Reklama

"Wszystkiego po trochu"

"Nightrealm Apocalypse", wydany pod koniec lutego 2009 roku, siódmy album amerykańskich deathmetalowców z Sathanas, potwierdził rosnącą formę zespołu z Pensylwanii, związanego dziś z kultową polską wytwórnią Pagan. Jak sami mówią, to najlepszy skład w 20-letniej historii grupy.

Słowa te zdaje się potwierdzać "Nightrealm Apocalypse", na którym, jak w soczewce skupia się to, co najlepsze w muzyce metalowej: oldskulowy pazur, brutalność i ciężar amerykańskiego death metalu, chwytliwość tytanów europejskiego thrashu, mrok black metalu.

Kilka dni po jego premierze, 13 marca, tuż przed koncertem Sathanas w Poznaniu - w ramach europejskiej trasy u boku krajanów z Nunslaughter - z basistą Billem Davidsonem rozmawiał Bartosz Donarski.

To wasz trzeci koncert na tej trasie. Jak to do tej pory wygląda?

Reklama

Całkiem nieźle, wszyscy są świetni. To jak na razie najlepszy koncert na tej trasie. Do tej pory najwięcej ludzi przyszło na koncert właśnie w Polsce. Wygląda to naprawdę nieźle.

Podejrzewam, że mieliście wcześniej kontrakt z fanami z Polski, choć nie bezpośredni. Mam rację?

Jasne. Dobrze wiedzieliśmy, że mamy u was fanów, choć tak jak mówisz, do tej pory kontaktowali się z nami jedynie drogą elektroniczną.

Sathanas powstał dobre 20 lata temu. Od 1988 nagraliście co prawda kilka albumów, ale nie jest tego zbyt wiele jak na dwie dekady. Jak można to tłumaczyć?

Cóż, typowe problemy z wytwórniami, brakiem kasy, organizacyjne...

No i ze składem...

Tak. Przez nasze szeregi przewinęło się wielu muzyków, perkusistów. Na albumie "Thy Dark Heavens" posłużyliśmy się nawet perkusją elektroniczną, bo nie mieliśmy wówczas bębniarza. Zmian w składzie było naprawdę wiele.

Teraz wygląda to inaczej.

To najlepszy skład Sathanas od wielu lat. Wszystko działa jak należy. Sytuacja jest stabilna. Mogę chyba powiedzieć, że to najlepszy skład w historii Sathanas; wszyscy doskonale się rozumiemy, wiemy dokąd zmierzamy.

Wszystko działa tak jak należy, a to niebywale ułatwia działanie. Weźmy choćby tę trasę - wszyscy wiemy, że możemy coś osiągnąć, że jest to dla nas kolejna szansa, nie ma jakichkolwiek problemów. Gramy już razem od pięciu lat i w tym składzie nagraliśmy trzy albumy.

Nową płytę, "Nightrealm Apocalypse", wydaliście pod skrzydłami polskiej Pagan Records. Przyznam, że to dość niecodzienne, jak na amerykański zespół. Skąd więc ten pomysł?

Pagan od lat wspierał nasz zespół. Od dawna byli fanami naszej muzyki. To się ceni. Kiedy wylądowaliśmy w Pulverised, okazało się, że jest tam za dużo formacji, ciągle podpisywali nowe zespoły, a w takiej sytuacji nie przywiązuje się odpowiedniej wagi do konkretnych nazw.

Po pierwszej płycie dla nich stwierdziliśmy, że pora poszukać kogoś innego, kogoś kto byłby zainteresowany naszym zespołem i na nim koncentrował swoją uwagę.

A poza tym, w szeroko rozumianym podziemiu, Pagan to w końcu konkretny zawodnik, firma, rzec by można, o kultowym statusie.

Zgadza się. To świetna wytwórnia. Znam ją od 15-20 lat. Zresztą nie pierwszy raz próbowaliśmy do nich uderzać, ale zawsze mieli na tapecie coś innego. Niemniej znamy się od bardzo dawna. Pagan nie przesadza z ilością zespołów, których potem nie mogliby ogarnąć. I to nam się zawsze w nich podobało.

To, co gracie określane jest mianem mrocznego death metalu. Sporo w tym prawdy, ale czy to wszystko, co można powiedzieć o waszej muzyce?

Próbujemy mierzyć się z różnymi stylami, rzeczami, które interesowały nas lata temu, jak choćby thrash metal. To podejście doskonale sprawdza się także dziś. Te wpływy słychać również na nowym albumie. Od zawsze staramy się robić to nieco inaczej niż reszta.

Na nowym albumie znajdujemy sporo przyśpieszeń, jednak całościowo rzecz ujmując, płyta utrzymana jest raczej w średnich tempach. Moim zdaniem właśnie dzięki temu "Nightrealm Apocalypse" jest na swój sposób bardzo chwytliwy.

Zgadza się. Taki też był nasz cel. Każdy z nas ma w tym swój udział. Nie interesuje nas tylko jeden styl, konkretny wpływ. Można powiedzieć, że jest tu wszystkiego po trochu. Staramy się grać coś swojego na bazie tego, co niegdyś robiły takie grupy jak choćby Kreator czy Sodom.

Co ciekawe, materiał nagrywaliście w Stanach, ale miks i mastering odbyły się już w szwedzkim "Necromorbus". Zadowoleni?

Jasne. Tore (Sternja) to świetny koleś. Wcześniej zajmował się już albumem "Crowned Infernal" (2007). Po raz drugi powierzyliśmy mu nasz materiał. Wykonał doskonałą robotę. Może i nie jest to typowe dla amerykańskiej kapeli, ale skoro jest taka szansa, korzystamy. Taniej nie wychodzi, ale dzięki temu nasze brzmienie jest inne, co zresztą podkreśla wielu ludzi.

Dokąd zmierza dziś amerykańska scena metalowa?

Różnie to wygląda. Tych scen jest wiele, w zależności od miejsca. W niektórych nadal wygląda to nieźle. Każda z nich charakteryzuje się czymś innym. Południowe stany, Floryda to rzecz jasna Morbid Angel, Deicide, Cannibal Corpse - to jeden trend. Dalej, weźmy Nowy Jork z takimi grupami jak, dajmy na to, Suffocation czy Immolation. Na wschodnim wybrzeżu sprawy też mają się nieco inaczej, spójrzmy choćby na Nunslaughter. Każdy z tych regionów posiada własne brzmienie.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pagan | koncert
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy