Reklama

"Toksyczny grind"

Łódzki Toxic Bonkers to jeden z prężniej rozwijających przedstawicieli ekstremalnego grania na krajowej scenie, o którym coraz głośniej robi się również poza granicami Polski. Wydany w połowie 2007 roku, czwarty album "Progress" przyniósł ciekawy amalgamat grindcore'a, metalowego ciężaru i nowoczesnych rytmów, idealnie korespondujący z "postępowym" tytułem płyty.

Na pytania Bartosza Donarskiego związane z muzycznym rozwojem formacji, receptą na solidnego grindcore'a i powstawaniem "Progress" odpowiadał wokalista Kuba "Qboot" Ziomkowski.

"Progress" jest już od pewnego czasu na rynku. Z jakimi reakcjami spotyka się wasze nowe dokonanie wśród zwolenników Toxic Bonkers? Coś was zaskoczyło?

Oczywiście bardzo często spotykamy się z porównaniami do poprzedniego albumu, tj. "Seeds Of Cruelty", ale tego się można było spodziewać. Mnie na przykład zaskoczyło to, że ludzie woleli "S.O.C.", bo był prostszy, wolniejszy, mniej złożony, ale o gustach się nie dyskutuje. Generalnie cieszą nas głównie pozytywne recenzje, nie przypominam sobie recenzji ewidentnie złej, więc jest się z czego cieszyć. A zaskoczenie dopiero będzie, jak z tych recenzji wyniknie coś ciekawego.

Reklama

Album jest zdecydowanie ciekawy i nie jednowymiarowy, jak się to często zdarza w tak ekstremalnej w końcu muzyce. Czy zachowanie tej dynamiki było dla was sprawą kluczową podczas praca nad "Progress"?

To nie jest tak, że obieramy sobie jakiś cel pracując nad płytą. Płyta w zasadzie tworzy się sama, wychodzi spod naszych dłoni i gardeł. Zlepiamy kawałki, które każdy przyniesie, łączymy, mieszamy i tak to się dzieje. Ale prawdą jest, że bazujemy na naszych własnych gustach i podług siebie, nie chcemy grać muzyki nudnej. Toxic Bonkers zresztą było zawsze dynamiczne i oby tak pozostało.

Jak na grupę z kręgu, nazwijmy to grindcore'a, płyta wydaje się być całkiem "rozbujana". Często dominuje masywny groove, który jak dla mnie ma sporo wspólnego z nowoczesnym podejściem do muzyki metalowej. Co ty na to?

Myślę, że dużo w tym prawdy, ludzie twierdzą, że łączymy wiele styli, co nas cieszy, więc i ten masywny groove, który jakże miło buja zawiera się w muzyce. Co do nowoczesnego podejścia, to chyba coś w tym jest, ponoć jest świeżo.

Nie zapominacie jednak o blastach i naprawdę sporej ekstremalności. Nie wiem czy to z powodu wokalu (u was śpiewa Greenway?), czy to ze względu na grindową spuściznę antenatów gatunku, ale "Progress" ma też w sobie wiele z klasycznego grindcore'a z Anglii początku lat 90. Sądzę, że zachowanie tych cech, niejako w kontraście do nowoczesnego podejścia, jest dla was dość istotne. Zgadza się?

Toxic Bonkers siedzi mocno w grindzie, choć teraz już mniej niż na pierwszych wydawnictwach, dlatego blasty i wszelkie grindowe naleciałości nie powinny nikogo dziwić. Zresztą samo określenie naszej muzyki, którego sami używamy to "toxic fuckin grindcore" (ileż było komentarzy na ten temat).

Ale ileż można tłuc niesamowite prędkości - dla nas ważne jest umiejętne połączenie gatunków, które lubimy, czyli grindcore, crust, death metal, hardcore czy nawet rock i stworzenie z tego naszej toxicowej mieszanki.

Ciekawa jest też wspomniana wcześniej dynamika tej płyty, jej często "sinusoidalna" konstrukcja; brzmieniowe walce płynnie przechodzą w gwałtowne ataki, są nawiedzone dźwięki, ale i szczera chęć niszczenia. Nie sądzisz, że właśnie dzięki temu tej płyty słucha się tak dobrze?

Myślę, że pewna różnorodność sprawia, że płyta jest ciekawsza dla słuchacza. Choć dla ortodoksyjnych fanów danych gatunków nie będzie to niestety dobra opinia. Ciągle mamy problemy z tym, że jesteśmy albo za bardzo punkowi na scenie metalowej, albo za bardzo metalowi na scenie punkowej, no cóż, chyba czas przywyknąć.

Na tej płycie poszliśmy nawet w klimatyczne odjazdy i pasaże wzbogacone samplami czy dogrywkami na klawiszach, co według nas dodaje smaku muzyce i chcemy to rozwinąć na kolejnym materiale.

Co oznacza dla was ten tytuł, "Progress"? Chyba faktycznie idziecie z postępem...

Ten tytuł wpadł mi do głowy podczas kolejnej lektury George'a Orwella, nawet zdania wyrwane z kontekstu wydają się być bardzo na czasie i bardzo wymowne. I większa część tekstu tytułowego utworu pochodzi z "Roku 1984"; poza tym muzycznie uważamy, że jesteśmy krok lub kilka dalej niż na poprzednim albumie, co jest dla nas sporym postępem, bo mimo wszystko rozwijamy dalej pomysły, zamiast zmienić zakładkę w muzyce z braku pomysłów. Ale czy faktycznie idziemy z postępem, to trzeba by słuchaczy spytać.

Zostając w temacie postępu. Myślisz, że grindcore może jeszcze rozwijać się sam w sobie? Formuła tej muzyki jest niestety dość ograniczona. Jedyny rozwój widzę w dołączaniu do niej elementów z innych gatunków, zwłaszcza szeroko rozumianego metalu.

Jedyna droga w rozwoju muzyki to chyba eklektyzm i przenikanie się gatunków. Tak wiele już zostało powiedziane i nagrane, że wiele kapel do dziś zjada własny ogon, lub nawet ogon kogoś innego, choć czasem warto i takich posłuchać. I uważam, że w tym kierunku będzie to szło. Już teraz tak się dzieje, powstają ska-grindy, jazz-grindy, hc-grindy i jest to naprawdę świeże i ma wcale nie mniejszego kopa, dlatego nadal śledzę tą scenę, by odkrywać kolejne coraz ciekawsze zespoły.

Nie wydaje ci się, że w Polsce zdominowanej przez death metal, grindcore jest stylem dość marginalnym, szczególnie jeśli porówna się to choćby z naszymi południowymi sąsiadami. Z drugiej strony, u nas jakość bierze górę nad ilością, podczas gdy w Czechach 90 procent zespołów grindowych to jakaś pomyłka. Co o tym sądzisz?

Grindcore jest w mniejszości i może to nie jest jakaś straszna tragedia, poza tym ciężko zorganizować większą trasę lub nawet festiwal bez udziału kapel z popularniejszych nurtów i nie chodzi tylko o death metal. Nie przeszkadza mi absolutnie jak na jednym koncercie występują zespoły deathmetalowe, hardcore'owe, grindcore'owe czy punkowe, smutne jest tylko to, że mało takiego typowego grindcore'a. Ale i tak nie ma co narzekać, bo mamy bardzo dobre zespoły, które powoli wyrastają na tuzów, lub już stają na piedestale. I trzeba ich wspierać!

Z tego co pamiętam, to chyba ponownie nagrywaliście w "PJ Reda Studio". Dlaczego właśnie tam?

Po pierwsze znamy możliwości i warunki studia, po drugie mamy je pod nosem, a po trzecie byliśmy zadowoleni z nagrania poprzedniej płyty - chyba te trzy czynniki zadecydowały o tym, że ponownie tam wkroczyliśmy. I nie żałujemy, bo od strony produkcyjnej w płytę został włożony kawał dobrej roboty.

Jak na zespół z kręgu grindcore'a z 15-letnim stażem coś mało u was splitów czy EP-ek. Nikogo nie lubicie, czy jak?

A to dobre pytanie, może bardziej do Klimera powinno zostać skierowane, ale co tam. Po prostu nie ma czasu i pieniędzy, by wchodzić do studia i nagrywać 3-5 numerów na splita, poza tym nie wiadomo, czy ktoś by chciał to wydać i trza było się z tym także bawić i blablablabla.

A gdy już wchodzimy nagrywać album, to mamy materiał zamknięty i dopracowany, więc nie ma raczej mowy o odrzutach z sesji, które można by gdzieś wsadzić. Ale może jakaś niespodzianka pojawi się w przyszłym roku na 15-lecie zespołu.

Albumy wydajecie w dość długich odstępach czasu, zatem kiedy można się spodziewać następcy "Progress"?

Te długie odstępy czasu to wychodzą w zasadzie przypadkowo, tak się po prostu składa, głównie dlatego, że gdy dużo koncertujemy, to trzepiemy seta i nie mamy czasu robić nowych kawałków, stąd te dłużyzny.

A co do następcy - póki co nie ma jeszcze zrobionego i skończonego ani jednego utworu, więc myślę, że odstęp dwóch lat to będzie minimum, nie spieszy się nam zresztą, 2 lata to chyba najlepsza przerwa między kolejnymi albumami.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: toksyczne | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy