Kraków Live Festival 2015
Reklama

Kraków Live Festival 2015: Nie Maryla Rodowicz, a Foals! (relacja z pierwszego dnia)

Gdzieś pomiędzy Coke Live Music Festival, a Selectorem. Tak organizatorzy opowiadali o Kraków Live Festival, czyli nowym-starym punkcie na mapie festiwalowej. Pierwszy dzień imprezy należy ocenić pozytywnie, chociaż nie obeszło się bez kilku zgrzytów w line-upie.

"A kto tu dziś gra?" - zagadnął mnie taksówkarz, gdy kończyliśmy podróż na Błoniach.

"Takie młodzieżowe zespoły" - ogólnikowo odpowiedziałem na pytanie, zakładając, że kierowca nie kojarzy Foals i Kendricka Lamara, a co dopiero mniejszych wykonawców.

"A nie gra tu Maryla Rodowicz?" - drążył rozmówca.

Na pytanie musiałem odpowiedzieć przecząco (w końcu Rodowicz w line-upie nie było), co jednak nie zmartwiło taksówkarza, który stwierdził również, że młodzież idąca w stronę namiotów Kraków Live Festival wygląda jakby szła na koncert polskiej wokalistki.

Reklama

Młodzi ludzie mieli do wyboru nieco innych wykonawców. Krakowski festiwal rozpoczął Taco Hemingway, przeżywający w ostatnim czasie eksplozję popularności. Przygotowany przez niego zestaw utworów mógł co najwyżej zaskoczyć kolejnością. Taco i Rumak dopracowują swoje występy coraz staranniej, acz warto poczekać do momentu wypuszczenia przez rapera długogrającej płyty. Wtedy będziemy mogli zobaczyć jak TH radzi sobie na koncertach z większą ilością materiału.

Z coraz bogatszą pulą numerów nie ma problemów natomiast grupa Kamp! Repertuar formacji poszerzony o utwory z EP-ki "Baltimore" w żaden sposób nie rozczarowuje. To dalej ten sam, solidny poziom.

Po polskim przetarciu przyszła pora na zagranicznych artystów. Pierwszą była młoda wokalistka Aurora Aksnes wraz ze swoim zespołem. Niepozorna i nieśmiała dziewczyna z Norwegii zaprezentowała wszystko co miała najlepsze, a z nerwów zdarzyło jej się zapomnieć tekstu.

Nieco więcej energii mieli w sobie Kanadyjczycy z grupy Viet Cong. Część niewielkiej publiczności zgromadzonej pod głównym namiotem festiwalu nie kojarzyła zapewne ani historycznej nazwy zespołu (przez którą mieli już problemy w Stanach Zjednoczonych), ani samej muzyki grupy. Zresztą wielkiej euforii zespół nie wzbudził również i po rozpoczęciu swojego koncertu. Gitarowe popisy i kompozycje wydłużane przez muzyków do granic możliwości, pasowały bardziej do programu OFF Festivalu niż KLF.

Zobacz fragment koncertu Viet Congu:

Po "ścianie gitar" Viet Congu, dużo spokojniejszą rozrywkę zafundował uczestnikom festiwalu zespół Low Roar. Delikatna elektronika wprowadziła wielu w stan relaksu, a niektórych nawet doprowadziła do zaśnięcia na trawie. Być może więcej szumu o tej godzinie zrobiliby polscy wykonawcy (wspomniani wyżej Kamp! i Taco Hemingway), którzy popularnością mogą na pewno konkurować z Low Roarem i Aurorą. Z drugiej strony Low Roar i jego dreampopowe kompozycje idealnie sprawdziłyby się po zachodzie słońca.

Do snu natomiast na pewno nikogo nie doprowadziła grupa The Maccabees, która jako pierwsza poderwała publiczność do żywszego reagowania na muzykę. Nieco ponad godzinny koncert na pewno zadowolił fanów i fanki indie rocka. Na pierwszy plan wybijał się natomiast wokal Orlando Weeksa, niezwykle przypominający głos innej gwiazdy rocka alternatywnego, czyli Joe Newmana z Alt-J.        

Zobacz fragment koncertu The Maccabees:

Gdy Brytyjczycy skończyli, przyszedł czas na najbardziej kosmiczny duet pierwszego dnia, czyli projekt Ratatat. Mike Stroud oraz E*vax pochwalili się nie tylko kompozycjami z nowej płyty "Magnifique", ale także przypomnieli klasyki takie jak "Lex", "Nostrand", "Loud Pipes", "Falcon Job" oraz "Wildcat". Co prawda repertuar duet nie zawiera numeru "Drugs", jednak oglądając wizualizacje za muzykami można było dojść do wniosku, że ich twórca miał niejednokrotnie do czynienia z twardymi narkotykami. Trzeba przyznać, że oprawa graficzna koncertu, mimo iż często zupełnie kosmiczna, czyniła ten występ jeszcze lepszym.

Zobacz fragment koncertu Ratatat:

Na kilka minut przed końcem show dwóch muzyków Kraków Stage zaczął pustoszeć. Wszystko ze względu na koncert pierwszej gwiazdy festiwalu, czyli zespół Foals. Yannis Philippakis wraz z kolegami widać polubili Polskę, gdyż pojawili się tu trzeci rok z rzędu. Po raz kolejny zachwycili również zgromadzoną pod sceną publiczność. Nieźle brzmiały utwory z nowej płyty "What Went Down", w dalszym ciągu słuchaczy elektryzują również starsze przeboje z poprzednich trzech albumów (kapitalny "Inhaler" z "Holy Fire"). Do bardzo energetycznej setlisty nie pasował, przynajmniej mi, utwór "Spanish Sahara".

Osobno należy oczywiście napisać o liderze zespołu, który bezproblemowo zdobywał władzę nad publiką. Pod koniec koncertu nie mogło więc zabraknąć wycieczki Yannisa w tłum. Wokalista nie miał żadnych problemów, aby skończyć śpiewać jeden z utworów, nawet gdy był wtedy niesiony na rękach.

Odrobinę rozczarowało jednak nagłośnienie. W pewnych momentach słuchanie głośnego zespołu stawało się nieprzyjemne. Ostatecznie nie wpłynęło to na niezły koncert zespołu. Tym bardziej szkoda, że namiot Sceny Głównej nie został całkowicie zapełniony.

Wydaje się jednak, że większa publiczność zawita na teren festiwalu drugiego dnia, którego gwiazdą będzie Maryla Rodowicz Kendrick Lamar.

Zobacz zdjęcia z pierwszego dnia Kraków Live Festival 2015:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Foals | Taco Hemingway | The Maccabees | KAMP! | Kraków Live Festival
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy