Dark Days / Light Years - Super Furry Animals

Dark Days / Light Years
wykonawca
Super Furry Animals
wytwórnia
Sonic
premiera
gatunek
Alternatywa
3,2
Oceń
Głosy
5

O płycie

Kolejna odsłona odysei "Futrzaków" z Walii: 9. studyjny album zespołu, który łącząc autentyczną, celtycką pasję i niezrównaną walijską sztukę harmonizowania głosów z rockową erudycją po raz n-ty wprawia swych fanów w totalne osłupienie. W ciągu dwóch lat, jakie upłynęły od czasu ukazania się "Hey Venus!", członkowie Super Furry Animals oddawali się - jak zwykle - różnym indywidualnym awanturom. Daf i Gutto współpracowali ze swym krajanem, filmowym gwiazdorem Rhysem Ifansem w ramach formacji The Peth, Cian firmuje "Acid Casuals", Som Bom didżejował w klubach techno w Londynie, a Gruff zdobywał laurki jako współtwórca projektu Neon Neon. "Dark Days / Light Years" jest w jakimś sensie wypadkową wszystkich tych indywidualnych projektów, ale też kolejną deklaracją wierności zespołu swym pierwotnym fascynacjom psychodelicznym rockiem. To może wydawać się niemożliwe, ale "Futrzaki" nie raz udowodniły, że w stylistycznych żonglerkach gracją, maestrią, klasą i nieprzewidywalnością dorównują... no właśnie - chyba tylko chińskim żonglerom. Nowemu albumowi SFA zdecydowanie patronują lata 70., czasy glam rocka (jakby Gary'ego Glittera w "Mt" i Marka Bolana w "White Socks / Flip Flops"), tytana funku George'a Clintona (w "Moped Eyes" choćby), może też Cockney Rebel (w "Inconvenience") i euro-popu, jakiego nie powstydziliby się 30 lat temu Blondie (w "Inaugural Trams"), ale też The Rolling Stones z okresu "Some Girls", co słychać np. w "Crazy Naked Girls". Jednak to nie są pastisze, lecz śmiałe - i zwieńczone pełnym sukcesem - próby przerzucenia pomostu między rockową estetyką sprzed trzech dekad, w której eksperyment blisko sąsiadował z kiczem, a współczesną, dance-rockową wrażliwością, ceniącą sobie tak dobre gitarowe riffy, jak i porywające do tańca groove'y. Momenty, gdy SFA idą na tej płycie na całość należałoby zaliczyć wręcz do sensacyjnych na nowoczesnej rockowej scenie. A są to zwłaszcza ponadośmiominutowy "Cardiff In The Sun", jakby miks space-rockowych eksperymentów brzmieniowych The Police z Pink Floyd i Beach Boys czasów "Smile" oraz prawie dziesięciominutowy "Pric" - fuzja psychodelicznego rocka z techno. Czego kiedyś nie udało się doprowadzić do końca Stone Roses, dokonali tego SFA. Po swojemu i w niepowtarzalny sposób.