Reklama

"Zrób to sam"

Gdańska grupa Sainc coraz śmielej wdziera się do świadomości polskich fanów ciężkich brzmień. Wydany w 2010 roku, drugi album "Schizis" jest nie tylko muzycznym rozwinięciem konceptu powstałego na debiucie "Pathogen" (2009), ale i - a może przede wszystkim - efektem godnej pochwały konsekwencji i uporu zgodnych z ideą punkowego DIY.

Sainc to także kolejny etap w karierze Marcina Świerczyńskiego vel "SVierszcza", niegdyś frontmana cenionej w polskim podziemiu, deathmetalowej formacji Yattering. Grający na basie wokalista Sainc znalazł kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskiego.

Od zawsze zastanawiałem się, o co właściwie chodzi z nazwą waszego zespołu? To jakiś skrót? Wyjaśnisz?

- Sainc to nazwa własna zespołu muzycznego z Trójmiasta, grającego metal. Nasza droga muzyczna była różna i podzielić można ją na dwa etapy: 2005-2008 i najnowszy od 2009.

Reklama

W początkowej fazie działalności był to skrót od nazwy zespołu, ponownego jego działania z nowym składem, w którym grał kiedyś były wokalista. Nie stosujemy tu żadnej angielskiej formy (wymowy). Została nazwa własna Sainc i taka jest obecnie, bez rozwinięcia dawnego skrótu.

Jaka idea przyświecała powstaniu Sainc? To kontynuacja muzycznej drogi, czy bardziej nowy początek?

- Ogólnie była to ekipa muzykujących osób, które w atmosferze dobrej imprezy pogrywały, bawiły się muzyką, aż do momentu kształtowania się takiego lub innego składu i nazwy.

Muzyków było sporo, także i sporo pomysłów. Mamy tu na pewno dwa wspomniane etapy.

Mając już dwa albumy, "Pathogen" i "Schizis", osobiście jest to moja kontynuacja, wizja. Jest to inny skład, wiec ma swoją inną drapieżność, pomysły (niż Yattering). Okładki stworzył dla nas Krzysztof Iwin, znany z obrazów dla Yattering. Nowy perkusista Czubdrummer gra ze mną od czasów zgłoszenia się do tej formacji. Wnosimy cały czas nowe pomysły, kontynuując naszą drogę Sainc.

Muzyka zawarta na "Schizis" nie jest z pewnością łatwa i przyjemna. To bardziej granie z gatunku muzycznych wyzwań. Przebrnięcie przez tę płytę ze zrozumieniem wymaga czasu, początkowo nawet pewnego samozaparcia. Nie sądzisz zatem, że jej walory można poznać dopiero po pewnym czasie?

- Trzeba nauczyć się słuchać muzyki metalowej, która jest dosyć trudna. Wymaga nauki, nabierania nowych doświadczeń, zrozumienia i przebrnięcia przez meandry psychiki gości, którzy dniami i nocami wymyślają jej frazy! Nie jest to jednak tak ekstremalna forma muzyki jak Masachist, Yatta. Tempa w Sainc są miarowe, frazy powtarzalne, brzmienie przyzwoite, więc potencjalny fan metalu znajdzie w każdym z naszych albumów coś dla siebie. Albumy przyjęte zostały optymistycznie, techniczne granie i smaczki zawarte w schizofrenicznym graniu docierają do otchłani muzycznej mózgu maniaków. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto się o tym nie przekonał, zapraszamy do odwiedzenia naszej strony.

Dźwięki obecne na drugiej płycie są zdecydowanie przytłaczające. Ten pierwotny ciężar potraficie jednak złamać dość nowoczesnym podejściem do konstrukcji utworów. W porównaniu do poprzednika, "Schizis" jest pod tym względem bardziej urozmaicony. Co ty na to?

- Wydaje mi się, że ciężar uzyskujemy dzięki nisko nastrojonym instrumentom, 7-strunowym gitarom, 5-strunowym basie. Album brzmi inaczej od debiutu, gdzie schowałem ewidentnie bas (na pierwszym albumie powtarzały się oceny, że to taki kornowaty Six Feet Under). Daliśmy do przodu perkusję z wieloma nowymi elementami bardzo dobrej gry. Cieszy mnie również pochwała brzmienia, które w warunkach naszego amatorskiego studia jest zaznaczana jako bardzo konkretna. Wprowadziliśmy dodatkowy element do grania - brak ciszy między utworami czyli non stop intra budujące atmosferę utworu. Zawarte w nich są psychicznie, chore dźwięki, ambienty, sample odzwierciedlające częściowo utwory. Także często słyszę o podświadomym strachu, dreszczyku emocji od słuchających nasze albumy. Większość demo-albumu złożyłem samemu - perkusję oraz gitary, wiec tym bardziej radują opinie o nowatorskim podejściu w czasach gdzie chyba już wszystko zostało zagrane w muzyce.

Album ten nie działa też zbyt dobrze na psychikę odbiorcy. Tytuł niejako odzwierciedla jego chorą naturę. I chyba taki był zamysł? Mam rację?

- Staram się pisać albumy koncepcyjnie, tak więc pierwszy album był o patogenie, żywym czynniku zakaźnym, który rozprzestrzeniony w świat zebrał ogromne żniwo wśród ludzkości... Osoby które przeżyły spisały swoje schizofreniczne doświadczenia w "Schizis".

Wpływ na psychikę mogą mieć wspomniane intra muzyczne, chore ambienty użyte w przerwach miedzy utworami, a teksty bazują na temacie rozszczepienia mózgu, naszych patologicznych zachowań, fobii, natręctw, okrutnych zachowań...

Waszą twórczość trudno jednoznacznie skategoryzować. Nie jest to typowa pożywka dla fana muzyki metalowej. Zresztą, chyba nie tylko do metalowców ją adresujecie. Zgadza się?

- O naszej muzyce nasłuchałem się już tak wielu prób klasyfikacji. Cieszę się ogromnie, że można w niej tyle usłyszeć, i że jest trudna do zaszufladkowania w kategorii metal. Tworzymy jednak nie patrząc na jakieś trendy czy nawet chęć skierowania jej do takich lub innych słuchaczy. Tak jak z początkiem działania Sainc, tak i teraz jest to radość z tworzenia muzyki i chęć szerszego działania, niż tylko sala prób. Dlatego serdecznie zapraszamy na nasze różne profile.

Brzmienie "Schizis" jest masywne, bo i tak też jest muzyka. Gdzie właściwie i pod czyim okiem produkowaliście ten album?

- Sami tworzymy własną muzykę, sami ją nagrywamy. Nie mamy wsparcia wytwórni, więc wyznajemy zasadę, że jak sami sobie nie zrobimy, to nikt nam nie pomoże. Z doświadczenia i nauki tworzymy samemu stronę, samemu stworzyliśmy przyzwoitą salę prób do nagrań. Nasz garowy mieszka w Żywcu i tam nagrywa perkusję wraz z dodatkową obróbką w zaprzyjaźnionym studio. W naszej gdańskiej sali prób nagrywamy gitary, ale mastering robił nam zawodowiec - Michał Mielnik, który na naszą płaską, domową, komputerową produkcję wbija pluginy analogowe i przyzwoity, konkretny mastering. Podobnie jest z naszymi prezentacjami muzycznymi na Tubie, które dumnie można nazwać klipami. Po prostu staramy się w miarę naszych możliwości zrobić coś przyzwoicie dla odbiorców.

Na przestrzeni ostatnich lat w szeregach Sainc doszło do wielu zmian. Czy w tej chwili sytuacja jest bardziej stabilna?

- Była taka sytuacja i albo były to zmiany konieczne lub też dopuszczaliśmy muzyków dla dobrej zabawy lub poszerzenia składu o nowe muzyczne klimaty. Nie ukrywam, że bardzo chciałem, aby nasz skład był "slipknotowy", czyli są samplerzyści, keyboardziści, osoby odpowiedzialne za dodatkowe efekty muzyczne. Teraz staramy się, aby dodatkowe urządzenia cyfrowe pomogły nam w lepszej prezentacji scenicznej. Skład ostatnio się zmienił, wymiana perkusisty. Na nowym albumie gra z nami garowy aż z drugiego końca Polski, ale na razie jest raczej stabilnie i bez zmian.

Czytając waszą biografię można dojść do wniosku, że stale poszukiwaliście wokalisty, ale ostatecznie to ciebie słychać na płytach. Taka była konieczność?

- I tak i nie. Od czasu kiedy fragmentarycznie grałem w Chylińska Band poczułem potężną chęć grania tylko i wyłącznie na basie, nauki skomplikowanej gry z ręki, klangowania, i tak też przełożyło się to na Sainc. Poszukiwaliśmy długo osoby wokalujacej, biorąc pod uwagę mnie jako dodatkowe, mocniejsze wsparcie. Z wokalami było różnie, niestety, więc pomagałem jak mogłem, aż w końcu, od czasu "Pathogenu" postanowiłem wrócić z darciem wokalnym raczej na stałe. W przypadku "Pathogenu" zrobiłem wokale na zasadzie ciężkiego growlowego oraz średniego, wykrzyczanego. Na "Schizis" zrobiłem z tego dodatkowy instrument, gdzie oprócz growli leci w tle wokalny "chórek". Z perspektywy czasu żałujemy trochę, że nie zająłem się tym wcześniej, bo zmarnowaliśmy sporo czasu. Było to jednak dodatkowe doświadczenie, aby w końcu pojawiły się te, a nie inne albumy Sainc.

Kto właściwie stoi za wydaniem tej płyty? To produkt wydany własnym sumptem?

- Często mówi się o mojej byłej firmie Chaos III Production, ale faktycznie wszystko robimy sami, więc jest to Sainc Records. Ciężko pracujemy nad tym, aby nas dostrzeżono, by większe wytwórnie pomogły nam w naszych działaniach, do czego serdecznie namawiamy. Na pewno chcemy mieć kontrolę nad wizerunkiem albumu, gdyż z mojego doświadczenia wiem, ile mogą zniszczyć wytwornie właśnie. Wizję krążka mają gdzieś, ustalenia z zespołem. Na dzień dzisiejszy mamy wydane albumy, ale potrzebny nam dystrybutor, który pomoże nas pchnąć w dalsze rejony działania. W dobie internetu brak często zainteresowania większych labeli.

- Rynek muzyczny padł, wiec jak już wspomniałem, czego sami nie zrobimy, nikt nam nie da, nie zapłaci, nie wyśle do studia nagraniowego czy filmowego, bo to kosztuje. Staramy się jak można, abyście dostali wartościowy, konkretny produkt, a że sami uczymy się na błędach, to już kwestia waszego podejścia, czy to jest dla was dobre czy słabe. Działamy sami, wydajemy na razie sami, ale zapraszamy do wsparcia, was maniacy, i kupowania albumów, bo pewnie bez tego kolejnych krążków nie będzie.

W ramach promocji przygotowaliście nowy teledysk. A jak z koncertami? Będzie można was gdzieś zobaczyć tego lata?

- Na dzień dzisiejszy już mamy nowszy (teledysk), "Stressor", dostępny na naszym profilu YouTube, ale i zapraszamy do obejrzenia poprzednika, "Darkness Time", zrobionego na podstawie tekstu oraz naszego rodzimego horroru "Strefa mroku", polecam . Aktualnie zapraszamy koniecznie na II Konwent Gdańsk Tattoo, który odbędzie się w dniach 7-8 sierpnia na terenie Stoczni Gdańskiej. Atmosfera Gdańska, niedaleko przepiękna starówka, otoczenie stoczni, niedaleko nad morze i konkretne targi tatuażu z imprezami, występami. Nasz występ przewidywany jest 8 sierpnia (niedziela) na godzinę 16., według planu organizatora. Zapraszamy!

Czy Sainc to jedyne muzyczne przedsięwzięcie, pod którym aktualnie się podpisujesz? A może szykujesz coś jeszcze?

- Nie szykuję, gdyż kilka składów to prawie brak czasu dla każdego z nich. Najważniejszy jest teraz występ na Konwencie, a w dalszym planie są nagrania nowego albumu, zaraz po występie i będzie to ok. 10 coverów różnych metalowych zespołów. Będzie to również łącznik miedzy "Schizis" a nowym, kolejnym albumem. Szukamy cały czas wydawcy, wsparcia biznesu muzycznego, jak i maniaków muzyki, których chcę koniecznie zobaczyć na naszych występach.

Życzę zatem powodzenia. Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: doświadczenia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy