Reklama

"Żadnego pitolenia"

Niedrzwica Duża to niewielka miejscowość z liczbą ludności nie przekraczająca czterech tysięcy. To właśnie z tej spokojnej okolicy w województwie lubelskim pod koniec lat 90. zaczęły dobiegać hałasy, na które lokalna parafia i bogobojni rolnicy z pewnością nie byli przygotowani. Tak oto klika młodzieńców pod bezbożnym szyldem Blasphemy Rites zmieniła oblicze cichej dotąd gminy.

Okazją do przypomnienia tamtych czasów, jak i przedstawienia ekstremalnej twórczości zespołu stał się wydany pod koniec kwietnia w barwach Pagan Records, debiutancki album Blasphemy Rites, "Hideous Lord", na którym plugawe dźwięki spod znaku Sarcofago i Blashpemy idą w parze z brutalnością Extreme Noise Terror, Napalm Death czy Repulsion. O reszcie w rozmowie z Bartoszem Donarski opowie wam wokalista Brzozak.

Nazwa Blasphemy Rites istnieje na polskiej scenie dobrych kilkanaście lat, jednak dopiero teraz ukazała się wasza pełna, debiutancka płyta. Dziwie się, że tak długo to trwało. No właśnie, dlaczego?

Reklama

- Zespół założyliśmy pod koniec 1997 roku, a pierwsze demo wypuściliśmy w 2002, więc jak widzisz nigdy nie mieliśmy parcia na częstotliwość, regularność nagrywania. Zapewne nagralibyśmy dużo wcześniej jakiś materiał studyjny, gdyby nie śmiertelny wypadek Cioska. Strata gitarzysty i głównego kompozytora w zespole nie jest czymś, z czym przechodzi się do porządku dziennego i zaraz nagrywa się nowy materiał. Pod koniec 2004 daliśmy jednak znak, że funkcjonujemy dalej, wydając taśmę z próby opatrzoną w czerwoną okładkę, długą nazwę i podłą jakość.

Muzyka obecna na "Hideous Lord" to jak podejrzewam nie tylko premierowy materiał, ale i numery, które pojawiały się już wcześniej. Jak pod tym kątem przedstawia się ten materiał?

- "Hideous..." to mieszanka zupełnie starych numerów, napisanych jeszcze przez Cioska, z tymi nowymi, wcześniej nie nagrywanymi. Część kawałków ukazała się w 2004 na wyżej wspomnianym rehu "Drink The Poisoned Piss Of Baphomet", ale uznaliśmy, że warto było je ponownie klepnąć w warunkach studyjnych.

Atakujecie muzyką wyjątkowo barbarzyńską, nawiązującą do najbardziej wulgarnych i plugawych tworów na niwie bezbożnego metalu. Wasza twórczość budzi skojarzenia z Blasphemy czy Sarcofago. Skąd fascynacja taką właśnie sceną?

- Pewnie, że jaramy się wymienionymi Sarcofago i Blasphemy. Mało kto naparzał i naparza tak jak oni. Dosyć szybko po założeniu zespołu zorientowaliśmy się, że chodzi nam o ekstremalny napier***, stąd naturalnie kierowaliśmy nasze uszy w stronę ww. zespołów i innych zdrowo świrniętych bandów. Sumując, nie jesteśmy specjalnie zainteresowani odgrywaniem "melodii" na modlę Sarcofago i Blasphemy, tylko generowaniem brutalnego i chorego metalu.

Mimo sado-bluźnierczo-antychrześcijańskiej wymowy, wasza muzyka ma też moim zdaniem nieco wspólnego z klasycznym grindem i najbardziej bezwzględnymi tworami z tego gatunku z Wielkiej Brytanii i USA. Bredzę?

- Powtórzę: interesują nas ekstremalne odmiany metalu, nie żadne pitolenie. Może to być wściekły black / death czy walcowaty death / doom. Zawsze też lubiliśmy grindcore, ten spod znaku Extreme Noise Terror czy Napalm Death i ten spod znaku Terrorizer. Mamy kilka ultrakrótkich kawałków, co oczywiście niektórych wk*****, bo przecież, po co komu takie kilkunastosekundowe wymioty...

Zgodzisz się, że bodaj najważniejszym przełomem w waszej historii była demówka wydana w 2002? Właściwie wtedy nabraliście rozpędu...

- No tak, to był nasz pierwszy studyjny materiał, który puściliśmy w podziemie. Od razu czuliśmy, że demo ma moc i to "coś". Nie myliliśmy się. Przyjęcie było bardzo dobre i wiara łyknęła to demo bez popity. Materiał brutalny, chory i szczery do bólu, co z tego, że nie do końca profesjonalnie zrealizowany (śmiech).

Pochodzicie z miejscowości Niedrzwica Duża w województwie lubelskim. To zdaje się całkiem miła okolica?

- Obecnie to nie wygląda tak do końca jak napisałeś, ale faktem jest, że zespół ma korzenie w Niedrzwicy Dużej. Oczywiście do tej pory nasze próby mają miejsce w Niedrzwicy. Przez czas działalności przewinęło się kilka ciekawych "sal" prób (mieliśmy też krótki epizod, kiedy odbywały się w Lublinie). Od kilku lat stacjonujemy w Jajcarnii i jest to zdecydowanie najciekawsze miejsce w tej miejscowości.

Graliście może w piłkę w Gminnym Klubie Sportowym Orion - to tak w nawiązaniu do mistrzostwo w RPA - czy od razu postawiliście na muzykę?

- Nie jestem przekonany, chyba ktoś miał takie przymiarki. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Lubiłem sobie swego czasu popatrzeć jak kopie piłę miejscowy klub, ale żaden ze mnie kibic. Mundial mnie nie interesuje.

Czy to prawda, że swego czasu prowadziliście korespondencję z ludźmi ze sceny pisząc na etykietach od jaboli?

- Nic takiego nie kojarzę. Opróżnione butelki po prycie zwyczajowo rozbijaliśmy.

Wracając do muzyki, płytę kończą trzy przeróbki. Propozycji było zapewne wiele, zresztą, chyba nie po raz pierwszy sięgacie po klasyczne utwory...

- Te przeróbki to Celtic Frost i "Dethroned Emperor", Blasphemy i "Empty Chalice", oraz Sabbat "Satan Bless You". Jak widać nie sililiśmy się na oryginalność w doborze. Może z wyjątkiem Sabbat, bo nie kojarzę, żeby ktoś w naszym kraju robił ich numery. Jakkolwiek, pierwszy z nich gramy właściwie od początku, drugi trochę później, a trzeci postanowiliśmy grać niedawno, bo też jest zajebisty.

- Graliśmy mnóstwo innych kawałków zajebistych kapel, lubimy grać na próbach covery. Przy nagrywaniu padło akurat na trzy wyżej wspomniane. Ale bez szczególnego wal**** gru**. Równie dobrze widziałbym Darkthrone, Sepulturę, Protectora, Slashing Death, Samael, Unpure czy Repulsion. To swoisty hołd dla kapel, bez których nasza muza nie byłaby tym czym jest.

Część z was udziela się też w innych zespołach i projektach. Co z tego jest do dziś aktualne?

- Mścisław wiedzie prym w tych innych zespołach i projektach - Abusivenses, Blaze Of Perdition, Deivos i inne. Co jest aktualne, a co nie, to trzeba z Mścisławem rozmawiać. Total Extinction to zespół założony przeze mnie. Od jakiegoś czasu klepiemy nowe kawałki i kiedyś tam planujemy wydanie drugiego dema.

Debiut ukazał się pod skrzydłami Pagan Records. Dla podziemnego bandu, takiego jak wasz, to chyba dobry układ?

- Pewnie, Pagan to świetna wytwórnia, a zainteresowanie z ich strony mieliśmy już po wydaniu pierwszego dema w 2002. Ponadto od dawna słuchamy wielu kapel z ich katalogu, tak więc jesteśmy zadowoleni z faktu, że doszło do współpracy.

"Hideous Lord" zarejestrowaliście wiosną 2009 roku, i choć ukazał się on dopiero w maju 2010, podejrzewam, że przygotowujecie już coś nowego. Zdradzisz coś na ten temat?

- Cóż, nie ma dobrych wiadomości, ponieważ powoli zaczynamy działać z zupełnie nowymi kawałkami. Nie będzie żadnych powtórek z przeszłości, chyba że coś, co nie było nigdy nagrane. Kiedy, co i jak to czas zweryfikuje, a póki co nie mamy żadnych konkretnych terminów.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy