Open'er Festival 2010
Reklama

Open'er 2010: Wybory i gitary

Dziewiąta edycja gdyńskiego Open'er Festival już za nami. Co zapamiętamy z tego roku? Na pewno potężne kolejki przed kasami pierwszego dnia imprezy, odbywającą się w ostatni dzień festiwalu drugą turę wyborów prezydenckich, ale przede wszystkim świetne koncerty - The Dead Weather, Pearl Jam, Tricky'ego i wielu innych, znakomitych wykonawców.

Najpierw powiedzmy jednak o muzyce, bo ona przecież na Openerze jest najważniejsza. W tym roku organizatorzy postawili na kilku koncertowych pewniaków (Pearl Jam, Massive Attack, Tricky czy Grace Jones), którzy nie zawiedli i których polska publiczność zna doskonale. Świetnie wypadły również koncerty wykonawców, którzy w Polsce pojawili się po raz pierwszy (Kasabian, Die Antwoord, Hot Chip i Pavement). Choć w tym roku mniej było na Open'erze szeroko rozumianej muzyki hiphopowej, to występy Matisyahu czy duetu Nas - Damian Marley, na pewno na długo pozostaną w pamięci. Ujawnimy, że w wewnątrzredakcyjnej klasyfikacji dziennikarzy INTERIA.PL i Miasta Muzyki (Mateusz Ciba, Mateusz Smółka, Jarek Szubrycht i niżej podpisany) najwyżej oceniliśmy występy The Dead Weather, Pearl Jam, Matisyahu, Tinariwen i Pavement.

Nie trudno zauważyć, że w tym roku wskaźniki gatunkowe na Open'erze znacząco przesunęły się w stronę szeroko pojętej muzyki gitarowej. Pearl Jam, Kasabian, The Hives, Pavement czy nawet stawiający podczas koncertów na gitarowe brzmienie Tricky, dali najlepiej przyjęte koncerty podczas tegorocznego festiwalu. O tym, że muzyka hiphopowa na Open'erze została przesunięta na drugi plan, świadczy choćby to, że na Głównej Scenie wystąpił w tym roku jeden jedyny artysta związany z rapem (L.U.C.). Natomiast wielkie gwiazdy gatunku, jak Nas z Damianem Marley'em czy Cypress Hill, zostali zdegradowani na World Stage. Czy nie był to błąd?

Reklama

- Zarówno występy nowojorskiego rapera z latoroślą Boba Marley'a oraz Kalifornijczyków zgromadził tłumy. A open'erowa historia pokazuje, że hiphopowcy zawsze cieszyli się w Gdyni imponującą frekwencją. Przypomnijmy sobie choćby koncerty Snoop Dogga, Kanye Westa czy Jay'a-Z, na których było ciasno nawet pod Sceną Główną. Być może decyzja organizatorów podyktowana była względami logistycznymi, a być może po prostu zabrakło w tym roku na Open'erze bezwzględnie ekstraklasowej gwiazdy hip hopu, np. Eminema.

Szkoda, że w tym roku Open'er Festival zaczął się dosyć potężnym zgrzytem. - Jesteś z Interii? Napisz, co dzieje się przed kasami i bramami wejściowymi! Ludzie mdleją w kilkugodzinnych kolejkach! Przed chwilą widziałem, jak wynosili nieprzytomną dziewczynę - mówił zdenerwowany chłopak, który zauważył dziennikarski identyfikator niżej podpisanego.

"Organizator nie poradził sobie ze skutecznym obsłużeniem dużej ilości uczestników. W kolejce po opaski działy się straszne rzeczy. Ludziom puszczały nerwy po dwugodzinnym czekaniu w ścisku do sprawdzenia biletów. Wiele rzeczy ustawiono bezmyślnie, co najmniej nie pod tak dużą masę ludzi. Organizator po sprzedaży biletów ma przecież pełną wiedzę o ilości osób, które przyjdą każdego dnia" - to z kolei fragment komentarza jednego z internautów na portalu INTERIA.PL.

Inny żalił się, że po wyjściu z pociągu na dworcu w Gdyni, długo nie mógł znaleźć żadnej informacji o punkcie wymiany biletów, mimo iż w ubiegłym roku nie było z tym problemu...

Co na to organizatorzy Open'er Festivalu? Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Art, przekonywał, że winni takiej sytuacji są festiwalowicze, którzy zbyt późno pojawili się na gdyńskich Babich Dołach.

"To nie jest kino czy pojedynczy koncert, ale duży festiwal. Trzeba zaakceptować formułę imprezy i nie przychodzić na festiwal w ostatniej chwili" - tłumaczył stanowczym głosem na spotkaniu z dziennikarzami, jakby zapominając, że festiwal jest dla fanów, a nie organizatorów.

Ziółkowski dodał, że organizatorzy idąc na rękę czekającym w kolejkach, wpuścili nabywców jednodniowych wejściówek bez zakładania wymaganych opasek na rękę. Wydaje się, że ta jak najbardziej słuszna decyzja podjęta została trochę za późno. Bardziej przemyślane rozstawienie punktów wymiany biletów na opaski w przyszłym roku to dla organizatorów zadanie numer jeden. Trzeba również zastanowić się nad wcześniejszym otwarciem terenu festiwalu i parkingów, bo jednak godziny popołudniowe to zdecydowanie za późno. Zwłaszcza, że już od rana w pobliżu miejsca festiwalu krążyły samochody.

Druga kontrowersyjna kwestia, to sprzedaż książeczek z dokładnym programem festiwalu i m.in. opisem poszczególnych wykonawców - jakże niezbędnym na tak dużym festiwalu. Wydaje się, że za cenę karnetu czy biletu festiwalowicze powinni otrzymać rzeczony program za darmo - na przykład na festiwalu w Roskilde, na którym miałem okazję być kilkukrotnie, to jest norma. Weźmy jeszcze barcelońską Primaverę, gdzie książeczki festiwalowe wyglądają prawie jak ekskluzywne albumy i są dodawana do biletów. Oczywiście bez dodatkowych opłat. Jeszcze bardziej zaskakujące było to, że od trzeciego dnia Open'era rzeczone książeczki można było otrzymać za darmo! Zastanawia mnie, czy sprzedaż programów - kosztowały 1 kupon czyli 3 złote - przyniosła spodziewane zyski? Zastanawia mnie również, jak czuli się festiwalowicze, którzy wydali pieniądze na program, a następnego dnia mogli go otrzymać za darmo?

Na szczęście powyższe wpadki - koniecznie do skorygowania podczas przyszłorocznej, jubileuszowej, 10. edycji Open'er Festival - nie przysłaniają pozytywnego obrazy imprezy. Imponująco w tym roku wyglądało miasteczko festiwalowe. Zorganizowane z rozmachem, bogate, różnorodne, oferujące mnóstwo atrakcji i to nie tylko kulinarnych. I co najważniejsze, dla uczestników festiwalu, pozbawione kolejek, które często są zmorą miasteczek festiwalowych. Tutaj należą się organizatorom wyrazy uznania.

Więcej niż sprawnie poradzono sobie z niedzielnymi wyborami prezydenckimi. Każdy z uczestników festiwalu, który chciał głosować w drugiej turze, nie miał chyba najmniejszego problemu ze znalezieniem komisji obwodowej. Na samym terenie festiwalu sporo było map z dokładnie oznaczonymi punktami oddawania głosów, a już poza terenem do komisji prowadziły wyraźne znaki. Cieszy, że organizatorzy nie zaniedbali tego jakże ważnego szczegółu.

Za rok czeka nas wyjątkowa, bo już 10. edycja Open'er Festivalu. Miejmy nadzieję, że nie tylko pozbawiona organizacyjnych wpadek, ale przede wszystkim znów oferująca znakomite emocje i doznania muzyczne oraz wszystko, co niezbędne dla uczestników każdego europejskiego festiwalu. Bo taką imprezą przecież jest nasz Open'er Festival.

Artur Wróblewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: festiwal | edycja | koncerty | wybory | gitary | ostry dyżur | Open'er
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy