Reklama

"Rozedrgać inną strunę"

Po dwóch latach milczenia, zmianie wytwórni płytowej i pracy nad nowym - trzeba przyznać świetnym - materiałem, Kasia Klich pod koniec lutego 2006 roku wydała trzeci solowy album "Zaproszenie". Opatrzona "kuszącym" tytułem płyta to produkcja na najwyższym poziomie, nie tylko ze względu na wokalne linie Kasi, ale również świetne podkłady Yaro, producenta i prywatnie narzeczonego wokalistki. Z okazji promocji płyty piosenkarka udzieliła wielu wywiadów i rozmawiała między innymi z Arturem Wróblewskim, któremu opowiedziała o zmianie wytwórni, pojęciu komercji, a także o polskim hip hopie.

Rozumiem, że nie jest pierwszy wywiad, który dzisiaj udzielasz...

Siedzę tu już od 10. rano [rozmawialiśmy wczesnym popołudniem - przyp. red.]. Było tego trochę (śmiech).

A czy nie padło jeszcze jakieś pytanie, na które chciałabyś odpowiedzieć?

(śmiech) Nie wiem. Szczerze mówiąc mózg już mi się strasznie "zlasował". Nawet już nie pamiętam, o co mnie pytano... Dlatego proszę o łatwy zestaw pytań!

Dobrze, będę się starał. W wierszowanej biografii napisałaś, że "zniknęłaś". Co się działo podczas twojego zniknięcia ze sceny i dlaczego dwuletnią przerwę w wydaniu płyty określiłaś właśnie w ten sposób?

Reklama

Zniknęłam, by nagrać płytę. Zniknęłam również z powodu niemożności porozumienia się z byłą wytwórnią.

Właśnie miałem cię o to zapytać. Dwa poprzednie albumu wydałaś w Sony, natomiast "Zaproszenie" ukazało się w barwach EMI. Co stało za decyzją o zmianie labelu?

Tak naprawdę byłam już zmęczona panującą tam atmosferą i personalnymi rozgrywkami.

Postanowiłam odejść i poprosiłam o polubowne rozwiązanie kontraktu. I tak, jak czekanie na "papiery rozwodowe" zajęło trochę czasu , tak w "związek małżeński" z nowym wydawcą wstąpiłam bardzo szybko.

To jestem zaskoczony, bo czytając jeden z wywiadów z tobą powiedziałaś, że jesteś zadowolona ze współpracy z firmą, która daje ci wolność artystyczną i nie pakuje ci się w piosenki....

Tak było do czasu, ale jak wiesz firma to nie budynek, tylko ludzie w niej pracujący. Jeśli czynnik ludzki zawodzi, to należy go zamienić na lepszy model. Od początku pracuje ze mną Yaro, który jest znakomitym producentem. Ja także jestem świadoma tego co robię i w pełni identyfikuję się z zawartością moich płyt. Nie jesteśmy z Yaro na takim etapie, że ktoś do nas przyjdzie i powie: "A teraz drodzy państwo nagracie nam płytę dance'ową, bo to się dobrze sprzedaje". Takie rzeczy nie wchodzą w rachubę.

Rozumiem, że w EMI jest inaczej.

Zdecydowanie inaczej. Dostałam gwarancję pełnej swobody artystycznej i bardzo dobre warunki w kontrakcie. Jeśli posłuchasz nowej płyty to zobaczysz, że jest to album inny niż poprzednie, trudniejszy, bardziej elitarny i jak wielu twierdzi niekomercyjny. Być może zawężam sobie w ten sposób grono odbiorców, ale dla mnie liczy się w muzyce prawda, a nie czysta kalkulacja. I cieszy mnie to, że jestem dla kogoś cenna za to co robię, a nie przelicza się mojej wartości na ilość sprzedanych egzemplarzy.

Wspomniałaś, że płyta jest niekomercyjna...

Tak naprawdę ciężko jest ocenić, co jest komercyjne, a co nie. Bo czy o komercyjności płyty świadczy jej zawartość, czy ilość sprzedanych egzemplarzy? Zobacz taką Marię Peszek. Muzyka dla wymagających, której nie usłyszysz RMF-ie, czy ZET-ce, a sprzedaje się świetnie. Czyli można by powiedzieć, że projekt niekomercyjny stał się komercyjny.

Mówię o tym, gdyż pierwszy singel "Toksyczna miłość" jak dla mnie jest kompletnie niekomercyjny, choć to bez wątpienia świetny utwór. Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na tą piosenkę? Ma to być jakiś manifest?

Nie, w żadnym wypadku. Ten utwór został wybrany przez kilka osób, które jednogłośnie stwierdziły, że bardzo głęboko zapada w serce i nie można koło niego przejść obojętnie. Poza tym "Toksyczna miłość" oddaje nastrój płyty, która jest zdecydowanie bardziej sentymentalna niż poprzednie. To piękna piosenka, a ja chce się z ludźmi podzielić moja wrażliwością . Mam misję, żeby poprzez muzykę gdzieś tam we wnętrzu człowieka rozedrgać inną strunę.

Na pewno jest intrygujący, zresztą jak pozostała część płyty. Gratuluję światowej produkcji, ale trochę się boję w jaki sposób ten album przyjmie nasza publiczność...

Dziękuję. Ja zawsze mówię, że polska publiczność cudze chwali, a swego nie zna. To chyba wynika z jakichś kompleksów. Jestem pewna, że gdybyśmy zrobili ten album po angielsku i dorobili do tego ideologię, że wokalistka jest na przykład z Wysp Owczych, a płyta została nagrana i zmiksowana w nowojorskim studiu, to wielu by się na to nabrało? Na nas działają takie hasła, bo często ocenia się płytę nie z powodu jej zawartości, ale przez pryzmat tego kto i gdzie ją zrobił. Niektórzy artyści jadą na tzw. opinii, mimo że dawno zatrzymali się w miejscu i to co robią jest wtórne.

Opowiedz mi jeszcze o wideoklipie do piosenki "Toksyczna miłość".

Scenariusz teledysku powstał w mojej głowie. A później został rozpisany przez twórców wideoklipu, czyli Patrycję Woj i Miguela Nieto. W życiu tyle się windą nie najeździłam. A szczerze mówiąc nie jestem zbytnią wielbicielką wind (śmiech). Pracowaliśmy na planie od 8. rano aż do 2 w nocy. Pod koniec kręcenia teledysku miałam już poważne "zejście". Byłam bardzo zmęczona.

Podczas twojego "zniknięcia" na scenie pojawiło się kilka wokalistek, które poruszają się po podobnych co ty obszarach stylistycznych. Jak je oceniasz?

Tu będę polemizować, bo nie widzę żadnego podobieństwa pomiędzy moja płytą, a innymi. A jeśli chodzi o moje koleżanki po fachu, to nie mnie je oceniać. Mogę tylko powiedzieć, że jest kilka pięknych pań, które zasługują na szczególną uwagę i do nich należą m.in. dziewczyny z Dezire, Ania Dąbrowska, Pati Yang, Marysia Sadowska, czy Kasia Cerekwicka.

Na "Zaproszeniu" słychać Don Guralesko. Skąd pomysł, by zaprosić właśnie jego?

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam Gurala w K.A.S.T.A Squad stwierdziłam, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na duet z raperem, to zaproszę właśnie jego.. Ma dobry flow i dobry głos. Emituje odpowiednią ilość alikwotów. Bardzo się ucieszył, gdy zaprosiliśmy go do wspólnych nagrań, bo szanuje Yaro i mnie. Niektórzy hiphopowcy potrafią docenić dokonania Yaro, który był swego rodzaju pionierem na rynku. On robił funka, kiedy niektórzy z nich chodzili jeszcze w pieluchach. I śmieszy mnie, że ktoś kto "wieszał na nim psy", zaczyna grać tak jak on wtedy.

Jeżeli już jesteśmy przy hip hopie. Co myślisz o polskich raperach?

Poza nielicznymi wyjątkami jest straszna bieda. I o ile ten rynek wciąż jeszcze się powiększa, to niestety spada jego jakość. Bity i produkcje są marne. Rymy są nieczytelne, większość raperów powinna udać się do logopedy. Co gorsza, wiele osób traktuje to jako łatwy sposób na zarobienie pieniędzy. Poza tym w teledyskach aż kipi od agresji. Nie podoba mi się to, że ktoś z ekranu telewizora grozi mi siekierą i kijem bejsbolowym. Wypraszam sobie?

Wróćmy zatem do "Zaproszenia". Czy fani będą mogli usłyszeć nowe piosenki na żywo?

Na pewno. Ale nie od razu po premierze płyty, chcę dać ludziom czas na osłuchanie się z "Zaproszeniem". Oczywiście na koncertach zaśpiewam też "Lepszy model"... bo publiczność tego ode mnie oczekuje. Mam fantastycznych muzyków i już cieszymy się na samą myśl o nowych koncertach z nowym repertuarem.

Czy wiesz już, który utwór znajdzie się na kolejnym singlu?

To wszystko zależy od "okoliczności przyrody" (śmiech). Jest z czego wybierać. A może ogłoszę na swojej stronie internetowej kasiaklich.com plebiscyt na najlepsza piosenkę? Czas pokaże.

Dziękuję bardzo za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zaproszenie | piosenki | publiczność | miłość | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy