Reklama

"Zajmowanie się muzyką to przywilej"

Szwedzki wokalista Andreas Johnson zasłynął wielkim przebojem "Glorious", który był nie tylko do znudzenia grany przez stacje radiowe, ale wykorzystano go także w kilku spotach reklamowych. Jednak następne dokonania artysty nie przyniosły kolejnego przeboju, który podbiłby światowe listy przebojów. Andreas wciąż jednak posiada wierne grono fanów, a w rodzimej Szwecji ma status supergwiazdy. W 2006 roku europejską premierę miał czwarty solowy album artysty, "Mr Johnson, Your Room Is On Fire". Z tej okazji Artur Wróblewski rozmawiał z Andreasem Johnsonem o tajemniczym tytule płyty, konkursie Eurowizji i chorych snach, które stały się później inspiracją dla teledysku "Show Me XXX". Wywiad zaczął się jednak od pytania o dosyć specyficzny sposób, w jaki rozpoczęła się kariera piosenkarza...

Rozpocznijmy może rozmowę od pewnego zdarzenia z twojej młodości. Ponoć karierę wokalną zawdzięczasz pewnemu brawurowemu skokowi ze schodów...

Cóż, to był wypadek (śmiech). Tak naprawdę mój przyjaciel miał urodziny i wszyscy strasznie się załatwiliśmy... Byłem pijany i postanowiłem skoczyć sobie na dół. Nie był to najlepszy pomysł, gdyż poważnie się połamałem. Z racji tego, że nie miałem nic lepszego do roboty - byłem cały w gipsie - skoncentrowałem się na tym, na czym mi najbardziej zależało. Czyli na muzyce. Także cała ta nieprzyjemna sytuacja wyszła mi ostatecznie na dobre.

Reklama

Na dobre wyszło ci także nagranie singla "Glorious", który stał się międzynarodowym przebojem. Z jednej strony jesteś znany głównie właśnie za sprawą tej piosenki, a z drugiej twoje płyty zyskują aprobatę krytyków muzycznych. Czy nie czujesz się jednak "artystą jednej piosenki"?

Wiesz, "Glorious" to najważniejszy utwór w mojej karierze. Dzięki niemu zaistniałem na poważnie w świadomości ludzi i w mediach. Jestem "wdzięczny" tej piosence, gdyż to ona "zabrała" mnie w podróż po całym świecie. Za sprawą "Glorious" zwiedziłem miejsca, o których nawet nie marzyłem. Poznałem mnóstwo wspaniałych osób... Numer zawojował między innymi listę przebojów w Wielkiej Brytanii, co - muszę to przyznać - sprawiło mi ogromną radość. Bo Anglia to dla mnie kolebka muzyki pop.

Ale ta piosenka to w pewnym sensie już przeszłość. Po wydaniu płyty "Liebling" [na tym albumie znajduje się właśnie utwór "Glorious" - przyp. red.] musiałem skoncentrować się na pisaniu nowej muzyki, komponowaniu nowych przebojów. Teraz interesuje mnie jedynie nowy album "Mr Johnson, Your Room Is On Fire".

Co do opinii niektórych krytyków, to rzeczywiście były one pochlebne, ale raczej nie zwracam na nie uwagi (śmiech).

(śmiech) A jak ty sam zatem opisałbyś swój ostatni album, "Mr Johnson Your Room Is On Fire", jeżeli byłbyś dziennikarzem?

Hmmm... Jeżeli miałbym go w jakikolwiek sposób opisać, to musiałbym porównać "Mr Johnson Your Room Is On Fire" do poprzedniej płyty ["Deadly Happy" z 2002 roku - przyp. red.]. Na pewno jest on mroczniejszy, niż wcześniejsze rzeczy - podczas komponowania piosenek przeszedłem przez wiele trudnych momentów. Po wyczerpującej promocji "Liebling" przyszedł czas na nagrywanie "Deadly Happy".

Płyta nie osiągnęła jednak takiego sukcesu jak poprzedniczka, czym się za bardzo nie przejąłem. Chodziło o to, że straciłem gdzieś energię do grania muzyki. Zniknęła gdzieś cała przyjemność robienia tego, co było moim życiem...

A wracając do muzyki, to album jest też bardziej... progresywny i zarazem leniwy (śmiech). Jeśli chodzi o teksty, to zdecydowanie moja najbardziej osobista płyta w dyskografii...

Powiedziałeś, że straciłeś ochotę na zajmowanie się muzyką. W jaki zatem sposób zmobilizowałeś się do nagrania "Mr Johnson Your Room Is On Fire"?

Zrozumiałem, że zajmowanie się muzyką, nagrywanie muzyki jest po prostu przywilejem! Przestałem przejmować się sprawami będącymi wokół niej, tylko skoncentrowałem się na muzyce. Podszedłem do komponowania nowych piosenek z czystym umysłem, nie myślałem o niczym innym, tylko o nagraniu mojej płyty.

Powiedziałeś, że nowa płyta jest "leniwa". Czyżby "lenistwo" ogarnęło cię podczas wymyślania tytułu albumu? Na pewno miałeś do czynienia z drugą płytą The Strokes "Room On Fire"...

(śmiech) Z tym tytułem wiąże się ciekawa historia. Byłem w Tajlandii, gdzie mieszkałem w jednym z hoteli. I w tym właśnie miejscu odbywało się wesele. Ale to nie było takie zwyczajne wesele, w europejskim stylu, tylko ogromna, nieprawdopodobnie kolorowa procesja. Zapamiętam ten widok do końca życia.

Poszedłem im się przyjrzeć z bliska. Po chwili podbiegł do mnie pracownik hotelu i zaczął krzyczeć: "Panie Johnson! Pali się pana pokój!". Przeraziłem się trochę, bo rzeczywiście włączył się alarm przeciwpożarowy. Ale po chwili okazało się, że zostawiłem w pokoju hotelowym niedogaszonego papierosa i dym spowodował włączenie się alarmu. Na szczęście nic się nie stało, chociaż mam wyrzuty sumienia, bo na chwilę spieprzyłem im wesele tym alarmem (śmiech).

Po tym zdarzeniu postanowiłem, że słowa pracownika hotelu będą niezłym tytułem płyty. I tak zostało. Chciałem uwiecznić to zdarzenie w ten sposób. Dlatego płyta The Strokes nie była w żadnym sensie inspiracją...

To powiedz mi, co zainspirowało teledysk do piosenki "Show Me XXX". Czy ma on jakiś związek ze słowami utworu?

Od początku chciałem zrobić animowany wideoklip. To miał być eksperyment. Wymyśliłem historyjkę, w której animowane świnie podróżują przez oświetlone neonami miasto i wkręcają się w różnego rodzaju dziwne zdarzenia... To miało być odzwierciedlenie chorego snu i nie ma związku z piosenką "Show Me XXX". Muszę przyznać, że nie jestem do końca zadowolony z efektu końcowego. Ale byliśmy trochę ograniczeni budżetem...

To tylko wideo, na szczęście. Mam zamiar nakręcić jego kolejną wersję. A "Show Me XXX" to jeden z moich najlepszych utworów, do którego powstał jeden z moich najgorszych klipów (śmiech).

Na koniec cofnijmy się trochę w czasie. Pod koniec 2005 roku wziąłeś udział w szwedzkich eliminacjach do Konkursu Piosenki Eurowizja. Skąd pomysł, by się zaprezentować na takiej imprezie?

Po prostu wrobiono mnie w to (śmiech)! A tak naprawdę, to będąc w Nowym Jorku otrzymałem telefon i poproszono mnie, bym wystąpił w szwedzkich eliminacjach. Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł, bo moja piosenka "Sing For Me" nie za bardzo pasuje do tego typu konkursów.

Z drugiej strony miałem szansę zaprezentować się ludziom, dzięki czemu w Szwecji "Sing For Me" stała się wielkim przebojem. Podsumowując - cieszę się, że nie wygrałem i nie pojechałem do Aten (śmiech)!

To "gratuluję" w takim razie (śmiech)!

Dzięki.

A ja dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: piosenki | show | Johnson | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy