Reklama

"Wyłączyli mi telewizję"

Pinnawela, bo pod takim pseudonimem wydała swoją pierwszą solową płytę, to nie kto inny jak Paulina Przybysz znana z Sistars, gdzie śpiewała razem ze swoją siostrą Natalią. W 2008 roku siostry postanowiły działać osobno - zarówno Paulina jak i Natalia wydają własne, debiutanckie albumy. Czy "Soulahili" Pinnaweli oznacza koniec Sistars? O swojej soulowej płycie, nagranej w domu wokalistki, Paulina opowiedziała Michałowi Michalakowi.

Na swojej solowej płycie odpowiadasz za większość kompozycji i tekstów, jesteś także współproducentką. Czy "Soulahili" jest dokładnie tym, co chciałaś wyrazić i czego po sobie oczekiwałaś?

Tak, ale dla mnie to są już dość stare utwory. Jednak mam nadzieję, że płyta nie brzmi staro.

Nie odniosłem takiego wrażenia. A tak nawiązując do tytułu, to czy odbiór twojej płyty jest tak samo trudny jak zrozumienie języka suahili?

Nie, Boże broń!

Pytam dlatego, że w Polsce raczej trudno wydaje się płytę soulową.

Reklama

Płytę soulową wydaje się jak każdą inną, gorzej z wypromowaniem czy przemyceniem jej do radia.

Masz związane z tym poczucie misji? - żeby zaszczepić soul w społecznej świadomości.

Chyba dosyć małe w stosunku do egoistycznej misji poczucia spełnienia (śmiech).

A jak fakt, że nagrywałaś płytę w domowym studiu, odbił się na pracach nad albumem i samych utworach?

Raczej korzystnie. Totalny relaks i poprawianie wszystkiego w nieskończoność może nie są za dobre, ale ciśnienie typu "masz dwie godziny na nagranie tej piosenki" jest tragiczne. Szukaliśmy złotego środka i domowe studio stworzyło możliwość, by taki złoty środek znaleźć. Potrzebny jest taki autobiczyk - trzeba się samemu ogarniać i w granicach rozsądku mobilizować, ale też nie powinno się katować godzinami.

Podobno w trakcie prac nad płytą przygotowałaś aż trzydzieści osiem utworów. Na płycie znalazło się osiemnaście. Czy masz wrażenie, że wśród tych dwudziestu odrzuconych są jeszcze jakieś perełki?

Oczywiście! Każda z nich (śmiech). Nie mam dystansu do swoich piosenek. Ale na pewno kiedyś tam się jeszcze wydostaną te perełki.

Jak w ogóle wyglądał proces selekcji tych utworów?

Nagraliśmy kilka takich surowych płyt i rozdaliśmy znajomym. Oni przebierali w piosenkach, wyrażali swoje zdanie. Opinie były bardzo rozstrzelone. Ja i Jacek Antosik, który produkował tę płytę mieliśmy oczywiście ostatnie zdanie.

Czytam na twojej stronie internetowej, że na płycie obecni duchem są Erykah Badu, Prince, Beyonce, Lauryn Hill, ale przede wszystkim twoja osobowość. Pomieściliście się wszyscy na tym albumie?

Wow, nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest na mojej stronie. Te wszystkie duchy zgromadziły się w moim umyśle i myślę, że może to być słyszalne na płycie.

Dla kogo napisałaś tę płytę? Celujesz w fanów Sistars czy może kierujesz ją do innej grupy odbiorców?

Tak naprawdę w ogóle nie celuję. Napisałam płytę całkiem po swojemu, licząc na to, że ktoś po wysłuchaniu stwierdzi, że to dla niego.

Twój solowy projekt jednak dość znacznie różni się od stylu Sistars. Czy to oznacza, że w Sistars miałaś ograniczone możliwości ekspresji?

W jakimś stopniu na pewno tak. Ale te różnice biorą się też z tego, że przez ten czas trochę urosłam.

Czy w związku z tym muzyczne drogi twoje i siostry zaczynają się na dobre rozchodzić?

Tego nie wie nikt. Jeżeli nasze solowe projekty będą pochłaniały cały nasz czas, to pewnie przez dłuższy okres nic nie nagramy razem. Ale na pewno nie przestaniemy łączyć naszych głosów.

Podejrzewam, że podsłuchujesz, jak siostra pracuje nad swoim solowym albumem. Jak bardzo jej płyta będzie się różniła od twojej?

Myślę, że bardzo. Nie bardzo potrafię opowiadać o muzyce, moim zdaniem, trzeba jej po prostu słuchać, żeby wiedzieć, o co chodzi. Ale będą to zupełnie inne płyty, zupełnie inaczej wykorzystujące wokal. Myślę, że u Natalii bardziej gatunki brytyjsko-nowozelandzkie. A u mnie nie wiem jak to nazwać. Zostawiam to już krytykom i recenzentom.

Traktujecie te solowe projekty jako swego rodzaju rywalizację np. która z was sprzeda więcej albumów?

Na razie tego tak nie traktujemy, choć to samo się pojawi, kiedy przyjdą pierwsze raporty sprzedaży. Jednak staramy się przede wszystkim wspierać nawzajem. Jeżeli na przykład mnie nie pójdzie, a jej się uda, to może ona mnie utrzyma (śmiech).

Odmówiłaś udziału w programie "Gwiazdy tańczą na lodzie". A byłaby to chyba niezła promocja dla ciebie i płyty.

Nie wiem czy by mi to mogło jakoś pomóc. Raczej pomogło by serwisom plotkarskim. Nie wiem, czy wyrobiłabym się z obowiązkami, gdybym musiała to wszystko robić z połamanymi żebrami. Ja jestem z zawodu muzykiem, a tam trzeba być bardziej showmanem. I trochę sportowcem.

Ja bym to zinterpretował na przykład tak, że masz w sobie jeszcze takie pokłady idealizmu, które pozwalają ci wierzyć, że twoja muzyka jest się w stanie sama obronić.

Tak, mam takie pokłady (śmiech).

Potrafisz sobie wyobrazić siebie za dziesięć lat?

Myślę, że mój ożenek z muzyką jest wieczny, chociaż jeśli chodzi o gatunki to nigdy nic nie wiadomo.

Czyli nie wykluczasz, że będziesz się jeszcze między różnymi gatunkami przemieszczać?

Pewnie, że nie wykluczam. Zwłaszcza kiedy pojadę na Kubę i nagram latynoską płytę.

I zmienisz przy okazji pseudonim. Pinnawela to efekt twojej podróży do Sri Lanki.

Tak, jest to nazwa miasta, w którym znajduje się schronisko dla słoni. Ale chciałabym przy Pinnaweli jeszcze przez jakiś czas pozostać.

Przenieśmy się cztery lata wstecz. W 2004 roku razem z Sistars wystąpiłaś na koncercie krajowych preselekcji do Eurowizji. To chyba przyspieszyło rozwój waszej kariery?

Na pewno. Zaczęliśmy grać normalne koncerty, w różnych miastach.

Cieszysz się, że nie wygraliście? Zwycięzcy zazwyczaj nie kończyli dobrze...

Dobrze się stało. Chociaż wtedy, uczestnicząc w konkursie, chcieliśmy wygrać i polecieć do Turcji.

Starasz się nadal śledzić ten konkurs?

Nie, bo mi telewizor wyłączyli (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: telewizje | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy