Polsat SuperHit Festiwal 2023

Festiwalowy alfabet Niny Terentiew: "Krzysztof Krawczyk śpiewał niemal do końca"

Nina Terentiew opowiada, z czym kojarzy jej się Polsat SuperHit Festiwal /Zuza Krajewska /.

Nina Terentiew kocha artystów z wzajemnością i wie o nich wszystko. Z okazji zbliżającego się 20. festiwalu w Sopocie zdecydowała się opowiedzieć o wyjątkowych ludziach i miejscach, które wiążą się z tą imprezą. Tak powstał "Festiwalowy alfabet Niny Terentiew".

Festiwalowy alfabet Niny Terentiew publikowany jest w pięciu częściach.

Ibisz Krzysztof

Ibisz jest zawodowcem. Powiedziałabym, że jest perfekcjonistą w każdym calu. Czasami się zastanawiam, czy nie jest za bardzo perfekcyjny, ale tego nikt go już nie oduczy. Krzysztof jest zawsze przygotowany, zapięty na ostatni guzik. On nie będzie miał żadnej wpadki on nie zapomni tekstu na scenie, nie palnie żadnej głupoty. Przynajmniej ja sobie nie przypominam takiej sytuacji. O tym, jak bardzo poważnie traktuje swój zawód prezentera i aktora świadczy ostatnia edycja "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Bardzo się o niego bałam. Krzysiek mi powiedział, że podobne obawy miała jego mama. Pytała go: "Krzysiu czy ty jesteś pewien że dasz radę? A jeśli się ośmieszysz?". A on się wahał, zmieniał zdanie. Ale jak w końcu skoczył, to to był skok olimpijski. Zaskoczył mnie, bo uważałam, że jest troszkę sztywniakiem, o czym mu zresztą mówiłam. A tu nagle pokazał, że jest takim luzakiem, o jakim mi się nie śniło! 

Reklama

Kiedy usłyszałam, że ma się wcielić w Maćka Maleńczuka (posłuchaj!), zapłakałam, ponieważ Maciek jest moim ulubionym artystą. Pomyślałam sobie: "Boże! Jeśli Krzysiek stworzy karykaturę mojego umiłowanego wykonawcy, to wbije mi nóż w serce.". Po wszystkim nie mogłam powiedzieć nic, poza tym, że był po prostu świetny. Na scenie zawsze zachowuje zimną krew, umie ratować innych kolegów. Jest też dobrym, przyjaznym człowiekiem. W pracy bywa różnie, ludzie mówią o sobie różne rzeczy, podstawiają sobie nogi, etc. Te sprawy nie dotyczą Krzysztofa. On przychodzi, robi swoją robotę z uśmiechem, a roboty jest mu zawsze za mało, bo kocha ją na zabój. Nie znam człowieka, który by powiedział, że Ibisz mu zrobił świństwo albo że plotkował o nim. 

Chciałabym coś złego powiedzieć o Krzysku, żeby dodać pikanterii naszej rozmowie, ale nie jestem w stanie. Jest super eleganckim facetem, który może ma jedną wadę. Wiemy wszyscy jaką - zbyt często zmienia obiekt westchnień, ale to jest sprawa jego serca. A serce nie sługa, więc wara nam od tego. Jest wspaniałym późnym ojcem. Myślałam, że oszaleje, kiedy ostatnio miało mu się urodzić dziecko. Wpadł do mnie i mówi: "Rodzimy". Odpowiedziałam: "Ale jak to 'rodzimy'. Kto 'rodzimy'? Ty nie rodzisz!". "Ale wiesz, chodzę do szkoły rodzenia, i tak dalej....". Po prostu zwariował. Tuż przed rozpoczęciem nagrań do TTBZ powiedział mi, że chyba musi pójść do Edwarda i zrezygnować z udziału w programie, bo jego żona za dużo czasu spędza sama. Bardzo mnie to wzruszyło. Powiedziałam mu, że może mógłby zmniejszyć wszystkie inne swoje aktywności w całej Polsce, a tę jedną zostawić. Tak zrobił i wszystko odbyło się bez strat na linii ojcowsko-mężowskiej.

Julia Wieniawa

Julia urzekła mnie tym, że doskonale wie, co chce w życiu robić. Ma busolę na aktorstwo, chce w tym zawodzie osiągnąć wiele. Powiem szczerze - kiedy przeczytałam, że będzie grała w dwuosobowej sztuce z Adamem Woronowiczem, jednym z najlepszym polskich aktorów nie do końca wierzyłam w jej talent. Julia próbowała wszystkiego, śpiewa, przepięknie tańczy, w "Tańcu z gwiazdami" zajęła drugie miejsce, grała u nas w serialu i była świetna. Ale dwie godziny na scenie z Adamem Woronowiczem na żywo? Uważałam, że dziecko tym razem przestrzeliło. Oczywiście byłam zaproszona na premierę. Po spektaklu wyszłam w totalnym szoku. To dziecko absolutnie doskonale partnerowało panu Woronowiczowi. Nie odstawało od niego. Później pomyślałam sobie: "Czego ty się obawiałaś, przecież Woronowicz nie wziąłby sobie na głowę kogoś, kto by mu położył przedstawienie". Później rozmawiałam z nim i przyznałam, że miałam wielkie wątpliwości. Odpowiedział, że on nie miał żadnych i już po paru scenach wiedział, że będzie dobrze. I było super. 

Julka bardzo lubi też śpiewać, czasami bywa, że gdy śpiewa na żywo zjada ją trema, ale czego nie dośpiewa to dogra i dowygląda. Są utwory, za które pokochałam Julkę i do nich należy "Zabierz tę miłość", który wykona w Sopocie razem z Maciejem Musiałowskim w koncercie platynowym. Ta piosenka ma 22 miliony odtworzeń na YouTube! Bardzo się cieszę, że ich zobaczę. Szanuję Julkę także za to, że chce się rozwijać. Rozpoczęła międzynarodowy kurs aktorski w paryskim oddziale Lee Strasberg Theatre & Film Institute. Poza tym to dziewczyna XXI wieku w całej pełni. Swoja popularność umie należycie sprzedać, jest córką internetu, Instagrama, ma to wszystko w małym palcu. Dziś artystka, która tego nie umie, nie istnieje. Julia to wszystko wie, do tego ma wielki talent i wielką miłość do sztuki. Takie dzieci na ogół nie przepadają w show-biznesie. To już jest gwiazda!

Justyna Steczkowska

Z Justyną znam się właściwie od jej początków, od słynnego występu w "Szansie na sukces". Była taka zabawna! Od tamtej chwili przyjaźnimy się bardzo blisko. Jusia bardzo często bywała i bywa w moim domu. Ja u niej rzadziej, bo jest bardzo daleko, a ja nie lubię tak daleko jeździć. Ale zawsze wiem, co się dzieje w jej życiu. Tamten występ był tak dziwaczny jak kostium który miała na sobie, ale już wtedy było widać, że to jest mała diva, która ma wszystko, co najważniejsze - głos i aparycję. Kreacja Justyny od początku była i jest jej własną kreacją. To nie jest tak że przyjechał Franek z Paryża czy Bydgoszczy i ją wymyślił, ukształtował. Justyna jest w każdym calu przemyślana przez siebie - jej stroje, wysokie obcasy kiedy idzie po pietruszkę. Ona jest zawsze przygotowana na to, że ktoś nagle zrobi jej zdjęcie i na tym zdjęciu będzie wielka gwiazda Justyna Steczkowska. I tak się dzieje bez dwóch zdań.

Bardzo lubię jej koncerty na żywo. Ponieważ nie wszystkie późniejsze utwory Justyny rozumiem tak, jakbym chciała czyli sercem, kiedy jestem na koncercie i widzę jej mimikę twarzy, jej ruch, to nawet lubię te piosenki, które zwykle mniej lubię. Piosenki czy pieśni - bo Jusia śpiewa różne rzeczy. Lubię jej wczesne utwory z płyty, którą nagrała, gdy opiekował się nią Grzegorz Ciechowski, muzykę filmową w jej wykonaniu. Czasami tylko Jusia robi takie swoje, osobiste rzeczy, które rozumiem mniej, przy czym ona o tym wie. Mówi wtedy do mnie: "Mamuniu, na to cię nawet nie zapraszam, bo wiem że się zmęczysz". Jesteśmy wobec siebie szczere. Reasumując: Justyna jest prawdziwą divą. W Polsce nie ma chyba drugiej, która byłaby tak wystylizowana jak Jusia w każdej sekundzie. Jedne utwory Justyny zachwycają mnie i klękam przed nimi, innych nie rozumiem. Akceptuję Justynę w całości. Czegokolwiek nie usłyszę czy nie przeczytam o Justynie, zawsze ją przytulę. Jakbym miała mieć córeczkę, to chciałabym żeby była taka jak Justyna.

Kwiatkowski Dawid

Utalentowany chłopak, który z wielkim uporem szedł na szczyt. Od początku Dawid miał głównie rzesze fanów wśród bardzo młodych ludzi. Musiał jednak nadejść moment, kiedy wszystkie radia będą walczyć o jego utwory. I tak się stało. Nie wiem, czy przez świetny management, czy przez to, że trafił na odpowiednią wytwórnię i kompozytora, czy zaczął sam komponować, ale publiczność pokochała go jeszcze bardziej a w rozgłośniach radiowych jego utwory nie schodzą z anteny. 

Cieszę się, że Dawid jest na szczycie i że nadal jest skromny. To co mnie w nim ujęło, to jego dbałość o fanów. Prawdziwa, płynąca z serca. Na jakimś koncercie zobaczyłam scenę jak z filmu, która utkwiła mi w pamięci. Próby zaczynały się bardzo wcześnie i kiedy Dawid przyjechał, jego oszalałe z miłości fanki już od dawna były pod sceną. On z każdą się przywitał, każdą ucałował i każdej... podał kubek z kawą. To było po prostu urocze, zwłaszcza u gwiazdora, bo on jest teraz wielka gwiazdą. Bardzo się cieszę, ze będzie obchodził z nami swoje 10-lecie. Jest prawdziwym Małym Księciem polskiego show-biznesu.

Krawczyk Krzysztof

To naprawdę bardzo, bardzo długa historia. Znaliśmy się z Krzysiem prawie od zawsze. W pewnym momencie wyjechał do Ameryki, jego fani to wszystko wiedzą. A potem wrócił do Polski i strasznie się bał czy jego publiczność jeszcze go kocha. Wtedy zaproponowałam mu jubileusz w Sopocie. Nie widziałam dotąd, żeby artysta tak strasznie się denerwował. Czy spodoba się w amfiteatrze? Krzysztof miał przywiezioną prosto ze Stanów marynarkę z cielaka, w łaty. Wydawało mi się to okropne, ale jego żonie, Ewuni ta marynarka bardzo się podobała. Ale to nie o marynarce rzecz, tylko o talencie. Krzysztof miał straszną tremę, bo go bardzo długo nie było w Polsce i nie wiedział, czy ktoś go jeszcze pamięta. Do dziś nie wie wiem czy wtedy w amfiteatrze siedzieli ci, co pamiętali Krzysztofa, czy nowi którzy się w nim zakochali. W każdym razie aplauz był tak niewyobrażalny, że wraz z upływem koncertu Krzysztof coraz bardziej rozkwitał na scenie. Od tego zaczęła się jego nowa, wielka przygoda z Polską. Niestety później znów wybrał Amerykę i kiedy wrócił po raz drugi prawie wszyscy o nim zapomnieli. Wtedy ramiona otworzyło przed nim disco polo. Na szczęście ludzie, którzy nie szufladkują innych, dostrzegli jego niebywały głos i talent i tak powstała niesamowita płyta z duetami.

Krzysztof zaśpiewał tekst Muńka, wspaniałą piosenkę Maćka Maleńczuka "Chciałem być marynarzem", doskonały duet z Edytą Bartosiewicz. I to był wielki powrót na szczyt, do muzyki, którą kochał. A kiedy do Polski przyjechał Goran Bregović jego triumf był jeszcze większy. Goran wysłuchał większości polskich wokalistów i poznawszy Krzysztofa nie miał żadnych watpliwości, że tylko on może śpiewać jego muzykę. Nagrywanie płyty było bardzo zabawne. Siedzieli obaj w domu Krzysztofa, pili wino, śpiewali, grali i z tej radości, przyjaźni i zaufania artysty do artysty powstała płyta. To był ostateczny, przypieczętowany powrót Krzysztofa na muzyczne salony. Na końcu, kiedy Krzyś już nie bardzo mógł śpiewać, był bardzo schorowany, wybuchła jakaś niebywała miłość braci studenckiej do niego. Był artystą chyba najczęściej zapraszanym na juwenalia i niezależnie od tego, czy śpiewał z półplaybacku, lepiej czy gorzej, to nie miało dla studentów żadnego znaczenia. Kochali go całym sercem. Wiadomo, że każde pokolenie ma własnych idoli, więc co ci młodzi ludzie w nim dostrzegli? Prawdę? Miłość do muzyki? Dobroć i przemożną radość z tego, że śpiewa? Chyba właśnie to ich pociągało. 

Śpiewał niemal do końca. Pamiętam jeden z ostatnich koncertów z udziałem orkiestry, chyba Tomka Szymusia. Krzysiek wszedł, był już bardzo słaby. I zobaczyłam, że kiedy się pojawił wszyscy muzycy wstali by okazać mu wielki szacunek. A później nikt się nie irytował, że trzeba coś poprawić, że Krzysztof zapomniał tekstu. To był ostatni hołd muzyków dla wielkiego artysty.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nina Terentiew | Polsat SuperHit Festiwal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy