Reklama

"Sample się skończyły"

Debiutancki album hiphopowego duetu Verba rodem z Piły, zatytułowany "Ósmy marca", w zapowiedzi jego twórców miał być nową jakością na polskim rynku muzycznym. Bartas i Ignac, członkowie składu, postawili na melodię i nie boją się rapować o miłości i kobietach. A to tematy, które odbiegają od "klasycznych" rapowych tekstów, zazwyczaj zamkniętych w gettcie "osiedlowa ławka i skręty". Poza tym Verba nie korzysta z żadnych sampli - cała muzyka na "Ósmym marca" jest w stu procentach autorstwa Bartasa i Ignaca. Z okazji premiery płyty Bartas opowiedział Arturowi Wróblewskiemu o podziale na krajowej scenie hiphopowej, wytwórni UMC Records, kumplach z Jeden Osiem L i dziekanie Politechniki Poznańskiej.

Opowiedz mi o początkach twojej przygody z muzyką. Nie zawsze zajmowałeś się hip hopem.

Tak, tworzyłem muzykę w różnych klimatach. Chciałem się rozwijać. Usłyszałem coś, co mi się podobało i chciałem się spróbować w takim stylu. Na przykład chciałem zrobić coś, co brzmi jak utwór rockowy z mocną gitarą. Albo w klimacie muzyki klasycznej czy filmowej. I w ten sposób próbowałem wszystkiego.

Na przykład oglądałem "Batmana" i gdy spodobał mi się jakiś motyw ze ścieżki dźwiękowej tego filmu, to siadałem i próbowałem zrobić coś w tym klimacie, a jednocześnie aby brzmiało tak, jakby grała to cała orkiestra.

Reklama

Czy przed Verbą występowałeś w jakiś innych zespołach?

Nie. Przed Verbą tworzyłem tylko muzykę, nie występowałem jako raper. Pisałem sobie teksty, ale nigdzie nie prezentowałem ich na koncertach.

Pochodzicie z Piły. Jak wygląda tamtejsza scena hiphopowa? Są tam jeszcze jakieś interesujące składy poza Verbą?

Jak najbardziej. Tylko wszystko się trochę pozmieniało w momencie, gdy okazało się, że wydajemy legalną płytę. Pojawiły się po prostu podziały. Szczerze mówiąc ta scena była zawsze podzielona (śmiech). Nie wiem, jak wygląda to w innych miastach, ale w Pile jest kilka składów, które walczą z innymi składami. Zespoły atakują się i kłócą. Nie ma spójności sceny.

My właściwie bardziej koncentrowaliśmy się na tworzeniu, rozwijaniu się i nagrywaniu muzyki, nie występowaliśmy często i nie braliśmy udziału w życiu tej sceny. Nie braliśmy również udziału w integracyjnych popijawach składów hiphopowych. A teraz okazuje się, że wiele składów się od nas odwróciło i jest przeciwko nam.

Szkoda. Wydawało mi się, że przyniesie to raczej inny skutek i "pociągnięcie" za sobą inne składy z Piły.

W Pile, identycznie jak w całej Polsce, składy opierają się na samplach. A mnie osobiście wydaje się, że sample się już skończyły. Nie wiem, czy w Pile jest ktoś, kto tworzy muzykę bez sampli i jeśli się to nie zmieni, nie zaczniemy współpracować z tymi, którzy kradną cudze melodie.

Jak doszło do podpisania umowy z wytwórnią UMC Records? Mieliście propozycje z innych wytwórni?

Jesteśmy z Wielkopolski i zawsze chcieliśmy trzymać się z Wielkopolską. UMC była dla nas od zawsze najlepszą wytwórnią. Rozwija się i stawia na nowe nurty muzyczne. Nie stoi w miejscu, w przeciwieństwie do innych labelów. Przed nimi w Polsce nie było czegoś takiego. Dlatego strasznie chcieliśmy do nich wstąpić i nagrać materiał, który by ich zainteresował.

Oczywiście nie robiliśmy tego pod wytwórnię. Najważniejszy dla nas był poziom muzyczny. Miał być taki, żeby ludzie z UMC chcieli z nami rozmawiać. Z doświadczenia wiem, jak to zazwyczaj wygląda. Dostaję jakąś płytę i po pierwszych taktach już mi się nie chce tego słuchać.

Poszliśmy w tym kierunku, by każdy kawałek można było posłuchać z przyjemnością. A cała płyta miała być spójna. I zainteresowało to wytwórnię.

Co do innych labelów, to doszły mnie słuchy, że było zainteresowanie naszą muzyką. Ale nie chcę o tym rozmawiać, bo nie znam szczegółów tego wszystkiego. My od początku nastawialiśmy się na UMC, a nasz materiał doszedł bokiem do innych. Ale nic więcej nie wiem. UMC była od początku dla nas najważniejsza.

UMC to specyficzny label. Skupia przede wszystkim wielkopolskich wykonawców, którzy trzymają się razem i stanowią "rodzinę". Jak się tam odnaleźliście, jako nowa twarz?

Zupełnie bez problemów. Znaliśmy trochę Ascetów [Ascetoholix - przyp.red.], ja słabiej, Ignac lepiej, i odrobinę Meza. Ale nie oznacza to, że podpisaliśmy kontrakt ze względu na znajomość z nimi.

A cała wytwórnia jest bardzo przyjazna, panuje tam świetna atmosfera. Nawet się nie spodziewałem, że tak to może wyglądać. Wydawało mi się, że będziemy rozmawiać ze starszymi panami w garniturach i pod krawatem, którzy mówią ci, co masz nagrywać. Tam jest całkowicie inaczej, jest wręcz rodzinnie. Bardzo fajnie się tam pracuje.

Jesteśmy jeszcze tam dosyć krótko, by wszystkich poznać. Dodatkowo mamy mnóstwo pracy, chłopaki pewnie też i za bardzo nie ma czasu na spotkania.

Jak się odnosisz do ataków na UMC i określania muzyki z tej wytwórnia jako "hip hopolo"?

Zawsze łatwo można sobie znaleźć obiekt komentarzy. A prawda jest taka, że najwięcej dostaje ten, który się najbardziej wyróżnia. Wydaje mi się, że wykonawcy z UMC robią zamieszanie. Czy to Asceci, czy Jeden Osiem L, Mezo czy też 52 Dębiec - pojawiali się w telewizji i od razu jest wokół nich szum.

Podziwiam w pewnym sensie ludzi z wytwórni. Są odważnie, nie boją się i robią swoje. Nie blokują się tym, co powie ktoś inny. To jest naturalne - zawsze znajdzie się osoba, której taka muzyka się nie podoba. Nie oznacza to, że nie słuchają konstruktywnej krytyki.

A ty masz jakiś faworytów na krajowej scenie hiphopowej?

Tak, oczywiście. Jeżeli chodzi o MC's, to najbardziej szanuję i lubię Sokoła, Ostrego, Pezeta i Eldo. To jest czwórka moich ulubionych raperów w Polsce. Ale jeśli chodzi o muzykę, bo tak naprawdę dla mnie najważniejsza jest właśnie muzyka, to najbardziej podobają mi się wykonawcy z UMC. Wpada mi to po prostu w ucho (śmiech).

Koncertowaliście już u boku wielu uznanych wykonawców rapowych. Z kim się najfajniej grało?

Ze wszystkimi. W Polsce raperzy idealnie rozbawiają publikę i na koncertach panuje fajna atmosfera. Nie przypominam sobie żadnego słabego koncertu. Zawsze była świetna zabawa. Podziwiam Meza, który naprawdę potrafi rozruszać publikę.

Również Jeden Osiem L. Tu wiadomo, wszyscy szaleją przy ich przebojach. A jeśli chodzi o nasz odbiór koncertów innych wykonawców, to cała polska scena wydaje mi się świetna.

Ignac napisał w podziękowaniach w książeczce do "Ósmego Marca" o "różnicach charakterów". Jak zatem wyglądała sesja nagraniowa? Często dochodziło do artystycznych sporów między wami?

Są spory. Ja wolę robić subtelne, miłosne kawałki, a Ignac stawia na imprezówki (śmiech). Często jest tak, jak to było w przypadku utworu "Młode wilki". Poprosiłem Ignaca, żeby napisał do tego zwrotkę. On na to, że robi inny kawałek i woli "Tancerkę". Musiałem stworzyć mu podkład i napisał do tego tekst.

Cóż, jeden lubi to, a drugi coś innego. Ale jest to różnica gustów, a nie charakterów. Zawsze potrafimy się dogadać, znamy się wiele lat i do rękoczynów nie dochodzi (śmiech).

Jak przebiegała sesja w studiu Donia w Obornikach.

Tam jest strasznie przyjemna atmosfera. Gdyby nawet zaoferowano mi jakieś inne studio, to wolałbym Donia. Czuliśmy się jak u siebie w domu. Doniu zostawiał nas często samych i dzięki temu mogliśmy w spokoju nagrywać sobie materiał. On zajmował się przede wszystkim masteringiem i tylko pokazał nam, co mamy robić, a czego nie.

Dzięki temu mogliśmy nagrywać bez ograniczeń. Wiesz, na przykład nie wstydziłem się zaśpiewać, bo ktoś obcy siedzi w studiu. Mogłem walić prosto z mostu. Pewnie gdyby ktoś tam z nami był, nie otworzylibyśmy się tak bardzo i powstałby inny materiał.

Dlatego sesja u Donia była jak najbardziej świetna. Podziwiam go i za szybkość, i za umiejętności. W produkcji muzycznej jest po prostu mistrzem.

Podkreślacie, że na płycie nie ma żadnych sampli i pętli. Nie korciło was, żeby nagrać płytę z żywym składem?

Nie. Myślimy o czymś takim, by w którymś momencie zrobić taki utwór na żywe instrumenty. Do tego potrzeba jednak dużego nakładu pracy i samozaparcia. Dużo łatwiej jest usiąść przed komputerem, skomponować podkład od zera i podciągnąć to pod brzmienie żywych, akustycznych instrumentów. I stworzyć to samemu bez zatrudniania innych muzyków.

Może kiedyś to zrobimy. Myślę, że tak się stanie. Ale czas pokaże.

Czy macie już przygotowane jakieś nowe kompozycje, zarysy utworów. Pewnie patrzycie trochę do przodu?

Tak, oczywiście. Patrzymy do przodu. W momencie, gdy nagrywaliśmy debiut, to jednocześnie robiliśmy materiał na drugi album. Taka jest prawda, że mamy kilkadziesiąt utworów. Jak mam wolny dzień, to siedzę i tworzę jeden kawałek po drugim. Cały czas mam jakieś tam pomysły i chce mi się je realizować.

Tworzę kilka utworów lub szkielety i później się im przysłuchuję. A które mi się spodobają, to zostają. Wydaje mi się, że większość drugiej płyty od strony muzycznej już jest przygotowana.

A co z tekstami? Powstają tak jak to opisaliście w "Nietrudno o banał"?

(śmiech) Czasami trudno napisać tekst. Piszemy wtedy, gdy mamy na to ochotę. Na przykład Ignac nie robi nic na siłę, czasami czeka nawet dwa tygodnie. Jak nie pokłóci się z dziewczyną, to nie będzie miał tematu (śmiech). Wszystko robimy na spokojnie. Kiedy powstaje kawałek, nie spieszymy się z niczym. W miłosnych utworach ja zazwyczaj zaczynam pisać, a Ignac później dorzuca coś od siebie.

Jakie są wasze najbliższe plany koncertowe?

Gramy w kwietniu na New Yorker Hip Hop Festival. Chcielibyśmy zacząć grać koncerty i zacząć od naszego miasta. To wszystko zależy od organizacji, bo my chcielibyśmy wszędzie pojechać. I do małych miejscowości i do dużych miast. Na duże imprezy i do małych klubów.

Na wcześniejszych koncertach występy w małych mieścinach były po prostu świetne. Wszyscy się dobrze bawili. A teraz dodatkowo będą znali nasze kawałki z płyty. Dlatego tylko czekamy, aż będzie masa, masa koncertów.

Jakieś śmieszne lub dziwne wspomnienie z koncertu?

Wiesz, na każdym koncercie jest zabawnie. Jest świetna atmosfera i ludzie, którzy grają z nami mają rewelacyjne poczucie humoru. Chłopaki po prostu wchodzą i zaczyna się zabawa.

A co do dziwnych zdarzeń, to graliśmy raz nad morzem koncert z Jeden Osiem L. Było to w Rewalu. Zaraz po naszym koncercie, w przerwie przed Jeden Osiem L, okazuje, że nie ma prądu. Chłopaki mają wyjść na scenę. I co tu zrobić? Postanowili czekać, ale baliśmy się, że ludzie pójdą do domu.

Wyskoczyłem na scenę i tłumaczę ludziom, że muszą trochę poczekać, bo nie ma prądu. Wtedy jeszcze nikt mnie nie znał, byłem zwykłym chłopczykiem i jakieś trzy minuty wcześniej zeszliśmy ze sceny po naszym koncercie (śmiech). A z tłumu ktoś poprosił mnie o autograf. I wtedy się posypało, masa autografów. Zawołałem Ignacego "Stary, chodź tu sam nie dam rady!" (śmiech). Było strasznie sympatycznie.

Wspomniałeś o Jeden Osiem L. Nie irytuje was ciągłe porównywanie Verby do tego składu?

Nie. Mówię zawsze, że przecież Jeden Osiem L nie ma miłosnych utworów. Polska scena wykazuje zapotrzebowanie na melodyjne utwory, które my gramy. Dlaczego tak jest, to nie wiem. Ale wracając do porównań, to Jeden Osiem L nagrali jeden kawałek w takim klimacie i dlatego my jesteśmy pod to podciągani.

Ale tak naprawdę gdy ludzie posłuchają naszej całej płyty i poznają naszą historię, bo takie utwory tworzymy od dawna, to od razu zrezygnują z tych porównań. Nie robiliśmy nic na siłę. Po prostu takie kawałki, jak "Jak zapomnieć" Jeden Osiem L, my tworzyliśmy wcześniej. Ja nie będę przecież chodził i każdej osobie mówił, jak sprawy naprawdę wyglądają. To też jest trochę wina dziennikarzy i mediów, które tak nas przedstawiają. A to idzie dalej.

Co sądzisz o odejściu Jeden Osiem L z UMC Records?

Nie znam wszystkich szczegółów ich odejścia i jak to wyglądało ze strony wytwórni. Każdy może mieć własne zdanie na ten temat i to jest jego prywatna sprawa.

Jeśli chodzi o chłopaków z Jeden Osiem L, był to ich wybór. Być może uznali, że inna wytwórnia będzie dla nich lepsza. Nikogo przecież nie można trzymać na siłę. Życzę im wszystkiego najlepszego, to są przecież moi kumple.

Na koniec zadam ci pytanie nie związane z muzyką. Za co na okładce płyty dziękujesz dziekanowi Politechniki Poznańskiej?

Dziękuję mu za to, że pomógł mi kontynuować naukę w momencie, gdy za bardzo się do niej nie przykładałem. Nie robił mi żadnych problemów i zapamiętałem to sobie. Dla mnie wtedy było to wielkie przeżycie i uważam, że z czystej uczciwości jestem mu winien podziękowania. Już je złożyłem, ale postanowiłem zrobić to jeszcze raz, bo było to dla mnie coś ważnego.

Już nie kontynuuję tam nauki. Tak się w życiu po prostu poukładało. Ale tę sytuację zapamiętałem i zawszę będę ją pamiętał.

Wysłałeś dziekanowi płytę?

Jeszcze nie, ale planuję to zrobić. Pewnie pójdę tam osobiście (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wytwórnia | muzyka | atmosfera | scena | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy