Reklama

"Poszerzony zasięg możliwości"

Kid Koala, czyli 22-letni Kanadyjczyk Eric Yick-Keung San, to rzadki ewenement na scenie muzycznej. Jest mistrzem scratchowania, ale potrafi wykorzystywać gramofony do maksimum ich możliwości, a nawet jeszcze dalej. Debiutancki album Kida, "Carpal Tunnel Syndrome", narobił sporego zamieszania w branży, powodując, że cały muzyczny świat zwrócił na niego szczególną uwagę. Z okazji występu Kid Koala w Polsce, rozmawiał z nim Madage.

Wiem, że to nie jest twoja pierwsza wizyta w Polsce. Muszę więc zapytać, jak ci się u nas podoba?

Jest dobrze! Publika jest tutaj słodziutka. Ludzie są bardzo otwarci, w trakcie imprezy zauważyłem, że macie uszy szeroko otwarte...

Słyszałeś kiedyś o winylowej serii pod nazwą "Polish Jazz?"

Serii? Wiem co nieco o polskim jazzie, ale nic mi nie wiadomo o istnieniu takiego labelu. Wszystkie płyty były wydane przez ten sam label?

Tak, seria ukazywała się w latach 70. i 80., a pytam, bo z płyt z "PJ" korzystali tacy artyści, jak Jazzanova czy The Cinematic Orchestra...

Reklama

No tak, ci z Ninja Tune są zakręceni na punkcie historii jazzu, nie mogli przegapić czegoś takiego.

A jak właściwie zaczęła się twoja gramofonowa jazda?

Jak zacząłem? Miałem jakieś trzynaście lat, a to jest wiek, w który szukasz czegoś, co pomoże ci znaleźć swoje miejsce w świecie. Niektórzy odnajdują się w różnych dyscyplinach sportu: deskorolka, koszykówka. Ja trafiłem na scratch i razem z kilkoma kumplami pomyśleliśmy: "O, tego powinniśmy spróbować. Możemy być w tym nieźli!"

Od momentu, w którym wstawałem z łóżka, każdą wolną chwilę poświęcałem treningowi. W skrócie - po prostu starałem się być konsekwentny w dyscyplinie, która pojawiła się we wczesnym, ale bardzo ważnym momencie mojego życia.

Czy to prawda, że włamałeś się to koncertowego busa Coldcut [założyciele Ninja Tune - przyp. red.] i zostawiłeś w ich odtwarzaczu swój mixtape?

Nie, to nieprawda.

Więc jak to było?

Coldcut przez przypadek usłyszeli mój mixtape w momencie, kiedy mój przyjaciel przewoził ich z lotniska do hotelu. Akurat miał mój miks na stronie B jakiejś kasety. Kiedy wysłuchali całości, zapytali, kto nagrał ten miks. Tak się poznaliśmy. Nie byłbym w stanie włamać się, by ktoś przesłuchał mój miks, uwierz mi (śmiech)!

Tak w ogóle nie marzyłem nawet, że tacy ludzie jak Coldcut zainteresują się moją muzyką. Ten set był złożony z myślą o lokalnych organizatorach imprez. Chciałem jedynie sprawdzić, czy mam szanse na jakiekolwiek imprezy.

Czy to był "Scratchhappyland?"

Dokładnie tak. Nie był to mixtape, jak inne. Trwał jedynie pół godziny i w większości składał się z moich eksperymentów na gramofonach, nie było tam jakichś hitów, najnowszych whitelabeli i piosenek z list... Raczej utwory ze starszych płyt, zmiksowane w specyficzny sposób...

Nie wiem zbyt wiele na temat komiksów, ale wydaje mi się, że zarówno twój styl rysowania, jak i scratchu są całkiem unikalne, więc zapytam co było pierwsze - gramofony, czy szkicownik?

Rysować zacząłem w wieku dwóch lat, dwa lata później zacząłem uczyć się gry na fortepianie, a gramofony pojawiły się około trzynastego roku życia. Nigdy nie przypuszczałem, że zajmę się którąkolwiek z tych rzeczy nawet półprofesjonalnie. One stanowią ujście dla moich pomysłów. Nigdy też nie kolekcjonowałem komiksów, po prostu tak jak niektórzy piszą pamiętniki, ja rysowałem historyjki.

Zajmuję się jednym i drugim dlatego, że obydwa te rzemiosła łączy jedna rzecz. Obydwa istnieją w jakimś nierealnym miejscu i tak jak w komiksie możesz sprawiać, że dzieje się coś dziwnego lub niemożliwego w realnym świecie, tak samo używając gramofonów, możesz zmienić powiedzmy dźwięk fortepianu lub ludzki głos, w coś zupełnie innego, niemożliwego w normalnym życiu. Później ktoś tego słucha, ogląda i mówi: "OK, kapuję." Właśnie ten poszerzony zasięg możliwości daje mi najwięcej zabawy.

Myślałeś kiedyś o zrobieniu jakiejś animowanej serii?

To wymaga większych nakładów finansowych i większej siły roboczej, niż te, którymi dysponujemy (śmiech). Robimy kreskówki w ubogiej wersji - rysujemy komiksy... W szkole średniej robiłem animacje, moje ostatnie klipy zrobił mój kuzyn, pisałem muzykę do różnych kreskówek i programów dla dzieci, między innymi "Ulicy Sezamkowej", ale nigdy nie myślałem o rysowaniu jakiejś animowanej serii. To chyba zajmuje dużo czasu... (śmiech)

Ścieżkę dźwiękową do "Nufonia Must Fall" też zrobiłeś sam?

Tak, napisałem i zagrałem ją na dwa gramofony i fortepian.

A co się dzieje z Bullfrog?

Mark Robertson, wokalista i główny kompozytor grupy, niedawno podpisał kontrakt na trzy albumy solo, więc będzie trochę zajęty pracą nad nimi, a reszta muzyków grupy będzie mu pomagała. Mark jest zajęty, Blu Rum koncertuje z One Self, ja również mam pewne zobowiązania wobec Ninja Tune. Składam swój kolejny album, więc będziesz musiał trochę poczekać.

Ale kolejny album Bullfrog sie ukaże?

Tak, jak najbardziej! Bullfrog to projekt, w którym uczestniczę najdłużej i na pewno będziemy jeszcze razem nagrywać. W bliżej nieokreślonej przyszłości reaktywujemy się w stylu Voltrona (śmiech)!

Co jest twoją główną inspiracją?

Zabawa. I nauka. Wiesz, staram się słuchać wszystkich rodzajów muzyki, chcę inspirować się wszystkim, czego doświadczam i na swój sposób przełożyć to na muzykę. W dalszym ciągu przyjemne jest dla mnie poznawanie nowych sposobów, technik produkcji, nadal bawi mnie odkrywanie różnic w sposobie, w jaki mogą być wykonane dwa winyle... No i rozwój, dążenie to tego, żeby być lepszym, niż wczoraj.

Chciałbyś mieć własną tłocznię?

Ale taką przemysłową?

Na przykład.

Nie, chyba nie zmieściłaby się w mojej piwnicy (śmiech).

Jeśli miałbyś okazję zrobić trzy remiksy jakichkolwiek utworów, które byś wybrał?

"Happy Birthday" byłoby niezłe... To taka... radosna piosenka, którą każdy od czasu do czasu chciałby usłyszeć. Nie była jeszcze chyba interpretowana za pomocą dwóch deków, przynajmniej nie na satysfakcjonującym mnie poziomie. Druga byłaby "Halfway Down The Stairs" śpiewana przez Robina, małego kuzyna Kermita z Muppetów. Ta piosenka wiele dla mnie znaczy, Robin śpiewa o tym, że nie jest źle być gdzieś pośrodku... Trzecia...

Wiesz, trzy utwory to masa muzyki, szczególnie biorąc pod uwagę, że ja robię jeden remiks na pięć lat. Pytasz o plan piętnastoletni (śmiech).

OK, poprzestaniemy na dwóch. Powiedz coś o swoim sprzęcie studyjnym.

Niedawno kupiłem oldschoolową konsoletę radiową, analogowy mikser, wieloślad z magnetofonem szpulowym, mam trzy lub cztery gramofony i trochę wzmacniaczy. No i kupę płyt.

Jeżeli chodzi o gramofony, masz jakiś ulubiony scratch?

O, to zależy od tego, w jakim jestem nastroju. Na przykład w zimie lubię Zmarznięty Palec scratch, Gorąca Herbata scratch, w lecie preferuję Freon klik scratch... Ale to wszystko zależy. Na przykład kiedy jesteś wkurzony, scratchujesz w jakiś sposób, kiedy jesteś spokojny, scratchujesz inaczej. Chyba nie potrafiłbym się zdeklarować, wszystkie techniki są dobre.

Znasz jakieś sekretne techniki ninja, które pomagają ci lepiej ciąć dźwięki na wosku?

Nie, ale znam tą, dzięki której nigdy nie kaleczysz kciuka, nawet wtedy, gdy bardzo szybko kroisz warzywa do obiadu (śmiech). Wiesz, nigdy nie przechodziłem treningu ninjitsu, i nie jestem przekonany, czy oni naprawdę używają technik turntablistycznych... Chyba jednak bardziej interesują ich różne rodzaje broni i te haki z linami to wspinaczki po murach... (śmiech). No, ale nigdy nie wiadomo!

W londyńskim biurze Ninja Tune są podziemia, do których dają specjalne karty z kodem dostępu. Ta, którą ja mam, działa tylko na pierwszym poziomie, więc mogę wejść tylko do kilku pomieszczeń... Jeżeli jesteś z Coldcut, możesz dostać się wszędzie. Mam nadzieję, że po jakimś okresie współpracy zaufają mi i dostanę kartę z szerszym dostępem i dowiem się, co oni naprawdę robią.

Pamiętam wspólną trasę koncertową z innymi ludźmi z Ninja. Jadąc naszym vanem, wszyscy robili muzykę na swoich laptopach, a ja siedziałem z moim Game Boyem... (śmiech). Oni wszyscy kleili bity, a ja po prostu musiałem czymś zająć ręce. Grałem w coś, medytowałem, szkicowałem... Jak widzisz, jestem zacofany, jeżeli chodzi o technologię.

Muszę cię zapytać o pewną rzecz. W chwili obecnej rozwój techniki cyfrowej sprawia, że technologia analogowa zanika. Myślisz, że w przyszłości doskonała, cyfrowa emulacja winyla będzie możliwa?

Nie mam pojęcia, ale możliwe, że tak. Teraz wszystko musi być przystosowane do wymogów nowoczesnej dystrybucji. Ludzie kupują coraz mniej płyt, muzykę bierze się z internetu. Dla mnie nie jest zbyt istotne, w jaki sposób urzeczywistniasz swoje pomysły, efekt jest dla mnie najważniejszy. Jeżeli zajmujesz się grafiką, nie obchodzi mnie, czy w swojej pracy używasz Photoshopa, czy kredki i kawałka papieru, czy może robisz na ścianach ciapki, używając soku z jagód. Ważne jest, aby odbiorca czuł, że to jest twój sposób na wyrażenie siebie.

Mam nadzieję, że kiedy ludzie słuchają mojej muzyki, nie zastanawiają się, jakie mam urządzenia w studio. Słuchając powinni słyszeć moją osobowość zawartą między nutami, to jest prawdziwe wyzwanie. Dla mnie płyty, gramofony i mikser to sprzęt, który stwarza przede mną miliony możliwości, które ja dopiero zaczynam odkrywać. Poza tym ja po prostu lubię winyle!

Lubisz dotykać muzykę?

Widzisz, z winylami jest różnie: przeskakują, trzeszczą, syczą, zużywają się, odkształcają się, pęcznieją gdy światła sceniczne zbyt mocno grzeją... Wszystkie te czynniki składają się na szeroko pojęty klimat winyla, dodają mu jakiegoś uroku i jednocześnie ryzyka. Wiesz, to jak z surfingiem... Nie, żebym surfował (śmiech), bo w Montrealu raczej nie da rady, ale gdyby nie to, że wszystko może pójść absolutnie źle, granie nie byłoby takie ekscytujące.

Na przykład kiedy przeskoczy ci igła, tylko od ciebie zależy, jak z tego wybrniesz. Czasem dzieją się naprawdę szalone rzeczy i wtedy myślisz: "Cholera, muszę sobie przypomnieć, jak dawałem sobie z tym radę w domu!" Niektóre rzeczy wolę mieć poza kontrolą, pozostawiam je matce naturze (śmiech).

A gdybyś miał szansę zaprojektować swój własny gramofon, jak by wyglądał?

Ważyłby ćwierć kilo, mieściłby się w czymś takim [Koala pokazuje kształt wielkości kilku płyt CD, leżących jedna na drugiej - przyp. red.] i mógłbym włożyć go do kieszeni!

Narysujesz coś dla naszych czytelników, zamiast normalnego zakończenia rozmowy?

Jasne, jeżeli masz jakiś pisak...

[Eric narysował dla was przedstawiciela licznie zgromadzonej na swoim talerzu grupy obiadowej - pieroga...]

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: techniki | ninja | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy