Reklama

"Zawsze mamy piekło pod sceną"

Mille Petrozza to sympatyczny, wygadany człowiek, który ma wiele do powiedzenia nie tylko na tematy związane z muzyką. Przed warszawskim koncertem trasy "Chaos Over Europe" dał się namówić na wywiad nieco dłuższy niż planowano, przy tym odrobinę nietypowy... Z liderem niemieckiej grupy Kreator rozmawiał Vlad Nowajczyk z magazynu "Hard Rocker".

"Hordes Of Chaos" nosi wszelkie znamiona kreatorowego stylu, zgodzisz się?

Zgadzam się, już od pierwszych dźwięków brzmi w 100% jak Kreator.

Czyżby najlepsza płyta w karierze (śmiech)?

Oj nie, nie powiedziałbym. Oczywiście, każdy artysta twierdzi, że nowy album jest najlepszy. Ja będę szczery. Czas pokaże. Nie mogę powiedzieć, że "Hordes Of Chaos" jest superekstra, ponieważ znaczyłoby to, iż wcześniejsze nasze dokonania nie były aż tak udane. Staraliśmy się skomponować lepszą muzę niż na wcześniejszych dwóch krążkach, ale... Powiem tak. To najlepszy album, jaki Kreator mógł stworzyć w 2009 roku. W 2010 lub 2011 zrobimy coś lepszego, bo jeśli nie... to nie będziemy niczego nagrywać. Nie mówiąc już o wyższości tego bądź innego, pokazaliśmy że wciąż umiemy dowalić do pieca. To bardzo istotne. Moim zdaniem ważniejsze niż to, czy lepsza od poprzedniej. Zawsze znajdą się ludzie, którym bardziej będzie pasować "Enemy Of God" czy "Violent Revolution", albo... "Coma Of Souls". Każdy ma swojego faworyta. Ważne, że fani wciąż z nami są.

Reklama

To już trzeci krążek z Samim w składzie... Który najbardziej lubisz (śmiech)?

(śmiech) "Hordes Of Chaos". To nasza najlepsza płyta w karierze (śmiech).

Jesteście dziś za jego sprawą bardziej szwedzcy niż Szwedzi (śmiech).

Nie, nie, nie. Jesteśmy bardziej fińscy od Finów.

W rzeczy samej. Ach, te fińskie melodie. Czy jest szansa, że w niedalekiej przyszłości pozbędziecie się choć części z nich?

(śmiech) Dlaczego?

Ponieważ stajecie się zbyt melodyjkowi! Uwielbiam ostre thrashowe pier***nięcie, wasz znak firmowy. Na "Hordes" jest ono rozwodnione.

Nie zgadzam się, nowy album jest mniej melodyjny od poprzednika.

Skądże, jest dokładnie na odwrót (śmiech).

Powiem tak: gdybyśmy pozbyli się tych, jak mówisz, melodyjek, ludzie zaczęliby kręcić nosami, twierdząc że przynudzamy. Melodie są konieczne, by kompozycje były wciąż ekscytujące dla fanów. Staramy się być jednocześnie ciężcy, ostrzy ale i melodyjni. To nasz znak firmowy. Takim się stało 18 lat temu, przy okazji "Coma Of Souls"...

Ależ byłoby fajnie, gdybyście przywrócili tamte proporcje...

Doskonale cię rozumiem. Nie chcielibyśmy grać wciąż tego samego. Nie wymienię w tym miejscu żadnej nazwy, bo są zbyt oczywiste. Nie chcemy być jak te kapele.

A jednak zaskoczył mnie brak elementu zaskoczenia.

Powiadasz? Postanowiliśmy wymieszać wszystkie elementy naszego stylu z przeszłości bliskiej i nieco bardziej odległej, i upchnąć to w niecałych 50 minutach. Nie mogło być miejsca na kawałki niedostatecznie ciężkie i brutalne. Gdybyśmy nagrali coś w rodzaju "Renewal", byłbyś zapewne zbyt zaskoczony (śmiech).

Uwielbiam "Renewal", a oto naszywka z tej płyty (śmiech). Nie kop mnie (śmiech). Chodzi mi o to, że "Hordes Of Chaos" to trzeci album z rzędu w tym samym stylu. Sądziłem, że pora na jakąś zmianę, dotąd tak właśnie czyniłeś.

Moim zdaniem tym, co wyróżnia "Hordes", jest produkcja. "Violent Revolution" i "Enemy Of God" miały wygładzone i gęste brzmienie, tym razem zależało nam na efekcie, jaki osiągnęliśmy przy "Coma Of Souls" i "Extreme Aggression". To dla mnie czynnik wyróżniający nowy album. Dla innych pewnie tak, dla ciebie zapewne nie (śmiech).

Masz rację. Wychowałem się na podłej jakości kasetach i produkcja nie ma dla mnie zbyt dużego znaczenia, pod warunkiem, że wszystko słychać (śmiech).

Wiesz, nasze dawne brzmienie miało za zadanie zatuszować niewielkie jeszcze umiejętności. Ciężko było do tego powrócić, gdyż teraz jesteśmy już doświadczonymi muzykami. Nie da się cofnąć czasu. Zaryzykowaliśmy, rejestrując "Hordes Of Chaos" na żywo, tak jak uczyniliśmy dwie dekady wstecz przy okazji "Pleasure To Kill". Oczywiście nie do końca brzmi to podobnie, nasza nowa muza jest o wiele bardziej przebojowa. Kiedyś melodie były ukryte.

Czy i tym razem Sami zdominował partie solowe?

Można tak powiedzieć, około 60% solówek to jego sprawka. Nie jestem zbyt dobrym gitarzystą prowadzącym, wolę grać riffy.

Faktycznie, twoje solówki to przecież beznadzieja (śmiech). Zejdźmy już z nowej płyty, i tak mnie do niej nie przekonasz (śmiech). Jak wspominasz występ przed paroma laty w programie dla dzieci w niemieckiej TV?

Było to fantastyczne doświadczenie. Poszedłem tam i spotkałem się z dziećmi. Te małe istotki nie miały żadnych uprzedzeń, ich umysły były otwarte i chłonne. Pytały o wszystko, co związane z muzyką i wizerunkiem, bardzo je to ciekawiło. Chciałbym, aby dorośli ludzie byli choć trochę podobni do tych dzieciaków.

Kreator istnieje już 26 lat, a ty wciąż jesteś buntownikiem. Jakie to uczucie?

Typowym buntownikiem byłem w wieku 17-18 lat, gdy zaczynaliśmy. Było zupełnie inaczej. Dziś więcej widzę, pojmuję, przeżywam. Nie próbuję już natychmiast brutalnymi metodami zmieniać rzeczywistości. Staram się przekazywać swój punkt widzenia tak, by odbiorców zmusić do myślenia. Teraz praca nad sobą, znaczy dla mnie o wiele więcej niż kiedyś. Czyny też są istotne, ale nauczyłem się kontroli. Moje życie jest teraz zupełnie inne.

Czego nie lubisz w opium dla mas, panie Enemy Of God?

Tego samego, co i ty. Mieliśmy dziś czas na zwiedzanie Warszawy. Starówka jest przepiękna, ale wielkie centra handlowe już nie. Te świątynie konsumpcjonizmu to nowe opium dla ludu. Ludzie wydają kasę na rzeczy, których nie potrzebują. Kolejne narzędzie kontrolowania mas. Wielu ludzi mówi, że nie mam racji, że to nie jest aż takie złe. Ależ jest. To element amerykanizacji w jak najgorszym znaczeniu tego słowa. Wyciąganie ludziom kasy z kieszeni, wabienie blichtrem - kościoły dorobiły się potężnej konkurencji, ale tu nie ma lepszego ani gorszego wroga.

Wyciągnąłeś "Flag Of Hate" (śmiech). Jak ci się prowadziło zespół bez Ventora?

To nie działało. Być może wybraliśmy niewłaściwego bębniarza na zastępstwo. Joe Cangelosi okazał się znakomitym muzykiem, ale nie był wystarczająco dojrzałym człowiekiem. Zwariowany dzieciak, ot co. Brakowało chemii. Ventor fantastycznie pasuje do zespołu, znamy się od bardzo dawna i jego powrót był czymś naturalnym.

Którą spośród wszystkich nagranych przez ciebie płyt lubisz najmniej?

"Cause For Conflict". Ten krążek nie jest prawdziwą, szczerą płytą Kreatora. Próbowaliśmy grać zgodnie z narzucaną modą. Nawet "Endorama" jest o wiele bardziej kreatorowa.

Zgadzam się z tobą, wreszcie (śmiech). Kilka lat temu przeczytałem gdzieś, że masz w domu coś w rodzaju prywatnego muzeum zespołu...

Nic podobnego! Niczego nie zbieram, to nasz sprzedawca gadżetów jest kolekcjonerem wszystkiego, co ma na sobie logo Kreatora. Jestem bałaganiarzem, gubię, zapominam...

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: pieczenie | Kreator | chaos | piekło | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy