Reklama

"Życzyłbym sobie otwartości"

Andrzej Smolik to jeden z najbardziej uznanych producentów muzycznych w Polsce, który oprócz produkcji utworów i albumów dla innych artystów (m.in. Kasia Nosowska, Ania Dąbrowska, Krzysztof Krawczyk), wydaje również własne, w pełni autorskie płyty. Poprzednie dwa albumy sygnowane nazwiskiem Smolika spotkały się z wyjątkowo przychylnym odbiorem, zarówno wśród publiczności, fanów, jak i wśród recenzentów i całej branży muzycznej. Podobnie jak przy wcześniejszych płytach, Smolik przy okazji "3" zaprosił do współpracy gości, tym razem m.in. Novikę, Artura Rojka, Maćka Cieślaka i Mikę Urbaniak. Dodatkowo pojawiają się tu artyści z Anglii (Victor Davis) oraz z Niemiec (Maya Singh). Z okazji premiery albumu Emilia Chmielińska rozmawiała z Andrzejem Smolikiem o latach 70., które mocno zainspirowały trzeci album producenta, wspomnianych gościach, dosyć zaskakującej okładce wydawnictwa i kondycji polskiej sceny muzycznej.

Opowiedz o muzycznej stronie twojej nowej płyty "3". Jakie były twoje założenia przed nagraniem tego albumu?

Po ponad trzech latach udało mi się w końcu ukończyć trzecią płytę. Jest na niej 11 piosenek, zaśpiewanych przez bardzo wielu ludzi. Chciałem, żeby te piosenki były bardzo akustyczne, najbardziej jak to tylko możliwe. Żeby miały wspólnego ducha z tymi rzeczami, które robiłem do tej pory, ale jednak dużo bardziej naturalnie akustycznie i też w duchu lat 70. Bardzo chciałem cofnąć się z brzmieniem i z technologią, której użyłem do nagrania płyty do tamtych czasów.

Reklama

Od dwóch lat jestem bardzo zafascynowany muzyką i nie tylko muzyką, w ogóle życiem w dawniejszych czasach, w latach 70. Jednak w szczególności dotyczy to muzy Serga Gainsbourga, Berta Bacharacha, Ennio Morricone oraz całej czarnej muzyki, która jest piękna i pięknie brzmi. Dlatego pozwoliłem sobie zaprosić "żywych muzyków", puzony, trąby saksofony, orkiestrę smyczkową i tego typu instrumenty, których dzisiaj używa się stosunkowo mało.

Na "3" zaprosiłeś w większości te same osoby, które współpracowały z tobą na poprzednich dwóch płytach. Czy oznacza to, że w Polsce nie ma ciekawych nowych twarzy w muzyce?

Tak mogłoby się wydawać, bo ludzi jest dużo. I w tym dużym gronie nowi ludzie znikają, ale tak naprawdę są i starzy, czyli Artur Rojek, Novika, Bogdan Kondracki, MikaUrbaniak. Ale są też zupełnie nowi. Jest cały zespół Sofa , a właściwie wokaliści zespołu Sofa, jest Victor Davis - człowiek z Wielkiej Brytanii, jest Maya Singh z Niemiec, jest Marsija i Karolina Kozak z zespołu Dr. No. Jest sporo nowych głosów i sporo nowych gości.

Wspomniałeś Victora Davisa. Jak doszło do twojej współpracy z tym cenionym brytyjskim wokalistą?

W pewnym sensie przypadkowo trafiłem na koncert Victora w Warszawie. Mój kolega był człowiekiem, który organizował ten koncert i mówi do mnie: "Stary wpadaj, bo jest świetny wokalista z Wielkiej Brytanii". Przyszedłem, wypiliśmy piwko, pogadaliśmy i gość się zgodził zaśpiewać, przyjechać do Warszawy. Prosta była ta droga współpracy.

Płyta ma dość specyficzną okładkę. Co symbolizuje upadający na pustyni słoń?

Jest to po prostu zdjęcie, które każdy może sobie interpretować dowolnie. Mnie ono się bardzo podoba i wydaje mi się, że budzi bardzo wiele różnych skojarzeń, w zależności od tego, kto na nie patrzy. Więc zostawiam tutaj otwartą drogę. Zresztą tak samo jest z muzyką - należy samemu sobie ją interpretować, a nie słuchać jakichś politycznych teorii.

Będziesz miał mini tournee po Polsce. Powiedz, w jakim składzie zaprezentujesz się na koncertach?

Skład jest duży. Taki, jaki chciałem mieć. Jestem ja, są wokaliści, jest Daniel Bloom, który gra na gitarach i instrumentach klawiszowych, jako taki drugi obok mnie i jest pięć instrumentów dętych: flet, puzon, saksofon i trąbka.

Wiem, że stawiasz na brzmienie, ale jak "3" wygląda od strony tekstowej?

Teksty w większości piszą wokaliści. Myślę, że każda piosenka ma tekst o zupełnie czymś innym i ciężko mi w paru słowach to scharakteryzować. Nie są to jakieś bardzo poważne teksty. Są to teksty, które zawierają jakiś przekaz, ale taki bardzo subtelny. One raczej dopełniają w dużej mierze muzykę, a nie są taką zupełnie autonomiczna formą. Nie stawialiśmy na teksty, bardziej na całość, na jakiś wyraz i energię, która płynie z tej muzyki. Myślę, że w ogóle tekstów w języku angielskim słucha się łatwiej. Bo polska muza jest bardzo naznaczona czymś takim, że tekst musi być bardzo dojrzały, poważny, nie wypada używać prostych słów, użytych już wcześniej, itd. W angielskim nie zastanawiamy się nad tym, ale wiele hitów ma prosty komunikat, a jednak to działa. Jest dużo łatwiej funkcjonować w angielskim i dlatego teksty ba płycie są właśnie w angielskim.

Nowa płyta Andrzeja Smolika jest bardzo do zasłuchania, czy też do zabawy?

Jest bardziej do słuchania, można tańczyć, ale w taki stosunkowo powolny sposób. Ona raczej jest po to, aby posłuchać jej w samochodzie albo w domu przy różnych czynnościach. Na pewno nie daje się na parkiety stricte taneczne. To nie jest tego typu muzyka, ale też mam nadzieję, że ludzie na koncertach, gdzie gramy jednak bardziej żywiołowo, niż na płycie zabawią się dobrze i będą się ruszali.

"3" to nie jedyne wydawnictwo z twoim udziałem, które trafiło ostatnio do sklepów. Co możesz powiedzieć o nowych płytach Wilków i Noviki?

Na płycie Wilków zagrałem na instrumentach klawiszowych. Tak jak od wielu lat się to dzieje. Jeżeli chodzi o Novikę, to wzięła ode mnie jedną piosenkę, którą zrobiliśmy razem jakiś czas temu. Ta piosenka leżała sobie w komputerze, nie bardzo mogliśmy znaleźć dla niej miejsce. Na moją płytę była chyba troszeczkę za mało akustyczna, a po drodze nic się nie działo, żebyśmy mogli ja pokazać ludziom. Poleżała sobie chwilkę i Novika uznała, że to jest świetny numer na jej płytę.

W Polsce pojawia się sporo nowych wydawnictw. Jak ty oceniasz naszą polską muzykę?

Myślę, że w Polsce jest coraz lepiej. Muzyka, która się pojawia jest coraz bardziej kosmopolityczna i otwarta, coraz lepiej brzmi i coraz więcej ludzi przychodzi na koncerty. Co jest wspaniałym sygnałem, bo minęły czasy stricte DJ-skie, takie stricte taneczne i hedonistyczne. Coraz więcej ludzi przychodzi poznać się, zabawić, posłuchać muzy na koncertach. To jest piękne, zbliża nas bardzo do tego, co ma miejsce w Europie już od dawna.

A czego ci najbardziej brakuje, czego nie ma w polskiej muzyce?

Najbardziej brakuje mi w polskiej muzyce otwarcia. Brakuje mi tego, że bardzo trudno jest nam skomunikować się z ludźmi z Francji, Anglii, Niemiec, Jugosławii, Rosji. Właściwie skądkolwiek. Te rynki się nie do końca przenikają, a piękne byłoby to, żeby móc wymienić "krew" jednak z ludźmi z zewnątrz. To by nas - moim zdaniem - bardzo wyedukowało. Trudno też jest z racji jakby oporności i lekkiej inercji mediów, które nie puszczają polskich piosenek po angielsku - co z jednej strony rozumiem, bo "polska młodzież śpiewa polskie piosenki", ktoś to już powiedział. A z drugiej strony, jak możemy wyeksportować swoją sztukę, pokazać ją innym i być docenionymi przez innych, kiedy śpiewamy po polsku. Wiadomo, że ani Szwedzi, ani Duńczycy, którzy mają silny rynek muzyczny, ani Holendrzy ani też Niemcy, nie promieniują swoją muzyką w rodzimym języku, tylko w języku angielskim. A jednak mówi się o nich, że to jest zespół z Holandii, z Niemiec lub z Francji i jest znamy w całej Europie, albo i na świecie. Życzyłbym po prostu więcej otwartości, tym, którzy o tym decydują.

A czy ty trzymając gotowy krążek w dłoni, jesteś zadowolony ze swojej pracy?

Myślę, że jakbyś zapytała kogokolwiek, kto kończy płytę i nie ma jakiejś maksymalnej megalomanii w sobie to powie, że oczywiście coś by zmienił. Płyta powstaje bardzo długo i kiedy kończysz ostatni numer, to ten pierwszy który zrobiłeś jakiś czas temu, już ci się wydaje do wymiany. Ja wielokrotnie wymieniałem tracki w swoim piosenkach. Najpierw były bardziej elektroniczne, a teraz doszło do tego, że już prawie w ogóle nie są . Nie chciałbym już niczego zmieniać w tej płycie. Jestem zmęczony, nasłuchałem się tego po 100 tysięcy razy i mam nadzieję, zostawić sobie trochę energii na następną płytę. Ale gdybym miał więcej czasu i gdyby mnie nie goniły terminy, to pewnie jeszcze bym tam grzebał.

Kolejna płyta, idąc tropem trzech poprzednich, będzie się nazywała "4"?

To nie do końca jest tak, że te płyty okraszone są tymi cyframi. Chciałem zrobić trzy płyty, które będą nienazwane. Następne może zacznę nazywać. Zobaczymy.

Dziękuję za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Smolik | Niemiec | teksty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy