Reklama

Wolf Eyes: "Undergound musi atakować" (wywiad)

Znacie Throbbing Gristle, Einsturzende Neubauten, Merzbow i Boyda Rice'a? W takim razie musicie znać Wolf Eyes. Trio z Michigan, noszące zaszczytny tytuł królów amerykańskiego noise, od jakiegoś czasu gra trip-metal. W rozmowie z portalem Interia opowiadają, o co robią tyle hałasu. Z muzykami Wolf Eyes rozmawiał Bartosz Rumieńczyk.

Jesteście z Detroit, to chyba miasto jak z post-industrialnego koszmaru?

Nate Young: To było pewne od początku...

John Olson: Tak, już od czasów narkotykowego gangu - Young Boys.

Nate Young: Wiesz, motto miasta brzmi: "Oczekuj lepszych czasów, a wszystko powstanie z popiołów", co ironicznie obrazuje to, co dziś dzieje się w Detroit. Owszem miasto jest bankrutem, brakuje dostaw wody, ale paradoksalnie można mówić o swego rodzaju odmładzaniu miasta. I na tle tych wszystkich konfliktów wyraźnie czuć artystycznego ducha Detroit.

Reklama

Jim Baljo: To zawsze było bardzo kreatywne miasto. Mamy mnóstwo poprzemysłowych budynków, które są wykorzystywane przez artystów. Ale to wszystko jest nieźle popieprzone.

Nate Young: Właśnie, samo odmładzanie miasta tworzy dobry klimat dla artystów, ale dla mieszkańców? Oni są spychani na margines...

Jim Baljo: Przestępczość, tarcia rasowe...

John Olson: Z drugiej strony to nie strefa Gazy.

Jim Baljo: Właśnie, to mój dom, ja nie potrzebuję zmian. Podoba mi się to, że nie muszę się martwić o prawo jazdy, nie muszę się przejmować policją.

Nate Young: Jakość życia się poprawia, ale tylko dla wybranych. Wiesz, stawiają supermarket w centrum miasta - a ilu mieszkańców może z niego skorzystać? Ale tak jak mówiliśmy, to bardzo kreatywne miasto, powstaje tam sporo dobrej muzyki.

No właśnie, pogadajmy o muzyce. Poruszacie się w ramach muzyki atonalnej, noise'owej...

Nate Young: Trip-metalowej, eksperymentalnej, teoretycznie dobrej (śmiech). Nie no, naprawdę dobrej.

Te eksperymenty stają się coraz modniejsze, pojawiają się na dużych festiwalach...

John Olson: Wiesz, nie chcemy się porównywać z gośćmi, którzy właśnie grają - Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou. To muzyka z Beninu, z serca Afryki, i mimo że grają po swojemu, to dalej jest to muzyka z Afryki. My eksperymentujemy, ale cały czas jesteśmy z Michigan. W 100% reprezentujemy podziemie Michigan. Na festiwalach takich, jak ten zestawienie różnej muzyki pozwala na spotkanie z różnymi kulturami.

Nate Young: Nie zrozum nas źle, to nie jest tak, że mamy jakieś założenia. Dużo improwizujemy, ale cały czas jesteśmy popaprańcami z Michigan...

...na scenie od 1996 roku. Co zmieniło się w waszym podejście do muzyki?

Nate Young: Paradoksalnie niewiele. Pierwsze nagranie Wolf Eyes jest bardzo podobne do tego, co nadal robimy. Kapanie wody, jednostajny bęben i wycie wilka, taki kolaż. Pokazałem to nagranie Aaronowi Dillowayowi, zanim dołączył do grupy. Zabrał je do domu, przesłuchał w całości - 90 minutowe nagranie - bum, bum (śmiech). Myślę, że Wolf Eyes nadal brzmi tak samo i komponuje tak samo. Pracujemy z kolażami, wykorzystujemy te dźwięki, które akurat mamy dostępne.

Więcej w tym improwizacji, czy planowania?

Nate Young: Planujemy, komponujemy szkielet muzyki, stawiamy strukturę i wypełniamy ją treścią. Sprawdzona formuła to 30:70, ale nigdy nie wiadomo, czy improwizacji będzie 30% czy 70%.

John Olson: Słuchacz i tak o tym nie wie. Wiesz, nie interesuje cię to, jak zrobiono twój samochód. Chcesz tylko wcisnąć gaz w podłogę i przyspieszyć do setki w kilka sekund.

Nate Young: To, co na pewno się zmieniło to nasze podejście do samego gatunku noise. Tak jak mówiłeś, to staje się modne, a my nie jesteśmy na to obojętni, dlatego wypracowaliśmy nowy gatunek - trip-metal. I znów czujemy pełną wolność.

John Olson: Wiesz jak to jest, zrywasz z dziewczyną i znów możesz być sobą. Z tym, że my zostawiliśmy ponad dwieście dziewczyn, bo tyle płyt mamy na koncie.

Merzbow miałby tych dziewczyn znacznie więcej do zostawienia...

John Olson: (śmiech) Wiesz co, Merzbow kupuje ten nasz trip-metal. Graliśmy z nimi i on to rozumie. Także dostaliśmy jego błogosławieństwo. Chociaż ja mam gdzieś jego opinię.

Nate Young: Tak naprawdę to każda opinia jest ważna. Chociaż jest dużo purystów, ludzi z jednostronnym myśleniem, albo coś jest noisem, albo nie. To kompletnie nieeksperymentalne, nie ma nic wspólnego z tym, co zapoczątkowaliśmy, z muzyką wolną od wszystkiego. Otworzyliśmy parasol i nazwaliśmy go noise. Jeśli ktoś chce pod tym parasolem stanąć, to dobrze. Ta muzyka jest coraz szerzej akceptowana, teraz jest w takim momencie, ale my nie chcemy zamykać się w jednej szufladce.

John Olson: Gramy noise z Michigan, a to znaczy, że chcemy konfrontować się ze społeczeństwem, a nie tylko być abstrakcyjni. Zawsze byliśmy zespołem koncertowym, tym się różnimy od części noise'owców. Dla mnie noise to sprawa społeczna, obrazuje konflikt z normą. Jesteś na scenie, tak jak w teatrze, konfrontujesz się z ludźmi możesz przekazać pewne idee. Formatuję muzykę tak, by móc coś przekazać. Prezentuję postawę aspołeczną, gram muzykę i wychodzi mi z tego noise. Jeśli siedzisz w domu, fantazjujesz o trupach i się nad tym masturbujesz, to tak naprawdę niczego nie atakujesz.

Nate Young: Dla nas to cały czas swego rodzaju test - z czym możemy wyjść na zewnątrz, co nam ujdzie na scenie. Jasne, chcemy być kontrowersyjni, chcemy zmuszać ludzi do reakcji, do przebudzenia. I mimo że to frazesy, to na tym zbudowano całą sztukę.

I na tym polega wasza nuklearna wojna z muzyką?

John Olson: Nuklearna wojna z systemami społecznymi - jesteśmy za integracją różnych elementów, nie jesteśmy separatystami. Nie skupiamy się jednak tylko na straszeniu, nie chcemy też doprowadzać do żadnego katharsis.

Nate Young: Zależy nam na swobodnym wyrażaniu siebie i obserwacji jak świat na to zareaguje. Tak, jak w pierwszych ruchach punkowych.

John Olson: Nie widzę sensu w nagrywaniu tylko dla nagrywania. To underground, on musi być w kontrze, musi coś atakować.

Nate Young: Chociaż nigdy nie chcieliśmy epatować agresją, ale już sam wysoki, hałaśliwy dźwięk może budzić skrajne reakcje. To może być mocniejsze od bezpośredniej agresji.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy