Slayer w Łodzi: Polała się krew
Z dwóch legend amerykańskiego thrash metalu - Slayera i Megadeth w Łodzi lepsze wrażenie zrobił "Zabójca" z Huntington Park.
Tym razem koncert w Łodzi otwierała legenda rodzimego metalu - olsztyński Vader, choć dla wielu to po prostu Peter (wokal, gitara) plus grupa najemników.
Na aktualnej trasie po Europie, poza utworami z ostatniej płyty "Endgame" (2009), Megadeth gra także szereg klasyków, w tym "Hangar 18", "Symphony Of Destruction" czy "Peace Sells". Nie zabrakło też ich w Łodzi, jednak ekipa Dave'a Mustaine'a wyraźnie ustępuje Slayerowi jeśli chodzi o poziom muzycznej agresji.
Z płyty "Rust In Peace" poleciały również "Poison Was The Cure" i "Holy Wars...", a z albumu "Peace Sells..." także "Wake Up The Dead". Grupa z Kalifornii zagrała też "A Tout Le Monde", dwa numery z "Cryptic Writings" ("Trust" na otwarcie i "She-Wolf"). Ze staroci usłyszeliśmy dodatkowo "In My Darkest Hour" z longplaya "So Far, So Good... So What!".
"Krew się leje i jest dobrze" - komentowali uczestnicy koncertu po występie Slayera. Formą wokalną szczególnie zaimponował frontman Tom Araya, który w ostatnim czasie miał sporo kłopotów ze zdrowiem. Bardzo dobrze wypadł również w starszych numerach, z "The Antichrist" na czele.
Wśród slayerowskich klasyków, których rok wcześniej zabrakło na Sonisphere, usłyszeliśmy także "Postmortem", "Temptation", "Silent Scream" oraz "Seasons In The Abyss". Z nowszych utworów pojawiły się m.in. "Snuff", "Americon", "Hate Worldwide" oraz zagrana na początek tytułowa kompozycja z ostatniej płyty "World Painted Blood".
W finale oczywiście nie mogło zabraknąć kanonicznych utworów "South Of Heaven", "Raining Blood", "Black Magic" i obowiązkowo - "Angel Of Death".
W składzie Slayera pojawił się Pat O'Brien, gitarzysta Cannibal Corpse, zastępujący Jeffa Hannemana, który dochodzi do zdrowia w domu po operacji spowodowanej ukąszeniem pająka (wcześniej zastępował go Gary Holt z Exodus).
Stali bywalcy koncertów Slayera przyjęli O'Briena nadspodziewanie ciepło, na co z pewnością nie bez wpływu była jego doskonała gra i doświadczenie zdobyte nie tylko w Cannibal Corpse, ale i Nevermore. Jego epizod w Slayerze zostanie bez wątpienia zapisany na plus, a "European Carnage Tour 2011" wspominany będzie również z tego powodu.
Koncerty Slayera, zwłaszcza w ostatnich latach, stały na różnym poziomie. Ten był z pewnością jednym z najlepszych, tak pod względem formy muzyków, jak i doboru utworów, choć oczywiście zawsze czegoś brakuje. Na "Tormentora", "Hell Awaits" czy "Mandatory Suicide" przyjdzie nam poczekać do następnego razu. Nie warto zwlekać, tym bardziej, że pogłoski o stopniowym zwijaniu żagli przez Slayera są coraz głośniejsze. Koncert w Łodzi udowodnił jednak, że Zabójca z Huntington Park nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. I niech tak zostanie.
Bartosz Donarski, Łódź