Reklama

Thaw: "Black metal nigdy nie zniknie z undergroundu" (wywiad)

Niewiele o nich wiadomo. Twarze chowają za kapturami, nie zdradzają swoich imion, chyba pochodzą ze Śląska i na pewno znają się z katowicką Furią, bo ich występ na OFF Festival zakończył biciem w gong sam Nihil. Nazywają się Thaw, grają gęsto, mrocznie i głośno. Bartoszowi Rumieńczykowi udało się porozmawiać z ich klawiszowcem i wokalistą.

Jak się grało?

- Grało się bardzo dobrze, aż jestem zaskoczony, bo wszystko słyszałem, widziałem nawet ludzi, także jak na tę godzinę to naprawdę było super.

No właśnie, trochę się obawiałem, ogromna scena, pełne słońce...

- Jesteśmy zadowoleni mimo, że to nie są najłatwiejsze warunki do grania, ale dla nas to nie pierwszy taki koncert. Rok temu na Metal Fest występowaliśmy jeszcze wcześniej i temperatura była podobna. Tak czy inaczej wtedy też nam się udało. Staramy się nie zamartwiać tym, jaka będzie pogoda. To są festiwale.

Reklama

A skąd się w ogóle wzięliście na OFF-ie?

- Na OFF trafiliśmy w prosty sposób - napisaliśmy do organizatorów z pytaniem, czy nie szukają zespołu mniej więcej takiego jak my. Odpisali, że jak najbardziej. I tak znaleźliśmy się na scenie. Natomiast przyjeżdżamy tu jako publiczność od wielu lat, ponieważ interesujemy się muzyką i nie jesteśmy zamknięci w żadnych konkretnych ramach gatunkowych.

A skąd twoim zdaniem zainteresowanie taką muzyką, u takiej publiczności - o OFF-ie mówi się, że to hipsterski festiwal...

- Taka muzyka w pewnym momencie zdobyła popularność wśród szerszej publiczności. Uważam, że dużą rolę odegrały tu media zagraniczne, jak Pitchfork, które hype'owały zespoły takie jak Deafheaven, ale także zespoły bardziej black metalowe, jak chociażby Leviathan. Natomiast myślę, że popularność tej muzyki na OFF-ie wynika z tego, że jest to coś innego niż większość line-upu.

Kiedyś muzyka elitarna, obecna jedynie w undergroundzie, dziś w pewnym sensie przechodzi do mainstreamu.

- Jest dokładnie tak jak mówisz. Myślę, że to dzieje się falami, jakiś gatunek siedzi głęboko w undergroundzie, a nagle staje się bardziej popularny. Właściwie to ten gatunek nie staje się bardziej przystępny, tylko ludzie stają się bardziej otwarci. Także to dalej jest ta sama muzyka.

A czy w 2014 roku nadal możemy mówić o czymś takim jak black metal?

- Jak najbardziej możemy mówić o czymś takim, jak black metal. Wiem to, bo często gramy z zespołami, które bardzo głęboko siedzą w tej scenie i wiemy też, że jest bardzo wąska nisza zespołów takich jak my, które grają muzykę, powiedzmy, bardziej przystępną. Ale na pewno istnieje blackmetalowy underground. On ma swoje różne odnogi, jedne mi się podobają bardziej, inne mniej, natomiast myślę, że to nigdy nie zginie z undergroundu. Natomiast faktycznie od jakiś dwóch, może więcej, lat ta muzyka zaczyna przenikać do, powiedzmy, mainstreamu.

Przykład Nergala pokazuje, że ten mainstream może być bardzo main...

- No tak, jeśli chodzi o Nergala to oni są bardzo "main". Ja bym nawet nie określał Behemotha jako zespołu blackmetalowego. Oni są w tym momencie metalową gwiazdą. Grają na całym świecie, na największych imprezach, w czasie, w którym grają największe gwiazdy lub średnie gwiazdy.

Powiedziałeś, że black metal nigdy nie zniknie z undergroundu. Co jest w tej muzyce tak silnego, że daje ci taką wiarę?

- Tu nawet nie chodzi o moją wiarę. Black-metal, poza muzyką, jest mocno ideologiczny. Te ideologie są bardzo rozszczepione i niektóre gałęzie nigdy nie wyjdą na powierzchnię, bo są niemożliwe do przełknięcia dla mainstreamu. I zupełnie się temu nie dziwię, ja sam nie czuje się związany z każdym zespołem black-metalowym, który obecnie tworzy - choć z większością jak najbardziej. Natomiast sam black metal jest gatunkiem ideologicznym i w pewnych kręgach jest bardzo ortodoksyjny.

Tak sobie rozmawiam z różnymi artystami - noise'owymi, psychodelicznymi, eksperymentalnymi - i często pytam dokąd chcą zabrać słuchacza.

- Nie wiem, czy mogę mówić dokąd - na pewno jesteśmy jednym z tych zespołów, które starają się poszerzyć pole akceptowalnej muzyki. Mimo że gramy muzykę głośną, ekstremalną, która dla niektórych może być hałasem, to jednak jest to taki gatunek muzyczny, który pozwala wytrenować pewną wrażliwość. Ta wrażliwość, jeśli chodzi o ekstremę, może iść w kierunku takich gatunków jak ambient, który przecież może być nie do wytrzymania dla dużej ilości słuchaczy lub w kierunku, którym my podążamy, czyli w muzykę bardziej noise'ową, hałaśliwą, która trochę ucieka od melodii. Chociaż uważam, że w naszej muzyce melodii jest całkiem sporo.

Śledzisz sceny OFF Festival?

- Pewnie, chociażby obecni tu Oranssi Pazuzu... Wydaje mi się, że to co robią jest bardzo zbieżne z naszą muzyką. Jest to pewne poszerzenie gatunku. Widziałem ich koncert od początku do końca i myślę, że to jeden z najlepszych występów na OFF Festiwalu, jeśli nie najlepszy.

A widziałeś Deafheaven?

- Deafheaven widzieliśmy - ten zespół nam się od samego początku nie podoba. Pomyślałem, że OFF jest ostatnią szansą, jaką daję zespołowi Deafheaven, by się przekonać, czy jest w tym coś więcej niż sądziłem. Przede wszystkim nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ta muzyka jest określana jako black metal i nie ma to nic wspólnego z ortodoksyjnością, bo ortodoksem nie jestem. Natomiast mi zespół Deafheaven kojarzy z początkiem lat 2000 i zespołami emo-core'owymi, do których oni dołożyli blasty i szybką perkusję i to jest jedyny związek z black metalem, który u nich widzę. Nie jest to na pewno najgorszy zespół jaki widziałem, ale na pewno jest daleko od najlepszego, czy takiego, którego chciałbym posłuchać z płyty. Ale to tylko moje zdanie i może nie mieć znaczenia dla kogokolwiek.

Cały czas rozmawiamy o muzyce ekstremalnej, o przekraczaniu granic, są w ogóle jeszcze jakieś granice do przekroczenia?

- Jest to ciekawe pytanie, takie, które czytam w wywiadach odkąd zacząłem się interesować muzyką - a miałem wtedy 15-16 lat, teraz mam 31 i już wtedy niektórzy mówili, że nie da się przekroczyć pewnej granicy ciężkości, albo że nie da się wymyślić niczego nowego. Natomiast okazuje się, że jednak się da, że czasami to coś nowego, to jest 3 do 5%, ale to 3-5% wystarczy żeby coś nowego jednak się pojawiło i żeby z tych 5% kolejny zespół wziął kolejne 5% i zamienił w nową muzykę.

Dobra, to co w obozie Thaw?

- Pod koniec października - mamy nadzieję, że zgodnie z planem - ukaże się nasza kolejna płyta, wydana przez wytwórnie Witching Hour...

Co na niej usłyszymy?

- W tym momencie kończymy ją nagrywać, nagrywamy wokale, a następnie będę musiał ją zmiksować - bo odpowiadam za całą produkcję, jeśli chodzi o Thaw i zobaczymy jak to się przyjmie. Niedawno wydaliśmy split z zespołem Echoes of Yul. Ten materiał nie jest aż tak świeży, jak mogłoby się wydawać, zaczęliśmy go nagrywać jeszcze z naszym poprzednim perkusistą, nie wiem kiedy to było, chyba gdzieś koło kwietnia. Chwilę to zajęło, ale w końcu płyta się ukazała, nakładem wytwórni Instant Classic i jesteśmy zadowoleni, zarówno z 15-minutowego utworu, jak i z przyjęcia. Pierwszy limitowany do 200 sztuk nakład jest już prawie wyprzedany. Reakcje mediów zarówno z Polski, jak i z zagranicy, są bardzo dobre. Jestem może nie tyle zaskoczony, co bardzo zadowolony, że znaleźliśmy się w takim czasie dla muzyki, w którym rzeczy dziwne są pożądane. I że ludzie szukają odskoczni od piosenek.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Thaw
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy