Reklama

"Tu i teraz"

"Immerse In Infinity" - o czwartej płycie grupy Lost Soul głośno co najmniej od chwili jej premiery na początku października 2009 roku. Jeszcze przed oficjalnym wydaniem album sprzedawał się jak świeże bułeczki na trasie "Nowa Ewangelia" pomorskiego Behemoth, na której polscy fani mogli się również zaopatrzyć w materiały Witching Hour Productions, nowego wydawcy wrocławskiej formacji.

Płyta uznana "Albumem miesiąca" w polskim "Metal Hammerze" to blisko godzina inteligentnej, bogatej brzmieniowo muzyki na światowym poziomie, w której death metal jest tylko punktem wyjścia ku astralnym podróżom w tytułowy bezkres.

- Jakiekolwiek ramy? Nie, nie, nie - o "zatopieniu w bezkresie" mówi w rozmowie z Bartoszem Donarski grający na gitarze wokalista, a zarazem lider Lost Soul, Jacek Grecki.

Poprzedni album Lost Soul, "Chaostream", ukazał się na początku 2005 roku, czyli dobre cztery lata temu. Wiele zespołów podobne przerwy wydawnicze zaprowadziły do ostatecznego upadku. Wam jednak udało się wyjść z tej opresji. Poprzednie płyty ukazywały się co prawda w dwu- trzyletnich odstępach, ale tym razem część waszych fanów mogła mieć pewne obawy, co do przyszłości Lost Soul. Wyjaśnisz, na czym to wszystko polegało? A może tak właśnie działa Lost Soul - nieśpiesznie.

Reklama

Wiesz, załamania przestrzeni przezwyciężają czas (śmiech). Tak właśnie działa Lost Soul. To jak działają inni jest tylko i wyłącznie ich sprawą. W 2006 roku powstał konflikt, ten czas już minął, opowiedziałem o tym w kilku wywiadach i nie chcę do tego wracać. Temat nie jest pozytywny, a szacunek do ludzi, z którymi grałem powoduje we mnie niechęć do opowiadania o sprawach prawie zapomnianych.

Czy działamy nieśpiesznie? Pewnie tak. Jest to jednak działanie spowodowane przebiegiem naszego życia, a nie świadome spowalnianie procesu tworzenia. W zasadzie nikt z nas nie wie, co zdarzy się jutro, więc liczy się tu i teraz. Tak żyjemy, tak działamy, cokolwiek to znaczy i jakkolwiek to zinterpretujesz.

Ból wyczekiwania na czwartą płytę wynagrodziliście jednak fanom w sposób, który - jak się zdaje - przeszedł nawet oczekiwania ich samych. "Immerse In Infinity" zbiera wysokie oceny, o tej płycie mówią dziś chyba wszyscy. Czy owe peany, mimo wszystko, nie są dla ciebie pewnym zaskoczeniem? Pytam o to z tego względu, bo choć nowy album jest faktycznie tworem wybitnym, to przecież na przestrzeni ostatnich 10 lat Lost Soul nagrał też kilka innych płyt, które zabijały.

Bardzo dziękuję ci za te słowa. To wyjątkowo miłe i jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz - to zajebiaszczo! "Immerse In Infinity" jest bezwzględnie najlepszym albumem, jaki skomponowałem. Od jakiegoś czasu nazywam siebie sceptycznym optymistą. Wiele zdarzeń z przeszłości rozczarowało mnie w jakiś tam sposób i teraz zachowuję do tego duży dystans. Tym bardziej więc opinie na temat naszej nowej płyty powodują szczęście w środku i na zewnątrz.

Mimo tego, że poprzednie płyty są zajebiste, uważam, że brakowało czegoś, co jest na "Immerse...". Brakowało tego, do czego dążyliśmy wcześniej (ale się nie udawało), czyli zespołowości, było parę mankamentów technicznych i marketingowych. Już za dwa lata dwudziestolecie Lost Soul i kto wie, co ciekawego ze starych nagrań - i w jakiej formie - uda nam się zaproponować fanom.

Przechodząc do rzeczy, przyznam, że album zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Moim zdaniem, w dziedzinie rasowego death metalu to pierwszy album od bardzo dawna, który broni się przede wszystkim muzyką, nie otoczką, gadaniem czy promocją, choć i tej nie zabrakło. Dziwna sprawa, ale słuchając "Immerse In Infinity", czułem się trochę tak, jakbym przeniósł się o 15 lat wstecz i z wypiekami na twarzy podniecał się "Time Before Time" Imperator, "Reborn..." Damnation czy jedynką Vadera. Chodzi, rzecz jasna, o sam klimat, bijącą zewsząd szczerość, którą wielu gdzieś tam po drodze utraciło. Na tej płycie po prostu słychać zajebistą pasję, coś, czego obecność lub brak, każdy fan wyczuwa w mgnieniu oka. Co ty na to?

Zgadzam się, nie znając Imperatora, kiedyś słyszałem Damnation, i myślę sobie w duchu: Wawrzyn, coś ty zrobił siostrze? (śmiech). Twoje pytanie jest odpowiedzią. Szczerość i pasja, dojrzałość - zwłaszcza jako człowiek - za tym idzie dojrzałość kompozytorska, świadomość kilku niedociągnięć z przeszłości oraz poziomu osiągniętego przez Lost Soul jako zespół. Dystans do tego wszystkiego, spokój ducha i zgoda ze sobą - te elementy same przez się powodują u mnie komfort - istnienia, tworzenia, uczestniczenia.

Oglądałem ostatnio wywiad z Nergalem - koleś powiedział, że gitara ma sześć strun, 24 progi i wszystko już zostało zagrane... Wtedy nie słyszał jeszcze naszej nowej płyty, ale z taką filozofią, to nic innego tylko pieprznąć to wszystko i zająć się deweloperką (śmiech). Wierzę, że "Immerse..." rozbudzi ambicje i niech to będzie tylko z korzyścią dla muzyki.

Płyta ta zadaje też kłam tezie, według której na niwie ekstremalnego, technicznego death metalu nie da się już wymyślić nic, co potrafiłoby wzbudzić większe emocje. Co ciekawe, "Immerse In Infinity", może nawet bardziej niż poprzednio, zamknęliście w ramach ekstremalnego death metalu i w zgodzie z jego zasadami, a mimo to udało wam się tchnąć w tę muzykę sporo świeżości. Pomysłowość rozwiązań obecnych na tym albumie, to, jak dla mnie, główny jej walor. Album jest po prostu ciekawy, a nie tylko brutalny. Godzina ekstremalnej muzyki i zero znużenia. Jakim cudem?

Dziewiątym cudem świata. Ekstremalna muzyka, to jest jedna z kilku szufladek, do których dałbym się wcisnąć. Za pozostałą część pytania należą się wielkie dzięki. Czy gramy death metal - nie, czy jest techniczny - tym bardziej nie, tu proszę do Necrophagist. Jakiekolwiek ramy? Nie, nie i nie. "Immerse In Infinity" to najlepsza blackmetalowa płyta jaką słyszałem - to słowa naszego basisty - Czajnika - fana 1349, a jednocześnie Dimmu Borgir, fana Death i jednocześnie Azarath, kolesia, który lubi Metallikę, Testament, Burzum, Mayhem, Nile i Krisiun.

Zmierzam do tego, że mimo świeżości, pomysłowości i wielu innych zalet, które pozostawiam do określenia słuchaczom, na nasz nowy album trzeba mieć otwarty umysł. To nie jest deathmetalowa napie***lanka, czego niektórzy po nas oczekują. To jest piękna, poważna, pełna natchnienia i ekspresji muzyka. Zapraszam do dyskusji za rok, wówczas ten, kto zechce, pozna "Immerse In Infinity".

Charakterystyczną cechą tej płyty jest też jej niemal astralna przestrzeń. Mimo tej potwornej masywności brzmienia, ten album bardzo ładnie "oddycha". O żadnej zadyszce nie może być tu mowy. Na czym polega ta sztuka?

Aż głupio mi odpowiadać ze względu na skromność (śmiech). Założenie, talent, spójność tekstowo-muzyczna... Przestrzeń określa piękną sferę w każdym z nas. Jest wiele słów, totalnie z innej bajki, którymi zaskoczyłbym fanów metalu. Zaskoczyłbym prezentując moją opinią o "Immerse...". Kiedyś opowiem o tym albumie własnymi słowami, ale to za kilka lat.

Wiele szacunku należy się braciom Wiesławskim za stworzenie optymalnego soundu do naszej płyty. Wyczytali w moich myślach równowagę brzmieniową, album brzmi nowocześnie, światowo, nie przytłacza ciężarem, a jednak niszczy, brzmienie zabija, a jednak po 55 minutach chce się więcej - to jest dla mnie optymalna długość płyty, fani wiedzą, za co płacą, a nie jakieś 25 minut bicia piany... no ale każdy gra tak, jak potrafi. Boli? Praca uszlachetnia, jeśli dużo pracujesz, nie ma mowy o zadyszce, bo ciągle jesteś w formie.

W nawiązaniu do owej przestrzeni, album ma swój klimat. Jest to rzecz dość rzadka, zwłaszcza w precyzyjnym, technicznym graniu na najwyższych obrotach. Spójrz choćby na Suffocation czy Cannibal Corpse - uwielbiam ich muzykę, ale gdzie tu atmosfera? To co znalazło się na "Immerse In Infinity" to... balet na siłowni; moc, ale i gracja. Tego klimatu za pieniądze nie kupisz. Podejrzewam, że ta atmosfera, pewien trans, jak wolisz, to w przypadku Lost Soul kwestia kluczowa. Zgadza się?

Oczywiście. Gramy dla siebie, ale też - bądź przede wszystkim - dla ludzi, to ich chcemy uszczęśliwiać i inspirować. Na klimat nowego albumu miało wpływ przede wszystkim życie, zdarzenia ostatnich dwóch lat. Odzwierciedliłem nasze życie w muzyce i tekstach. Cieszę się, że to, co zrobiliśmy jest inspirujące i nie mogę się doczekać przyszłorocznych tras koncertowych. Wtedy poczujecie ten klimat na żywo. Już serdecznie zapraszam!

Choć album z pewnością może podobać się zwolennikom klasycznego death metalu, nie zabrakło też na nim nowoczesności, jak choćby w "If The Dead Can Speak", którego pulsujący riff mógłby być mokrym snem fana Slipknot. Przyznasz, że ten utwór jest nieco inny od pozostałych...

Za kilka dni premiera naszego pierwszego klipu, właśnie do "If The Dead Can Speak". Tekst do tego utworu powstał na podstawie mojego wiersza, który napisałem dowiadując się o chorobie bliskiej mi osoby. Niektórzy mówią, że ten kawałek odbiega od reszty, że jest komercyjny i wcisnęliśmy go na siłę, żeby się sprzedać - gówno prawda. Pasuje do całości idealnie, jest to w stu procentach Lost Soul i nie wyróżniałbym tego utworu jako ten jeden nowoczesny, bo wszystkie kawałki są nowoczesne.

Na koncertach w ramach "Blitzkrieg 5" ten numer zabił. Często w recenzjach pojawiają się jakieś porównania, do kapel, których od lat nie słucham i pewnie słuchałbym, gdyby powstawały takie albumy jak "Covenant", "Arise", "Rust In Peace"... I nie chodzi mi o rodzaj muzy, tylko jej prawdziwość. Nie znam Slipknota, po prostu - stworzyłem utwór, który jest częścią całości, bardzo ważną częścią.

Poza aranżacyjnym bogactwem i szerokim spektrum riffów, trudno przejść obojętnie obok solówek, które znalazły się na tej płycie. W takim "Divine Project", na ten przykład, przepiękna solówka wprowadza utwór na wirtuozerski poziom. Może tak by to wyglądało, gdyby Malmsteen grał death metal. Jak postrzegasz tę płytę pod tym właśnie kątem?

Trzymam się koncepcji całości. W każdym kawałku, w którym jest solówka, chciałem zagrać ją najlepiej jak potrafię, a nawet lepiej niż potrafię, na tym chyba polega rozwój. Wiesz, nie śledzę wymiataczy, czuję, że mam swój styl. Oczywiście miałem swoich idoli, jak James Murphy, Steve Vai... W mojej opinii sola po prostu pasują do całości, siedzą w klimacie. Powtarzam, każdy gra tak jak potrafi i nie wyobrażam sobie ograniczania siebie i kolegów jakimkolwiek stylem.

Dobrze odgaduję, że "Immerse In Infinity" jest pewnym konceptem? O ile dobrze odczytuję, tytułowe "Zatopienie w bezkresie", i wbrew kosmicznej symbolice oraz szacie graficznej, owszem, jest to zatopieniem w bezkresie, ale raczej własnego bytu, gdzie tak naprawdę człowiek jest obrazem kosmosu... Bredzę?

Nein (śmiech). "Immerse In Infinity" jest konceptem tak jak każdy poprzedni album Lost Soul. Od początku istnienia zespołu, jego główne trzony (czyli ja i Adam) miały taki zamysł. Ze starego składu zostałem ja i Czajnik, ale koncepcja tworzenia płyt jako całości pozostała. Wkroczyłeś na fantastyczny temat, więc napomknę o zbiorowej świadomości, miłości i szczęściu, o odnalezieniu samego siebie. O prawdzie, którą jest "tu i teraz". O wszelkich organizacjach religijnych, antyreligijnych, rządowych, antyrządowych etc. etc. Wszystko to w pewien sposób ogranicza istotę ludzką, narzucając jej swoje "prawa". Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi mówił jak mam żyć.

Do wspomnianego utworu "If The Dead Can Speak" powstał teledysk. Zapowiedź robi spore wrażenie. Jak doszło do jego powstania? Może się mylę, ale wcześniej podobnych przedsięwzięć, przynajmniej z takim rozmachem, chyba nie podejmowaliście.

Wiesz, z chęcią nakręciłbym wideo do każdego kawałka z "Immerse In Infinity", dopiero taki obraz w pełni oddałby klimat tej płyty. Pracujemy z grupą Endorfina Artmedia, zgraliśmy się świetnie, chłopaki czytają w moich myślach, a to najważniejsze przy tworzeniu obrazów. Jest to nasz pierwszy klip, budżet jest nieporównywalny z vaderowym czy behemothowym, ale wierzę, że po nakręceniu wideo dla Lost Soul, Endorfina zacznie współpracować z Dimmu Borgir i podobnymi.

Jeśli mowa o promocji tej płyty, ale i samego produktu, znów muszę pochwalić Witching Hour za naprawdę przepiękną oprawę, tak w końcu zacnego materiału. Czy na tym etapie pokusisz się o ocenę tej nowej współpracy wydawniczej?

Współpraca jest adekwatna do zawartości muzycznej. Każdy z nas ma świadomość mocy "Immerse In Infinity", każdy daje z siebie więcej niż przewiduje norma. Oprawę graficzną na podstawie naszych pomysłów stworzył Mentalporn. Wyszło fantastycznie, czyli tak samo, jak wszystko, co dzieje się wokół nas ostatnimi czasy. Począwszy od muzyki, na działaniach Witching Hour kończąc.

Co to znaczy, że Witching Hour zajmie się też "Immerse In Infinity" poza granicami Polski? Nie bardzo rozumiem. Na własną rękę?

Czasem padają pytania o promocję na świecie, tak jakby Lost Soul był zespołem znanym tylko w Polsce. Otóż za wszelkie sprawy związane z promocją, dystrybucją i marką Lost Soul na całym świecie odpowiedzialna jest firma Witching Hour Productions, firma ta wywiązuje się z tego perfekcyjnie. Ba! Zdecydowanie lepiej niż Earache / Wicked World. Za dystrybucję płyty na Zachodzie odpowiada Plastic Head, pod pełną kontrolą WHP.

Z innej beczki. Skąd pomysł na zmianę, a raczej gruntowne przeprojektowanie szyldu Lost Soul? Poza bardziej "ostrym" i jak dla mnie bardziej diabelskim wyrazem nowego logo oraz obecnym dotąd pentagramem, pojawiły się tu również inne symbole. Wyjaśnisz fanom ich znaczenie?

Pomysł na zmianę logo wziął się z mojej głowy. Od lat chciałem to zrobić. Zamiast wyjaśniać zaproszę do studiowania tekstów i ewentualnego odnalezienia dość znanych symboli żywiołów, bądź głosek medytacji czakr. Symbole w logo, mimo że są wtórne, odzwierciedlają w pewnym sensie klimat nowego albumu, dają słuchaczowi pewien wybór drogi odbioru. Niedługo na naszej stronie pojawią materiały do ściągnięcia, wtedy będzie wszystkim łatwiej przeanalizować, co pomysłodawca chciał przez to powiedzieć...

O ile mnie pamięć nie myli w 2009 roku Lost Soul obchodzi 18. urodziny. Na przestrzeni tych lat wasz zespół odnosił sukcesy; dość powiedzieć, że jako jedni z nielicznych figurowaliście w katalogach tak cenionych wydawców jak amerykańska Relapse, brytyjski Earache czy francuski Osmose. Mimo że zaczynaliście w tym samym roku, co, dajmy na to, Behemoth, pozycja Lost Soul jest dziś nieco inna niż formacji Nergala. Da się to jakoś wytłumaczyć? No i jak oceniasz te 18 lat w służbie metalu?

Jedni rodzą się biznesmenami muzycznymi, inni - muzykami. Wiesz, było sympatycznie, jak to w dzieciństwie, ale dopiero teraz osiągnęliśmy pełnoletniość i czuję, że możemy pocisnąć pełną parą. Bardzo dziękuję wszystkim fanom Lost Soul za lata wsparcia. Świadomość, że to, co robię podoba się choćby jednej osobie nakręca mnie do działania.

Bart (Bartłomiej Krysiuk, szef Witching Hour - przyp. red.) jest świetnym biznesmenem, a my muzycznie jesteśmy nie do zdarcia. Zacytuję fragment tekstu do "The Hidden Law" z "Chaostream": "This is our time, our time is now!". Czy teraz jest nasz czas ? Na pewno, jednak interpretacja powyższej angielszczyzny - na trochę innej płaszczyźnie.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: INFINITY | Behemoth | świadomość | logo | śmiech | metal | klimat | Lost: Zagubieni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy