Reklama

"Tam, gdzie skorpion trzyma jad"

Wyobraźmy sobie sytuację, w której w deszczowym Londynie spotyka się dwóch Polaków, Egipcjanin, przybysz z RPA, no i Anglik. Zakładają zespół, tworzą muzykę, z sukcesem mierzą siły w różnorakich przeglądach, w końcu wydają swój pierwszy materiał... Losy takiej piątki mogłyby stać się kanwą interesującej, emigracyjnej powieści. O kim mowa?

O Metasomie! Nowym zespole, który przebojem wbija się w świadomość fanów muzyki metalowej. Na pytania Bartosza Donarskiego odpowiadali Misiek i Voytek, czyli gitarzyści Michał Sędzielewski i Wojtek Golbiak.

Metasoma to na rockowo / metalowej scenie nazwa wciąż świeża. Od jakiegoś czasu na rynku dostępna jest już wasza debiutancka EP-ka "Metal Erosion". Czy dobrze rozumiem, iż jest to materiał, który ma być swego rodzaju otwarciem furtki ku nowym możliwościom?

Misiek: - Zespół powstał pod koniec 2009 roku. Niecałe trzy lata istnienia to faktycznie niewiele. Mimo to, nasz zespół już jest rozpoznawalny w środowisku muzycznym. Mowa oczywiście przede wszystkim o Anglii, gdzie gramy dużo koncertów. Całkiem nieźle idzie nam ze zdobywaniem publiczności również w innych krajach, dzięki wszechobecnemu internetowi i stacjom radiowym. Jednak to wciąż za mało. W dzisiejszych czasach, gdzie setki świetnych zespołów tłoczy się na scenie muzycznej, już nie wystarczy dobra muzyka, musi być ona poparta odpowiednią promocją. Nagranie EP-ki "Metal Erosion" było więc naturalnym krokiem, bez którego w zasadzie nie ma mowy o dalszej karierze. Już w tym momencie można powiedzieć, że płytka spełniła swoje zadanie. Sporo drzwi się otwarło. Przyszłość jawi się bardzo optymistycznie, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.

Reklama

Pomysł na muzykę Metasoma wydaje mi się ciekawy. Nie jest to twór łatwy do zaszufladkowania, co już na starcie jawi się jako duży plus. Bliżej wam do metalu czy jednak rocka?

Misiek: - Generalnie nie mieliśmy żadnych planów co do rodzaju muzyki jaką będziemy grali. Najważniejsze, żeby miała moc i melodię! Zawsze to kochałem w muzyce. Nigdy wcześniej nie spotkałem na swojej drodze takich ludzi, z którymi mógłbym realizować swoje pomysły w tym kierunku. Dopiero po przybyciu do Anglii spotkałem Voytasa i Amra i zaczęło się kręcić. Trzech kolesi z innej bajki chce robić coś swojego i jest świetnie! Jeśli chodzi o to, co w naszej muzyce przeważa, definitywnie jest to metal. Przede wszystkim chodzi tutaj o brzmienie i zdecydowanie więcej masywnych riffów niż w rockowym graniu. Okraszone to jest lżejszymi podgrywkami, które silnie ocierają się o hard rocka. Metal 80 procent, rock 20.

Muzyka zawarta na EP-ce miło buja, ale jest też zdecydowanie ciężka. Riffy dają mocno po dupie, a do tego nie zapominacie o chwytliwości. Na myśl nasuwają się zespoły pokroju Black Label Society, Pantera, niekiedy pojawia się coś z półki southern / stoner metalu i rocka, ale i skojarzenia z - dajmy na to - Velvet Revolver... Zmierzam w dobrą stronę?

Misiek: - Jak najbardziej tok twojego rozumowania zgadza się z faktami (śmiech). Wcześniej wspomniałem, że nie mieliśmy zamiaru grać "pod kogoś", po prostu pewne inspiracje w trakcie tworzenia muzyki gdzieś nagle wychodzą. W rocku powiedziano już bardzo dużo, a my nie mamy zamiaru zmieniać nagle zasad panujących dotychczas. Zupełnie naturalne wydaje mi się, że czasami po prostu usłyszysz w naszej muzyce to, czego na co dzień słuchamy. W tym momencie jednak trzeba zaznaczyć stanowczo, że jest wielka różnica między inspiracją a chamskim kopiowaniem. Chyba każdy szanujący się muzyk po prostu o tym wie i czuje to samo. Zespoły, które z założenia grają tak samo jak ich idole, nie mają sensu istnienia, chyba że dla jaj (śmiech).

Z tego co czytałem wasz zespół to wielonarodowościowy amalgamat. Podejrzewam, że swój wpływ na to miało miejsce pochodzenia waszego zespołu - Londyn. Krystalizowanie się składu przebiegało etapowo?

Misiek: - Zabawna sprawa z tym naszym składem... Gramy w Londynie i tak naprawdę mamy tylko jednego Anglika w swoim składzie. Ja z Voytasem byliśmy pierwsi, to my to ruszyliśmy. Następnie Voytek znalazł dalszy skład. Amro (wokal) z Egiptu (niesamowita postać, świetny, charyzmatyczny, uniwersalny wokal to nasza siła), Vaughan (perkusja) z Południowej Afryki (trzeba go zobaczyć na żywo, żeby docenić; pierwotna energia wtedy eksploduje) i Alexiei (bas) z Anglii (nowy nabytek, bardzo utalentowany basista i z tego co wiemy ma polskie korzenie). Londyn to totalny miks kulturowy, tutaj mam wrażenie, że żyję więcej cudzoziemców niż samych Anglików. Wychodząc na ulice Londynu możesz usłyszeć wszystkie języki świata. W takich okolicznościach rodziła się Metasoma.

Swoją drogą, jak znalazłeś / znaleźliście się na obczyźnie?

Misiek: - Sprawa ze mną była standardowa, czyli bardzo niski standard życia w Polsce. Typowe problemy jak tysięcy Polaków przybywających tutaj. Jestem z wykształcenia fizjoterapeutą. Pracowałem w Polsce w swoim zawodzie i było krucho. Tutaj robię to samo, ale sprawa ma się zasadniczo inaczej.

Voytek: - A ze mną było tak: przyjechałem do Londynu jakieś 10 lat temu z kilku prostych powodów: monotonność życia w swoim małym pięknym mieście, no i wielka chęć wypromowania mojej kapeli (Mandragora) na Zachodzie. Przyznam, że pierwsze kroki na "nowej ziemi" nie zawsze były łatwe i udane, ale myślę, że to nie powinno nikogo zrażać w drodze do celu. Teraz jest Metasoma - zapraszam do zapoznania się z muzą, to zaledwie efekt trzyletniej pracy zespołu, ale za to w jakim stylu.

Na swoim koncie macie już udziały w kilku konkursach, w których radziliście sobie ze sporym powodzeniem. Czy ma to przełożenie na dobrze pojętą propagandę, zyskiwanie na popularności, jakiś wymierny rezultat?

Voytek: - Oczywiście chcemy dotrzeć do jak największej ilości słuchaczy, taki jest nasz cel, w innym przypadku nie rozmawialibyśmy teraz. Chwytaliśmy wielu okazji m.in. były to przeglądy zespołów. Naszym pierwszym osiągnięciem było dostanie się do drugiego etapu w największym przeglądzie zespołów w Wielkiej Brytanii o nazwie Live And Unsigned. Natomiast w roku 2010 w Londynie odbył się Festival Cooltury organizowany przez cieszący się dużą popularnością polski magazyn o nazwie "Cooltura". Do finału dostało się pięć polskich zespołów z UK wybranych drogą internetową, pomiędzy nimi my - Metasoma! Byliśmy jedyna kapelą metalowo-rockową w tym przeglądzie i jako że internauci postawili bardziej na soul i pop rock, trzytysięczna publiczność zgromadzona w londyńskiej sali koncertowej "Shepherd's Bush Empire" postawiła na mocne brzmienie Metasomy.

- Zostaliśmy nagrodzeni statuetką Cooltura Music Awards London 2010 plus trzydniową sesją nagraniową w profesjonalnym studiu. Fajną niespodzianką było też zagranie u boku gwiazd wieczoru. Może się trochę za długo rozwodzę o tych festiwalach, ale nie mogę nie wspomnieć o Światowej Walce Zespołów, czyli Global Battle Of The Bands, gdzie dostaliśmy się do finału krajowego, rozbijając prawie wszystkich uczestników. Finał odbył się w Londynie w legendarnym "100 Club", i tutaj wielki pokłon i szacunek dla kapel, które musiały przyjechać do "Londka" w poniedziałek, nawet aż ze Szkocji. Na koniec dodam tylko, że tu wcale nie chodzi o żadną walkę, tylko o dobrą zabawę i doświadczenie.

Metasoma nie może być waszym pierwszy zespołem? Gdzie graliście wcześniej?

Misiek: - Tak, to prawda. Mamy spore doświadczenie z przeszłości. Miałem sporo zespołów przed Metasomą, ale tak naprawdę liczyły się tylko Turned Out i Rise Up. Nagrałem z tymi kapelami kilka demówek. Niektóre z nich odbiły się sporym echem w polskim udergroundzie, ale niestety zabrakło konsekwencji w działaniu. Reasumując, doświadczenie zdobyte w tamtym czasie jednak teraz procentuje.

Voytek: - Ja zacząłem swoje pierwsze kroki w punkrockowej kapeli Strange Stain, którą założyłem w roku 1997 wspólnie z moimi ziomkami z miasta Radzyń Podlaski. Graliśmy w większości własne numery przeplatane coverami Nirvany, Pearl Jam i Foo Fighters. Mieliśmy po szesnaście lat i myślę że to był właściwy czas i dobre wejście w świat muzyki rockowej. Rok 2000 to już mocniejsze i bardziej mroczne brzmienie, czyli zespół Mandragora. Z tą kapelą udało mi się osiągnąć parę sukcesów na przeglądach zespołów w Polsce. Niestety promocja młodych zespołów w tamtych czasach była bardzo uboga, co jest jednym z powodów, dla których znalazłem się w UK. Ale! Śledząc głównie scenę muzyczną i jej rozwój w Polsce, muszę powiedzieć, że w ciągu 10 lat powstało wiele ciekawych instytucji pomagającym muzykom w ich działaniach, wiec, gajs, czytajcie gazety, zaglądajcie do internetu i w drogę!

Wyjaśnisz genezę nazwy waszego zespołu?

Voytek: - Metasoma to nazwa łacińska i oznacza tą część skorpiona, w której trzyma jad, a z inicjatywą przyszedł nasz wokalista Amro, który ponoć spotkał się kiedyś oko w oko z tą wielką bestią (śmiech).

Granie na żywo to zdaje się wasz żywioł. Czy właśnie w tę sferę aktywności celujecie w pierwszym rzędzie?

Misiek: - Tutaj trafiłeś w dychę! W dzisiejszych czasach tak naprawdę każdy może nagrać świetnie brzmiące demo, EP-kę, płytę... ale gra na scenie obnaża wszelkie oszustwa studyjne. Tak wiele razy słyszałem zespoły kapitalnie dające sobie radę na płycie, niestety na żywo wypadające dramatycznie. Oczywiście nie mam na myśli tylko odegrania materiału, ale przede wszystkim show, jaki muzycy powinni stworzyć na scenie. Scena metalowa nie jest przeznaczona dla ludzi, którzy stoją jak jakieś kolumny, a jedyny ruch jaki są w stanie z siebie wyrzucić to tupanie nóżką. To ma być energia i nawet czasami jeśli się pomylisz w jakimś riffie, to jest to gra warta świeczki!

Koncerty to jedno, a duża płyta to drugie. Wspomniana EP-ka ukazała się już bodaj w 2011 roku. Pójście za ciosem nie byłoby głupim pomysłem. Szykujecie już coś nowego, szukacie wydawcy?

Voytek: - Tak, non stop nagrywamy nowy materiał, na brak pomysłów nie możemy narzekać, nasze głowy są pełne riffów i powiem ci, że nawet idąc ulicą czy będąc w pracy w głowie robię kawałek; może to dziwne, ale każdy ma swoją bajkę, niektórzy układają skok na bank, ja muzykę (śmiech). A wracając do pełnego albumu, to definitywnie wiążemy go z wytwórnią płytową. Album jest na dobrej drodze, ale jak na razie fajnie się bawimy, promując naszą pierwszą EP-kę "Metal Erosion".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tam | skorpion | jad | metal | Londyn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy