Reklama

Cudze śpiewacie, bo swojego nie macie?

W ostatnim czasie na krajowym rynku muzycznym pojawiło się sporo tzw. tribute albumów, na których współcześni wykonawcy sięgnęli po twórczość innych, głównie zasłużonych dla polskiej kultury artystów. Czy to wyraz kreatywnego hołdu dla ponadczasowej twórczości czy raczej brak pomysłów na własną artystyczną tożsamość?

Agnieszka Osiecka, Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora, Marek Grechuta, Wojciech Młynarski, Jacek Kaczmarski, Grzegorz Ciechowski i Republika, wreszcie Skaldowie... Każdy z tych artystów i kompozytorów odcisnął potężne piętno na polskiej piosence. Jednocześnie każdy z nich "sygnuje" swoim nazwiskiem wydane na przestrzeni kilku ostatnich lat zaskakująco liczne albumy współczesnych gwiazd. Jest ich tak dużo, że bezsprzecznie można nazwać to trendem. Trudno jednak uciec wrażeniu, że niektóre z tych projektów tworzone są na siłę, jakby ich wykonawcy nie mieli pomysłu na siebie, a szukali jedynie medialnego rozgłosu, posługując się uznanymi kompozycjami innych. A wiadomo, że nowe interpretacje klasyki zawsze wzbudzą zainteresowanie.

Reklama

Od zawsze fanka Osieckiej

Pomysł, by Katarzyna Nosowska z grupy Hey zaśpiewała piosenki Agnieszki Osieckiej, miał wyjść od córki kompozytorki, Agaty Passent. Projekt w zamierzeniu jednorazowy - Nosowska miała wykonać utwory na specjalnym koncercie "Pamiętajcie o Osieckiej" w 2008 roku - przerodził się w pomysł zarejestrowania całego albumu. Wokalistka Hey podkreślała, że wykonując kompozycje legendarnej poetki, czuła się jakby śpiewała własne utwory. "Nie miałam wrażenia, że śpiewam cudze teksty. (...). Być może istnieje jakiś rodzaj powinowactwa duchowego. Czułam, jakby to było skrojone na moją miarę" - przekonywała artystka. Jednocześnie Nosowska przyznała, że pomimo znajomości twórczości Osieckiej, nigdy nie planowała zarejestrowania płyty z kompozycjami poetki.

- Od zawsze byłam fanką Agnieszki Osieckiej i nigdy się z tym nie kryłam. Nie myślałam jednak o nagrywaniu płyty z jej piosenkami. Wydawało mi się, że sensem mojego istnienia jest podejmowanie jakichś bardzo osobistych prób przeskoczenia samej siebie, ale w swoich własnych produkcjach. Tak się jednak wszystko dziwnie poukładało, że stało się to faktem - powiedziała w rozmowie z INTERIA.PL.

Zobacz teledysk "Kto tam u ciebie jest?" Nosowskiej z płyty "Osiecka":

Ten "fakt" okazał się strzałem w "10", bo album "Nosowska / Osiecka" to wydawnictwo z gatunku tych rzadkich płyt, które zachowując artystyczną wiarygodność i wysoki poziom, jednocześnie osiągają sukces komercyjny. Osiem tygodni spędzonych na szczycie listy bestsellerów płytowych w Polsce i nakład ponad 60 tysięcy egzemplarzy (podwójna Platyna!) w epoce ściągania, a nie kupowania płyt, to wynik - nie bójmy się użyć tego słowa w stosunku do wydawnictwa niewiele mającego wspólnego z listami przebojów przyjemnych i skocznych - oszałamiający.

To artystyczne uznanie i ten komercyjny rezultat na pewno nie pozostał bez wpływu na kolejne interpretacje twórczości Agnieszki Osieckiej, na które zdecydował się Stanisław Soyka ("... tylko brać. Osiecka znana i nieznana", wrzesień 2010). W 2011 roku ukazała się również kompilacja "Osiecka itp. itd...", na której umieszczono piosenki w wykonaniu m.in. Anny Marii Jopek, Raz Dwa Trzy, Edyty Geppert, Grzegorza Turnaua, Urszuli Dudziak, czy aktorów Krystyny Jandy i Piotra Fronczewskiego. Wydawnictwa te nie dorównały jednak rozgłosem albumowi Nosowskiej.

Ważniejszy od stylizacji jest pierwowzór

W nowych interpretacjach cudzych kompozycji specjalizuje się grupa Raz Dwa Trzy, którą jednak trudno oskarżyć o brak autorskich pomysłów, bo przecież zespół Adama Nowaka to polska ekstraklasa muzyczna. Raz Dwa Trzy po twórczość wspomnianej Agnieszki Osieckiej sięgnęli w 2002 roku, kiedy to zarejestrowali koncertowy album "Czy te oczy mogą kłamać". Pięć lat później formacja nagrała album o wszystko mówiącym tytule "Młynarski", który spotkał się ze znakomitym przyjęciem i spędził aż cztery tygodnie na szczycie Oficjalnej Listy Sprzedaży, osiągając status podwójnej Platyny.

"Jego świetne, inteligentne teksty nie zestarzały się ani trochę. Szukaliśmy innych środków wyrazu, bo gramy na instrumentach akustycznych, więc nasz projekt jest w swoim brzmieniu archaiczny. Zawsze jednak ważniejszy jest pierwowzór od stylizacji i od tego nie ma ucieczki. To dla nas przede wszystkim wielka przygoda i spełnienie niejako woli Wojciecha Młynarskiego sprzed lat" - w ten sposób Nowak komentował sięgnięcie po twórczość twórcy.

Również syn artysty, Janusz, postanowił nagrać piosenki taty. Muzyk - Janusz Młynarski gra na perkusji - zaprosił do współpracy między innymi wokalistkę Gabrielę Kulkę. - Ten pomysł, żeby to zrobić i jak to zrobić, dojrzewał w mojej głowie przez kilka lat. Ale zdecydowanie nie zrobiłem tego dla przyjemności mojego taty - zaznaczył syn pana Wojciecha w rozmowie z INTERIA.PL. - Te teksty, wykonywane nie tylko przez tatę Janka, ale też wielu innych artystów, są naprawdę uniwersalne. Tu nie mam tej bariery wcielenia się w twórcę. Treść tych piosenek za każdym razem nabiera aktualności - dodała Gaba.

Wracając jeszcze na moment do Raz Dwa Trzy, to zespół pracuje obecnie nad współczesną wersją "Nie pytaj o Polskę" legendarnej Republiki. Jeden z najbardziej znanych przebojów polskiej muzyki lat 80. zostanie wykonany podczas koncertu we Wrocławiu (23 kwietnia) w zupełnie nowej aranżacji.

Nadawać drugie życie legendzie

Kompozycje Grzegorza Ciechowskiego oraz jego Republiki na warsztat wzięła Kasia Kowalska. Piosenkarka uczyniła to nie bez powodu, bo zmarły w 2001 roku artysta był przecież producentem jej debiutanckiej płyty "Gemini" oraz muzycznym mentorem. Album zatytułowany "Kowalska/Ciechowski - Moja krew" to zapis dźwiękowy koncertu wokalistki i jej zespołu w Trójkowym Studiu Agnieszki Osieckiej.

- Po raz pierwszy odważyłam się zrobić tak zwany projekt, czyli coś "z boku", coś zupełnie innego. Nie było mi łatwo podjąć tę decyzję, bo wszyscy sobie zdajemy sprawę, że trudno jest rozpracowywać bądź nadawać drugie życie legendzie. (...) Byłam potwornie zestresowana. Jestem jednak z siebie bardzo dumna, że dałam radę, że się nie wycofałam - Kasia Kowalska w rozmowie z INTERIA.PL nie kryła, że z obawami podeszła do utworów lidera Republiki.

Jednocześnie Kowalska przyznała, że jej relacje z Grzegorzem Ciechowskim nie należały do najłatwiejszych. - Kilkanaście lat temu byłam młoda i wszystko wiedziałam lepiej. Żałuję, że nie wykorzystałam tej znajomości - ale nie promocyjnie, tylko po to, żeby dowiedzieć się więcej o życiu czy o nim jako człowieku - przyznała, dodając zaraz - Wręczyłabym tę płytę Grzegorzowi, nie mówiąc nic. Ta płyta to wyraz podziękowania dla niego.

W sierpniu ukazać ma się natomiast album "Nowe orientacje" anonimowego zespołu Half Light, o którym usłyszeliśmy właśnie za sprawą tego projektu. Utwory zawarte na drugiej płycie grupy to te same kompozycje, jakie znalazły się na debiutanckim albumie Republiki - "Nowe sytuacje". Jak zapewniają Half Light, kompozycje Ciechowskiego zostały "podane w inny, elektroniczny sposób".

- To dla nas duże wyzwanie i duża odpowiedzialność jeszcze raz nagrywać "republikańskie" utwory. Z naszym instrumentarium i elektroniką przekażemy nową jakość i nowe spojrzenie na wspaniałe kompozycje Republiki - powiedział INTERIA.PL Krzysztof Janiszewski z zespołu Half Light.

Dwie muzycznie odmienne bajki

Kilku wykonawców sięgnęło w ostatnim czasie również i po twórczość zmarłego w 2004 roku Jacka Kaczmarskiego. Z okazji 50. urodziny barda, które przypadały na rok 2007, częstochowski zespół Habakuk na albumie "A ty siej..." zaprezentował słynne kompozycje Kaczmarskiego w wersjach... reggae. Pomysłodawcą nagrania piosenek Kaczmarskiego w jamajskim klimacie był Paweł Potoroczyn - postać bardzo zasłużona na muzycznym rynku. Przez 10 lat był on szefem Instytutu Polskiego w Stanach Zjednoczonych, a teraz pełni tę samą funkcję w Londynie.

- Sięgnęliśmy po to, ponieważ ktoś nam to zaproponował. Ale treści, jakie Jacek zawarł w tych pieśniach, w tych które wybraliśmy na płytę przede wszystkim, no idealnie pasowały do muzyki reggae. Myślę, że forma Jacka z gitarą nie nasuwała nigdy, że to kiedyś będzie można zagrać w stylistyce reggae - powiedział nam Krzysiek Niedźwiecki, gitarzysta Habakuka. Co ciekawe, pierwotnie zespół planował nagrać słynne "Mury" (zobacz klip) na melodię wielkiego przeboju króla reggae Boba Marleya - "Get Up Stand Up". Niestety, zespół nie mógł dojść do porozumienia z właścicielami praw autorskich do klasyka Marleya.

Kilka miesięcy po wydawnictwie Habakuka do sklepów trafił kolejny album z nowymi wersjami utworów Jacka Kaczmarskiego, tym razem w interpretacji zespołu Strachy Na Lachy. Płyta nosi tytuł "Autor".

- Na początku nie byłem zafascynowany tym pomysłem, z czasem się do niego przekonałem. Kaczmarski i ja pochodziliśmy z dwóch muzycznie odmiennych bajek. Ze światów, które wzajemnie rzadko się przenikały. Postanowiłem lekko uchylić zamknięte na głucho drzwi i w tej szparze zostawić swojego buta - tak w rozmowie z INTERIA.PL wydanie albumu komentował Krzysztof 'Grabaż' Grabowski, lider zespołu.

Zobacz teledysk "Czerwony autobus" Strachów na Lachy z płyty "Autor":

Warto dodać, że dokładnie w 11 miesięcy po premierze "Autora", Strachy Na Lachy opublikowały album "Zakazane piosenki" z utworami polskiego rocka z lat 80. z repertuarem zespołów takich jak m.in. WC, Bank, Kryzys, Dezerter, Izrael, Variete, Malarze i Żołnierze, czy Siekiera.

"Stwierdziłem, że być może uda mi się zrealizować moje kolejne, niespełnione muzyczne marzenie - nagrać swoje wersję moich nieśmiertelnych hitów, kawałków, których nie grało żadne radio, ale jakoś większość pozytywnych ekip z całego kraju znała je na pamięć" - wspomina lider Strachów. Po wydaniu kolejnego już albumu z interpretacjami cudzych utworów zaczęto kwestionować kreatywność Strachów. Zespół zamknął jednak usta krytyce, wydając na początku 2010 roku świetnie przyjęty autorski album "Dodekafonia".

Porażka wisi nad głową

Albumy wyżej wymienionych wykonawców to oczywiście tylko część większego zjawiska. Macieja Maleńczuka można powoli nazywać specjalistą od twórczości Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory. Wokalista nagrał bowiem aż dwa albumu przypominające twórczość znakomitego Kabaretu Starszych Panów: pierwszy z Pawłem Kukizem ("Starsi Panowie"), a kolejny - dosyć niespodziewanie - z Justyną Steczkowską ("Mezalians"). Natomiast były zespół Macieja Maleńczuka, Püdelsi, przypomina twórczość podziemnej krakowskiej formacji Düpą. W ramach projektu "Cafe Fogg" (już dwa albumy!) prawnuk Mieczysława Fogga - Michał, odświeżył wraz z młodymi polskimi twórcami kompozycje nestora polskiej piosenki. Wreszcie alternatywny zespół Plateau wydał album "Projekt Grechuta" z klasykami nieodżałowanego krakowskiego artysty.

Polscy wykonawcy sięgają również po twórczość zagranicznych zespołów. Ania Dąbrowska na albumie "Movie" zaproponowała własne wersje piosenek z klasycznych filmów i seriali. A wokalistka Gabriela Kulka i muzycy podziemnej formacji Baaba (w tym laureat Paszportu Polityki - Macio Moretti) dla żartu nagrali zaskakujące interpretacje kompozycji heavymetalowej formacji Iron Maiden (jako Baaba Kulka).

- Dlaczego pojawiło się tak wiele albumów z nowymi wersjami znanych kompozycji? Chyba wszystko w muzyce już się pojawiło i trudno jest tworzyć autorskie numery. Poza tym wielu wykonawców chce spróbować zrobić coś "od tej drugiej strony". Z utworu, który kiedyś powstał, stworzyć coś nowego - komentuje dla INTERIA.PL Agnieszka Dyk, nowa wokalistka Brathanków, którzy obecnie pracują nad... albumem z piosenkami Skaldów. - Przede wszystkim chcieliśmy zrobić ukłon w stronę zespołu Skaldowie. Nie jest to jednak pójście na łatwiznę. Wydaje mi się, że łatwiej jest jednak nagrać od początku własny utwór niż cudzy, bo do autorskiej kompozycji nikt się nie doczepi. A w przypadku nowych wersji porażka wisi nad głową. Zadanie nie jest łatwe - przekonuje Janusz Mus, lider Brathanków.

Czy rzeczywiście nagrywanie po raz kolejny znanych już utworów nie jest pójściem na łatwiznę, ocenią krytycy i przede wszystkim fani. Słuchacze bowiem najlepiej wyczują intencje skrywane za wydaniem tzw. tribute albumów, które ostatnio dosłownie zalały polski rynek.

Artur Wróblewski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy