Przystanek Woodstock 2017 bez barierek: Ściana uścisków [relacja z trzeciego dnia]
"To dziś najlepsza wiadomość" - mówił Jurek Owsiak tuż przed rozpoczęciem trzeciego, ostatniego dnia Przystanku Woodstock. Mowa o usunięciu barierek odgradzających sceny festiwalu. "Zróbcie ścianę uścisków" - zaapelował wokalista The Qemists, co idealnie wpasowało się w filozofię festiwalu.
Przypomnijmy, że półmetrowe barierki odgradzały teren czterech imprez masowych - przed Dużą i Małą Sceną, namiot Akademii Sztuk Przepięknych i scenę Pokojowej Wioski Kryszny (scena Viva Kultura). Związane to było z nadanym im statusem imprezy podwyższonego ryzyka.
Uczestnicy Przystanku Woodstock przed wejściami byli kontrolowani, a na płotkach zawisły regulaminy z listą zakazanych przedmiotów. Nie można było tam wnosić m.in. alkoholu.
Pierwszego dnia momentami jednak przy wejściach tworzyły się korki, szczególnie przed koncertami największych gwiazd. Sam Jurek Owsiak wielokrotnie podkreślał, że te barierki na Woodstocku są niepotrzebne i szkodliwe (to najłagodniejsze z używanych przez niego sformułowań).
Ostatecznie trzeciego dnia zostały one zlikwidowane (ochrona i służby Przystanku nadal pilnują, by z alkoholem nie wchodzić do wyznaczonych stref), co wywołało aplauz woodstockowiczów.
Koncerty na Dużej Scenie rozpoczęła heavymetalowa grupa Nocny Kochanek, laureat woodstockowych eliminacji (gościnnie wsparł ją Zenek z Kabanosa). Takie przeboje, jak "Dziabnięty", "Dziewczyna z kebabem", "Zdrajca metalu", "Poniedziałek" czy "Andżeju", zostały wyśpiewane przez nadzwyczaj licznie zgromadzoną o tej porze publiczność.
Zapowiadając polecane występy Owsiak (jego głos po trzech dniach przeszedł w charczącą chrypkę) zwrócił uwagę na chińską formację Nine Treasures (Złoty Bączek Małej Sceny), Nothing But Thieves oraz wracających na Przystanek The Qemists oraz Domowe Melodie.
"Dostaliśmy setlistę po chińsku, podobno 15 kawałek wyrywa z butów" - powiedział Owsiak, budząc śmiech dziennikarzy. Faktycznie kwartet z Mongolii Wewnętrznej zrobił sporo zamieszania, choć idę o zakład, że nikt nie zrozumiał ani słowa z utworów wykonanych w ojczystym języku egzotycznych gości.
Ostatni dzień Woodstocku to spory rozrzut stylistyczny jeśli chodzi o Dużą Scenę - po metalowym Kochanku uczestników rozbujała reggae'owa grupa Dub Inc. Nine Treasures łączy tradycyjne mongolskie melodie i śpiew gardłowy z iście punkowo-metalową energią. Punkrockowcy ze Slaves (fanów nieco rozgonił padający wówczas deszcz) poprzedzili swoich rodaków z The Qemists. Brytyjczycy wrócili na Woodstock po pięciu latach, ponownie dając energetyczny show w klimatach drum'n'bassowych.
"Zróbcie ścianę uścisków" - zaapelował jeden z wokalistów. To przeciwieństwo metalowej "ściany śmierci", w której publiczność podzielona na dwie części z impetem wpada na siebie. "Obejmijcie swojego sąsiada" - stwierdzili Brytyjczycy, a Woodstock padł sobie w ramiona.
The Qemists złożyli też hołd Chesterowi Benningtonowi (wokalista Linkin Park popełnił samobójstwo 20 lipca), z wsparciem fanów wykonując fragment przeboju "In The End".
Sporo ludzi czekało na Nothing But Thieves (końcówka z przebojami "Sorry", "If I Get High" i "Amsterdam"), ale frekwencyjnie zdecydowanie wygrały Domowe Melodie. Okazało się jednak, że Brytyjczycy zmagali się z wirusem, w dodatku linie lotnicze zgubiły znaczną część ich sprzętu. "Ten festiwal to szczyt naszego roku i nie możemy uwierzyć w naszego pecha. Polsko, zrobimy wszystko, co w naszej mocy" - napisali muzycy na Twitterze.