyldem) niewątpliwie przyczyniła się do obecności na koncercie Brytyjczyków tłumów. Nikt jednak nie mógł się spodziewać tak dobrego seta. Choć duet nie gra nic naprawdę odkrywczego - klasycznego, hałaśliwego rocka - to poziom wykonawczy i zaangażowanie muzyków wprawiły publiczność w szał. Jak dzika to była zabawa, świadczyć mogą połamane deski w podłodze pod sceną.

Trzeciego dnia festiwalu zobaczyć i usłyszeć można było także powracającą na Open'era po trzech latach formację Foals (szkoda, że koncert nie odbył się po zmroku) oraz szykującą się do wydania nowej płyty Melę Koteluk (licznie zebrana publiczność świadczy o dużych oczekiwaniach wobec autorki "Spadochronu").

Ostatniego dnia imprezy zagrają m. in.: Phoenix, Faith No More i The Horrors.

Olek Mika, Gdynia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Open'er Festival 2014 | Open'er Festival | Jack White
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy