Reklama

​Reni Jusis: Dyskoteka z odrobiną łez i refleksji (wywiad)

"Moim marzeniem jest, by ludzie nie tylko bawili się przy moich utworach, ale również wzruszali" - mówi gwiazda muzyki tanecznej i elektronicznej, Reni Jusis. Piosenkarka jest w trakcie trasy koncertowej, promując swój najnowszy album "Ćma".

"Moim marzeniem jest, by ludzie nie tylko bawili się przy moich utworach, ale również wzruszali" - mówi gwiazda muzyki tanecznej i elektronicznej, Reni Jusis. Piosenkarka jest w trakcie trasy koncertowej, promując swój najnowszy album "Ćma".
Reni Jusis promuje nową płytę /Łukasz Murgrabia /materiały prasowe

Patrzę na okładkę płyty "Ćma" i zastanawiam się, skąd wzięła pani ten futurystyczny kostium, w którym pani pozuje.

Reni Jusis: - Autorami tego kostiumu są Marcin Paprocki i Mariusz Brzozowski, z którym współpracuję od wielu, wielu lat. Zawsze wspierałam polską modę. W zeszłym roku, tuż po tym, jak ukończyłam nagranie mojej nowej płyty, brałam udział w ich jubileuszu w Zachęcie.

Wtedy przyszło mi do głowy, by wysłać im moje nowe piosenki i poprosić o zinterpretowanie moich nowych dyskotekowych utworów. Dałam im absolutnie wolną rękę, bo darzę ich dużym zaufaniem. Uszyli dla mnie bardzo efektowny strój, który waży około 10 kilogramów i pokryty jest prawdziwymi, małymi lusterkami. Tak naprawdę bardziej przypomina zbroję niż wygodny kostium. Zabrałam go teraz w trasę koncertową. Marcin z Mariuszem uszyli dla mnie kilka kostiumów na trasę i wykorzystuję je naprzemiennie.

Reklama

Intryguje mnie ten odblask ze zdjęcia, który jest na pani twarzy.

- Ten odblask sam się "wydarzył". Łukasz Murgrabia, fotograf z którym przyjaźnię się od prawie dwóch dekad, plan naszej pracy zaaranżował na dachu studia fotograficznego. Bardzo się ucieszył, kiedy zobaczył te kostiumy, bo wiedział, że będą ciekawie "współpracować" ze słońcem. Jak na złość, w ten dzień było pochmurne niebo, czyli żaden odblask nie mógł się pojawić na zdjęciach. Po godzinie, dwóch byliśmy na tyle zrezygnowani, że już chciałam odwołać sesję.

Łukasz sprawdził prognozę pogody i powiedział, że za cztery godziny wyjdzie słońce. Poczekaliśmy i rzeczywiście po tym czasie rozstąpiły się chmury. Łukasz mógł zaczął pracować z promieniami. Cała sesja była dosyć eksperymentalna. Staraliśmy się tak zaaranżować przestrzeń, jakbym była pierwszy raz na jakiejś planecie.

Utwory, które znajdziemy na pani albumie, wpadają w ucho, mają dyskotekowy charakter. Jednocześnie zawierają teksty o poważnej wymowie. Czy taki był pani zamysł?

- Właśnie taki był plan, żeby w tej dyskotece pojawiło się trochę łez i refleksji. Moim marzeniem jest, by ludzie nie tylko bawili się przy moich utworach, ale również wzruszali. Wydaje mi się, że to, że uprawiam muzykę taneczną, elektroniczną wcale nie stoi na przeszkodzie ku temu. To też jest bardzo ciekawa przestrzeń, aby wyrażać swoje emocje, a czasami nawet te trudniejsze uczucia. Mam nadzieję, że na trasie koncertowej, która potrwa do końca listopada, uda nam się też skłonić publiczność do refleksji, mimo tego, że będzie ona w transie tańca.

Przykładem tego, że chciała pani przemycić ambitniejsze treści jest piosenka "Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka", o takim samym tytule, co wiersz Stanisława Barańczaka. W tym utworze poezję recytuje Jakub Gierszał, uznawany za jednego z najlepszych aktorów młodego pokolenia w Polsce. Czy może pani opowiedzieć o waszej współpracy?

- Szukałam kogoś, kto chciałby zawodowo zinterpretować wiersz Barańczaka. Myślałam o polskich aktorach młodego pokolenia. Kiedyś przez przypadek zobaczyłam Jakuba, gdy rymował z przymrużeniem oka w parodii utwór Taco Hamingwaya w SNL Polska. Wtedy zdałam sobie sprawę, że on ma świetne poczucie rytmu. I pomyślałam też, że być może ma jakiś talent muzyczny. Co prawda nie nakłoniłam go do śpiewania, ale uważam, że przestrzeń muzyki wypełnił w wyrazisty sposób. Byłam szczerze ucieszona, że przyjął zaproszenie, bo wydawało mi się, że jest tak zajęty i jeszcze dużo czasu spędza poza Polską, że to będzie dosyć skomplikowane.

Na szczęście udało się i Jakub zawitał do waszego studia.

- Myślę, że zgodził się na udział w tym projekcie m.in. dlatego, że bardzo przemówił do niego ten wiersz i na pewno w jakiś sposób się z nim identyfikuje. Jakub zaimponował mi swoją skromnością, skupieniem podczas pracy i gotowością, by poddać się mojej wizji. Tak pracują najwięksi - darzą drugą stronę zaufaniem.

Jest pani teraz na początku swojej kolejnej trasy koncertowej. Z występami jeździ pani po Polsce już od 20 lat. Proszę powiedzieć, jak wyglądały realia koncertowe u schyłku lat 90.?

- Koncerty w latach 90. były głównie otwarte, organizowane przez miasta, dla bardzo szerokiej publiczności, która nie do końca moim zdaniem była skupiona. Występowanie przed dosyć przypadkowymi ludźmi nie dawało pełnej satysfakcji artystom. Pamiętam, że jedną z pierwszych piosenkarek, która odmówiła grania tego typu koncertów była Ania Maria Jopek. Jej menedżer zadecydował, że będzie grała tylko na zamkniętych, biletowanych imprezach. Wtedy to było bardzo odważne posunięcie, bo takich koncertów było dużo mniej.

Dzisiaj ta publiczność, która przychodzi, która płaci za kulturę, jest bardzo wyrobiona, wymagająca i możemy sobie pozwolić na eksperymenty muzyczne, sztukę na wyższym poziomie. Mimo że dzisiaj jest tak ogromna ilość festiwali i tras koncertowych, bilety świetnie się sprzedają. Bardzo mnie cieszy, że tak doceniana jest dzisiaj muzyka i sztuka w ogóle.

Musieliście sobie też radzić bez internetu...

- To prawda. Woziliśmy np. ze sobą na trasę atlas samochodowy i robiliśmy w nim notatki, gdzie coś dobrego można zjeść (śmiech). Te zapiski, najczęściej na żółtych kartkach przyklejonych do mapy, były na wagę złota. Pamiętam, jak kiedyś odziedziczyliśmy świetnie opracowaną mapę po jakimś zespole jazzowym - korzystaliśmy z tego samego busa. Bardzo ułatwiło nam to życie w trasie.

Poza tym, że jest pani piosenkarką, znana jest pani, jako propagatorka ekologicznego stylu życia. Czy jest jakaś nowa kwestia w tej sferze, na którą ostatnio zwróciła pani uwagę?

- Niedawno zaangażowałam się w akcję Greenpeace'u dotyczącą ograniczenia zużycia plastików. Dzisiaj plastik bardzo zaśmieca środowisko, rozkłada się kilkaset lat, trudno go zrecyklingować.

Jest teraz mnóstwo prostych akcji, do których możemy się przyłączyć i gestów, które możemy zrobić. Na przykład wprowadzono, moim zdaniem, bardzo mądry zwyczaj, aby nie zamawiać słomek do napoi. Spotykam też naklejki w klubach, że nie podajemy już słomek. Cieszy mnie to i jednocześnie bawi, bo to jest taki element, który naprawdę nic nie wnosił do mojego życia, bez którego mogłam się obejść i zachęcam do tego innych.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk  (PAP Life).

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Reni Jusis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy