Reklama

"Zrobić świetną płytę"


Ta amerykańska grupa, z charyzmatycznym wokalistą Michaelem Stipem, początkowo cieszyła się szacunkiem głównie studentów z amerykańskich kampusów. Z czasem do twórczości R.E.M. przekonywała się coraz szersza publiczność. Od momentu wydania Platynowych płyt z początku lat 90. ("Out Of Time", "Automatic For The People"), formacja uznawana jest za jeden z najlepszych zespołów sceny alternatywno-rockowej.

W październiku 2004 roku, po 3-letniej przerwie, ukazała się 13. studyjna płyta w dorobku grupy, zatytułowana "Around The Sun". W tym czasie R.E.M. wzięli udział w trasie "Vote For Change" (obok m.in. Bruce'a Springsteena i Pearl Jam), której celem była mobilizacja niezdecydowanych wyborców i przeciągnięcie ich na stronę demokratycznego kandydata na prezydenta Johna Kerry'ego.

Reklama

Z okazji wydania "Around The Sun" Jacek Fudała z radia RMF FM, spotkał się w Wiedniu z wokalistą Michaelem Stipem i gitarzystą Peterem Buckiem. Muzycy opowiedzieli o swoim stosunku do administracji prezydenta George'a W. Busha, frustracji z powodu bycia Amerykanami, jak również o przesądach związanych z trzynastką.

Czy to prawda, że wybraliście nazwę swojego zespołu zupełnie przypadkowo, otwierając słownik?

Michael Stipe: Tak.

Dlaczego tak postąpiliście?

MS: W 1980 roku, kiedy zaczynaliśmy, wszystkie zespoły, które robiły muzykę podobną do naszej, miały naprawdę głupie nazwy, które ich ograniczały. My nie chcieliśmy narzucić sobie takiego ograniczenia, dlatego wybraliśmy coś, co nic nie znaczy.

Pracowaliście nad albumem "Vote For Change" aż dwa lata. Dlaczego tak długo?

Peter Buck: Przede wszystkim dlatego, że w tym czasie byliśmy w trasie przez pięć miesięcy. Nie spędziliśmy dwóch lat w studiu, ale zabraliśmy się za pracę jeszcze przed poprzednią trasą. Zrobiliśmy parę piosenek na składankę "Best Of" i sporo szkiców piosenek, gotowych mniej więcej w trzech czwartych.

Potem byliśmy w trasie, przyszły święta, i dopiero w tym roku do tego wróciliśmy i dokończyliśmy. Ale na pewno nie spędziliśmy całego tego czasu w studiu.

Czy ta przerwa była dobra?

PB: Podoba mi się idea trasy koncertowej mniej więcej w połowie pracy nad płytą - to daje okazję ogrania tych numerów na próbach przed występami, odsłuchania taśm i nagrania czegoś dodatkowego.

Michael, w jednym z wywiadów powiedziałeś o najnowszym albumie: "To może być jeden z najbardziej chaotycznych zestawów piosenek, jakie kiedykolwiek zostały nagrane". Czy rezultat końcowy jest rzeczywiście tak chaotyczny?

MS: Tak mi się wydaje, ale moja obiektywność w sprawie tej muzyki nie jest w tej chwili duża, bo przecież ją stworzyłem, poświęciłem dwa lata na jej przygotowanie. W moim odczuciu jest trochę chaotyczna.

Dlaczego?

MS: To pytanie bez odpowiedzi. A jakbyś ty na nie odpowiedział?

Dla mnie nie jest to chaotyczny album - jest pełen świetnych melodii, pełen emocji...

MS: Być może w innych słowach, patrząc pod innym kątem, można by tam odnaleźć poczucie chaosu. Biorąc pod uwagę to, jakim zespołem jesteśmy, jaką muzykę gramy - jest w jakiś sposób ograniczająca. Ograniczająca poprzez nasze możliwości jako autorów i jako ludzi, ale także dlatego, że wybraliśmy muzyczne terytorium, które nazywa się popem. Więc jeśli przekroczysz te sztywne, proste zasady muzyki popularnej i poszerzysz trochę jej granicę, w moim odczuciu prowadzi to do poczucia chaosu.

PB: Kiedy ludzie przychodzili do mnie, gdy byłem w połowie nagrywania płyty, wtedy wszyscy pisali, że to najbardziej polityczna płyta spośród tych, które nagraliśmy. Właśnie miksowałem "Bad Day" i powiedziałem: Ta płyta jest pełna chaosu. Ale wtedy byłem dopiero w połowie nagrywania płyty i nie miałem bladego pojęcia, jaka ostatecznie będzie, jak będzie brzmieć. Dlatego wymyśliłem właśnie taki tekst, żeby to brzmiało ekscytująco i żeby dziennikarze już sobie poszli.

To jest wasz 13. album, czy jesteście przesądni?

PB: Nie, więc się nie przejmuje. Myślę, że trzynastka to dobry numer. Po prostu lubię 13.

Po trzynastym albumie pewnie jest już trudno o nowe pomysły?

PB: Nie, nie jest trudno. Trzeba po prostu uważać, żeby się nie powtarzać. Najtrudniejsze jest wymaganie od siebie robienia wszystkiego na najwyższym poziomie.

Jak dziś idzie wam wymyślanie pomysłów i melodii na płytę? Czy znajdowanie inspiracji jest trudniejsze?

MS: Nigdy nie mam problemu z melodiami. Trudniej jest ze słowami. Mój wkład w kapelę to przede wszystkim wokal i melodie. Ale ważne jest też inspirowanie i pisanie słów. Ale jako pisarzowi nie jest mi łatwo się wypowiedzieć. Kiedy jesteś ograniczony do trzech i pół minuty, do popowego formatu - to jest to jeszcze trudniejsze.

Jesteście na scenie 24 lata. Czy to nie jest już nudne?

PB: Jeśli tak by było, myślę, że dalibyśmy sobie z tym spokój. Nie lubię kręcić wideoklipów, ale piosenki chciałbym pisać aż do śmierci.

Czy myślałeś o pisaniu czegoś więcej poza słowami, tak jak np. Leonard Cohen?

MS: Jestem wielkim fanem Leonarda Cohena, ale nie mam zamiaru pisać niczego innego poza słowami. Czasami nie mam nawet ochoty ich pisać (śmiech). Częściej staram się robić zdjęcia - tak dokumentuję dni, tygodnie, miesiące - to rodzaj mojego dziennika.

Jaka jest twoja ulubiona piosenka R.E.M.?

MS: Z najnowszej płyty "Electron Blue" - za krajobraz, który tworzy w mojej głowie. I jeszcze najmocniejsza piosenka polityczna, jaką kiedykolwiek napisałem - "I Wanna To Be Wrong". To moja opinia o Stanach Zjednoczonych. Muszę wspomnieć też o "Leaving New York". Wciąż siedzę z reżyserem nad klipem do tej piosenki, ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Nowym Jorku na zdjęciach.

Myślę, że "Leaving New York" jest przykładem typowej, pięknej ballady R.E.M. Możesz powiedzieć o niej coś więcej?

PB: To jedna z ostatnich piosenek, jakie zrobiliśmy na album. Michael nagrał sobie projekt dużo wcześniej. To piosenka o opuszczaniu. Wszyscy w jakimś momencie naszego życia skądś wyjeżdżamy, podróżujemy z miejsca na miejsce. Nigdy nie myślałem o tej piosence jako o pierwszym singlu, raczej jako o jednym z utworów z płyty.

Czyli nie masz wcześniej jakiegoś przeczucia, jaka piosenka będzie singlem?

PB: Nie jestem w tym dobry. Ja po prostu piszę piosenki i mam nadzieję, że ktoś będzie miał ochotę ich słuchać. Nie mam wiedzy na temat tego, co spodoba się radiu.

Pytałem o to, bo w moim odczuciu wielu artystów nagrywając np. melodię kalkuluje, czy będzie się nadawać na singla...

PB: To zależy od artysty. Nie miałoby sensu wydanie płyty Britney Spears bez żadnego przeboju. Naszym zadaniem jest zrobienie świetnej płyty. Jest wiele bardzo dobrych albumów, które nie miały utworów nadających się na single. Myślę, że jeśli nagramy dobrą płytę, ona dotrze do tych, do których powinna dotrzeć.

Czy ty również czujesz smutek Opuszczając Nowy Jork?

PB: Dla mnie to opuszczanie Seattle, stamtąd pochodzi moja rodzina. Ale to uniwersalne uczucie.

Czy nowa płyta jest rodzajem duchowej broni przeciwko prezydentowi Bushowi i obecnej sytuacji w Ameryce? Jakie to uczucie być dzisiaj Amerykaninem?

MS: Duchową bronią... Pięknie powiedziane, muszę to sobie zapamiętać. To nie jest tak, że siadam i myślę sobie - czas na polityczną piosenkę, np. teraz trzeba napisać coś o Afganistanie. To się raczej nie zdarza. Parę razy próbowałem tak coś stworzyć, ale nie powstały wtedy dobre piosenki. Może miałem dobry przekaz, ale wybrałem złe medium, żeby ten przekaz wyrazić.

Piosenka nabiera kształtu politycznej, nie dlatego, że tak sobie wcześniej zakładam. Dzieje się tak, bo zaufałem mojemu wewnętrznemu głosowi, który akurat zaprowadził mnie do czegoś, co jest związane z polityką. To nie musi być polityka rządów i zawodowych polityków. To może być polityka relacji międzyludzkich, rodziny, popkultury. To dla mnie też polityka.

Jakie to uczucie być dziś Amerykaninem?

MS: Frustrujące.

Można być dziś dumnym z Ameryki?

MS: Tak. Dlaczego nie? Coś, co ciągle powtarzam i to musi być zrozumiane - moim zdaniem Stany Zjednoczone to jest potężny kraj, o tym się często zapomina. Kolejna rzecz, która nie jest dobrze zrozumiana, to kwestia wypadków z ostatnich czterech lat. 11 września był wielką utratą niewinności dla ludzi, którzy przecież nigdy takiego czegoś wcześniej nie doświadczyli. Czytasz o tych wydarzeniach, oglądasz je w telewizji - jesteś zszokowany. Gdy to się dzieje w twoim kraju, to jest wstrząsające. Ludzie byli bardzo wystraszeni.

Nie zgadzam się z tym, co wydarzyło się od tamtego czasu. Nie podoba mi się to, jak obecna administracja zaprzepaściła szansę na zrozumienie tego, w jaki sposób nienawiść narasta, aż do momentu takich wydarzeń i następnie na próbę odwrócenia, albo zmiany tego procesu. Podjęli bardzo złe decyzje.

Ale mimo to jestem dumnym Amerykaninem. Co nie umniejsza mojej frustracji, że Ameryka jest tak wielkim państwem, z tak wielkimi wpływami. Nie tylko na nas samych, na naszą społeczność, na moją rodzinę, ale na cały świat. Na dobre i na złe wywieramy ogromny wpływ na światową ekonomię, kulturę i inne dziedziny życia. Dlatego jest mi smutno, gdy sprawy zbaczają z kursu tak bardzo, jak obecnie. Jeśli mamy okazję, zachęcamy Amerykanów do pójścia do urny i oddania głosu w wyborach - to jest wielki przywilej. Wielu ludzi to sobie odpuściło.

Nie mamy też dobrego systemu edukacyjnego. Może wygląda całkiem nieźle z zewnątrz, ale jest do niczego. Miałem straszną edukację, gdy dorastałem. Myślę, że powodem tego, że tak mała ilość Amerykanów jest zarejestrowana do głosowania, wynika ze zniechęcenia ludzi do systemu i do rządu. Czują, że zmiany polityki, jakie się dokonują, nie mają żadnego wpływy na ich życie. Albo są przekonani, że ich głos nic nie znaczy i nie może wpłynąć na kierunek, w którym podąża państwo. Nie zgadzam się z tym.

Jesteś wrogiem obecnej administracji. Nie sądzisz, że przez to może odwrócić się od ciebie część fanów.

MS: Jako muzyk mam nadzieję, że jeśli ludziom podoba się nasza muzyka i jeśli nie zgadzają się z naszymi poglądami politycznymi, to uda im się oddzielić od siebie te dwie strefy i wciąż cieszyć się muzyką. Ja rozumiem różnice zdań. Nie wymagam od nikogo, żeby był taki, jak ja, albo, żeby wierzył w to samo, co ja. Nie jestem nawet pewny, czy mam rację. Ale to, co czuję, przeżywam bardzo silnie.

Co zmieniła w twoim życiu wojna w Iraku?

PB: Na mnie osobiście nie wpłynęła, jestem za stary, by wzięli mnie do armii (śmiech). W większym stopniu wywarła ona wpływ na całe społeczeństwo, ale nie da się nie współczuć, gdy widzisz dzieciaki ginące bez powodu.

Czy inwazja w Iraku miała na was największy wpływ podczas nagrywania tej płyty?

PB: Ciężko jest żyć w Ameryce i podczas tworzenia muzyki nie da się przejść bez refleksji nad tym, co się dzieje wokół. Trzy, może cztery utwory na tej płycie dotyczą tego, jak się dziś żyje w Ameryce, nie wprost wojny w Iraku, nie konkretnego rządu. Wojna jest pewnego rodzaju inspiracją.

Co pomaga wam pozbyć się obawy o twórczą blokadę?

MS: Bardzo pomogło nam wydanie w 2003 roku płyty z największymi przebojami. Wzięliśmy cały katalog naszych nagrań i umieściliśmy na jednej płycie. Jestem bardzo dumny z tej płyty, z naszych nagrań tam zebranych. Podczas składania tego albumu mogłem swobodnie pisać piosenki, bez ciśnienia, że każda z nich to musi być kolejny "Man On The Moon". To piosenka, którą uwielbiam słuchać i wykonywać na scenie.

Ale kiedy siadasz do pisania i w twojej głowie jest cała ta grupa utworów, które napisałeś w ciągu 24 lat grania, z których jesteś znany - to jest to trudne zadanie. Dzięki przygotowaniu "The Best Of" poczułem się bardziej wolny. Nie każda piosenka, jaką piszę, musi być najlepsza. Dopiero gdy stworzę ich trochę, wtedy mogę rzucić na nie okiem i wybrać najlepsze na album. I tak też robiliśmy w przypadku tej płyty.

Czy to wy chcieliście wydać płytę z największymi przebojami, czy też był jakiś nacisk ze strony wytwórni?

MS: Zespoły decydują się na wydanie albumu "Best Of" zwykle wtedy, gdy kończą im się pomysły. Wydaje mi się, że nam nigdy nie skończyły się pomysły. Dlatego nie powinno się wydawać składanki największych hitów, jeśli nie masz już za sobą wielu świetnych nagrań, z których jesteś już znany. My mamy spory zbiór takich utworów, dlatego mogliśmy pozwolić sobie na wydanie już kilku składanek: w 1990 roku, w 2000 roku i 5 lat temu. Ale żaden z nas nie czuł, że doszliśmy do punktu, w którym mamy już dość tworzenia piosenek.

Czy myślicie, że wydawanie kompilacji typu "Best Of" ma sens, biorąc pod uwagę fakt, że coraz częściej można kupować pojedyncze piosenki?

MS: Myślę, że obecnie ludzie słuchają raczej muzyki z singli, niż z całych albumów. Gdy słyszysz piosenkę, która ci się podoba, zaczynasz interesować się danym artystą. Tak jest, gdy słyszysz piosenkę Björk, albo widzisz jej klip w telewizji. On się kończy, a ty myślisz - chcę więcej. Idziesz do sklepu i szukasz jej płyty, albo szukasz jej nagrań w Sieci i sobie ściągasz.

Kiedyś Andy Warhol powiedział o tobie, że nie jesteś gwiazdą muzyki, ale nauczycielem grającym muzykę. Czy tez tak sądzisz?

MS: Tak, gram tylko popową gwiazdę w telewizji.

Powiedziałeś kiedyś, że nie wyobrażasz sobie, żeby być ekscentryczną osobą...

MS: Może nie tyle wyjaśnia to słowo ekscentryczny, co termin "enigma", którym zawsze próbowano mnie charakteryzować, ponieważ ludzie nie potrafili rozgryźć, jaki jestem i nie mieli na tyle zapału, by analizować moje artystyczne wypowiedzi. Ekscentryczność każdy z nas nosi w sobie, w zależności od tego, w jaki sposób idzie przez życie. Jeśli jesteś osobą publiczną, ekscentryczność może się ujawnić. Dlatego dla mnie jest ona po prostu faktem.

Czego lubisz słuchać?

PB: Tego, co ostatnio kupiłem - nowych płyt Björk, The Libertines, The Thrills.

Peter, nie chciałbym być wścibski, ale może mógłbyś powiedzieć mi coś o swojej rodzinie?

PB: Są w domu w Seatle, mam żonę i dwójkę dzieci. Zobaczę je za parę tygodni.

Jak często zabierasz ich ze sobą w trasę?

PB: Zawsze, kiedy nie są w szkole, czasami też urywają się z lekcji. Ale właśnie dziś zaczynają naukę.

Pytam, bo podczas ostatniego koncertu w Polsce byłeś z rodziną...

PB: Tak było, pochodziliśmy trochę po mieście i było naprawdę miło.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polityka | pomysły | słuchać | uczucie | piosenki | piosenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy