Reklama

"Po prostu bawimy się muzyką"

Do Polski nie przyjeżdżają często, ale za to bardzo regularnie. Ostatnio gościli na krakowskim festiwalu Sacrum Prorfanum, gdzie zaprezentowali projekt Mum & Friends. Znaleźli również czas, by się z nami spotkać. Z Gunnarem Örn Tynesem z zespołu Mum rozmawiał Mateusz Ciba.

Pamiętacie swoją ostatnią wizytę w Polsce?

- Tak, to było w Katowicach, również w ramach festiwalu. Było fantastycznie, bardzo lubimy tu występować.

Przypadła Wam wielce odpowiedzialna rola otwarcia festiwalu Sacrum Profanum. Przywieźliście ze sobą sporą grupę przyjaciół, którzy obok orkiestry i chóru wspomogli Was na scenie. Możesz powiedzieć coś więcej o tym przedsięwzięciu? Skąd wziął się pomysł na taki występ i kim są artyści, których zaprosiliście do współpracy?

- Pomysł wiąże się bezpośrednio z festiwalem. Z ofertą wyszli sami organizatorzy, którzy zaproponowali nam, abyśmy przywieźli ze sobą wielką grupę przyjaciół. To była bardzo ciekawa oferta. Dla nas to ogromnie interesujące doświadczenie i świetna zabawa, trochę jak rodzinne święto, kiedy raz w roku wszyscy spotykają się w jednym miejscu. Muzycy, którzy z nami wystąpią to w większości artyści, z którymi mieliśmy już okazję wcześniej współpracować, nagrywać a nawet występować na scenie.

Reklama

Jednym z artystów, który wystąpił razem z Wami był L.U.C. Słyszeliście o nim wcześniej?

- Mówiąc szczerze, nie słyszeliśmy o nim do momentu gdy okazało się, że jest szansa na wspólny występ.

To był Wasz ostatni koncert przed zapowiadaną przerwą. Zamierzacie się teraz zamknąć w studio i popracować na nowym albumem, czy może udacie się na wakacje?

- Myślę, że raczej zamkniemy się w studio i wspólnie popracujemy nad nowym albumem. W zasadzie już zaczęliśmy pracę nad nowym materiałem, ale oczywiście nie odmówimy sobie odrobimy wypoczynku. Örvar rozpoczyna studia, więc na pewno poświęci trochę czasu na naukę. Poza tym większość z nas ma rodziny i dzieci, więc pewnie zasmakujemy także w zwykłym codziennym, rodzinnym życiu. Jednak tak jak powiedziałem, przede wszystkim będziemy się koncentrować na nowym albumie.

Możesz już powiedzieć coś więcej na temat nowej płyty? Lubicie zaskakiwać swoich fanów, jak choćby w przypadku albumu "Go Go Smear the Poison Ivy ".

- Przede wszystkim lubimy zaskakiwać samych siebie. Nie stawiamy przed sobą jasnych celów, które później staramy się realizować. Raczej dajemy się ponieść chwili, działać i obserwować co z tego działania wynika. Staramy się niczego nie planować, zaskakiwanie samych siebie jest również dla nas istotne. Nie wydaje mi się abyśmy również z góry zakładali, że czegoś nie zrobimy, raczej nie ma dla nas tematów tabu, to także pomaga nam w pracy, czujemy się nieograniczeni. Natenczas, biorąc pod uwagę to co udało nam się już stworzyć, mogę jedynie powiedzieć, że nowy album będzie bardziej elektroniczny niż ostatnia płyta, stylistką raczej przypominający nasz debiut, więc zatoczymy pewne koło.

Historia Waszego zespołu jest niezwykle barwna i równie skomplikowana. Przez lata działalności przez Mum przewinęła spora grupa muzyków. Skąd tak liczne zmiany i jak one wpływają na Waszą działalność?

- Te zmiany zwykle brały się z faktu, że ktoś chciał lub musiał poświęcić się innym celom. Nigdy jednak nie były wynikiem kłótni, nieporozumień czy niesnasek. Zawsze rozstawaliśmy się w przyjaznej atmosferze i wciąż pozostajemy przyjaciółmi. Bardzo się cieszymy, gdy komuś udaje się zrealizować własne cele. Część z artystów, którzy kiedyś z nami współpracowali, teraz odnoszą spore sukcesy w karierze solowej. Oczywiście na początku przysparzało nam to wiele problemów, głównie organizacyjnych, ale z drugiej strony chęć stawienia czoła tym problemom napędzała nas do jeszcze wytrwalszej pracy. Dlatego teraz traktujemy to raczej jako możliwość zrobienia czegoś innego, takie nowe rozdanie. Jednak Mum, tak jak powiedziałem na wstępnie, jest trochę jak rodzina, nigdy przed nikim nie zamknęliśmy drogi powrotu. Nigdy nie stwierdziliśmy, że nie będziemy z kimś więcej współpracować. Wciąż liczymy i w głębi duszy mamy nadzieję, że kiedyś się uda nam się znów razem pracować, czy będzie to na następnej płycie, tego nie wiem, ale z całą pewnością nie jest tak, że liczne zmiany w zespole spędzają nam sen z powiek. Jak najbardziej szanujemy decyzje tych wszystkich, którzy postanowili pójść własną drogą.

Jak zatem zwykle pracujecie nad nowym materiałem?

- Zazwyczaj ja i Örvar tworzymy wstępny zarys nowego materiału, a później zapraszamy resztę muzyków, ale oczywiście jesteśmy otwarci na wszelakie formy współpracy i na ciekawe pomysły. Raczej nie ma stałej formuły, wokół której tworzymy nowe kompozycje. Być może następnym album będzie wynikiem jakieś szerszej współpracy między nami wszystkim, a być może nie, w tym momencie bardzo trudno to jednoznacznie stwierdzić.

Często w kontekście Waszej muzyki mówi się, że w jakimś stopniu odwołuje się do dzieciństwa. Jak myślisz skąd się biorą takie porównania?

- Dzieciństwo w kontekście naszej twórczości chyba nie pojawia się przypadkowo. My po prostu bawimy się muzyką, z nieskrywaną radością robimy to, co naprawę lubimy. Nie staramy się dodawać do tego zbędnej filozofii, zupełnie jak dzieci, które przecież rozumują świat w najprostszy z możliwych sposobów.

Jest jednak w Waszej muzyce pewien rodzaj nostalgii i melancholii charakterystycznych raczej dla ludzi bardziej dojrzałych. Wasza muzyka bywa trudno do sklasyfikowania, jest smutna a zarazem piękna.

- Zgadzam się. Zawsze pociągała mnie muzyka, która jest z natury niedefiniowalna, albo umożliwia swobodną interpretację. Jeśli muzyka wprawa Cię w dobry nastrój to, choć wydaje się smutna, będziesz mimo wszystko traktował ją jako wesołą. To cudowna magia muzyki.

Kilka lat temu, zaraz po Waszym wydawniczym debiucie stwierdziliście, że nie potraficie sobie wyobrazić siebie za kilka lat. Teraz macie na koncie kilka albumów, setki koncertów. Jak spoglądacie z perspektywy czasu na Waszą karierę, macie jakieś poczucie niespełnionych szans?

- Przeszłością się nie zajmujemy, nie sadzę byśmy chcieli cokolwiek zmieniać, nie mamy poczucia żalu. Rozpatrywanie tego, co już za nami, nie ma większego sensu w sytuacji, kiedy zdasz sobie sprawę, że nic nie jesteś już wstanie zmienić. Dlatego nie zaprzątamy sobie tym głowy.

A czy teraz możecie sobie wyobrazić w jakim kierunku podąży Wasza kariera?

- (śmiech) Nie. Nie wyobrażam sobie siebie w przyszłości. Kiedy nagrywaliśmy pierwszy album, nawet nie marzyliśmy, że zajdziemy tak daleko, to znacznie więcej niż mogliśmy się kiedykolwiek spodziewać. Nie ukrywam, że jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. W odniesieniu do przyszłości mogę jedynie powiedzieć, że wciąż mamy siłę i chęci by tworzyć coś nowego i mamy takie mocne przeczucie, że za 10-15 lat wciąż będziemy to robić.

Macie wielu przyjaciół w środowisku muzycznym. Potrafiłbyś wskazać jakiegoś artystę, z którym chcielibyście wspólnie wystąpić na scenie lub wspólnie coś nagrać?

- Nigdy nie ukrywaliśmy, że bardzo lubimy współpracować z innymi artystami. To doskonałe doświadczenie, z którego można się wiele nauczyć i wynieść coś dla siebie. Bywało, że dowiadywaliśmy się wiele o sobie samym, nawet więcej niż o artyście, z którym akurat przyszło nam współpracować. Jeśli chodzi o konkretnych artystów to nie chciałbym się ograniczać do jednego. Jest ich bardzo wielu, teraz do głowy przychodzi mi Philip Glass, uważam, że to znakomity muzyk i niesamowity człowiek. Ale myślę, że nie starczyłoby nam czasu, gdybym chciał wymienić wszystkich, zresztą i tak pewnie wszystkich bym nie pamiętał (śmiech).

Nie ograniczacie się jedynie do nagrywania albumów. Komponujcie również muzykę do filmów i spektakli teatralnych. Jak bardzo różni się od tego co jest podstawą Waszej działalności i co sprawia Wam większe problemy?

- Nie wiem czy byłbym wstanie jednoznacznie stwierdzić, co sprawia nam większe problemy. Zawsze w przerwach między koncertami czy w nagraniach staramy się zajmować takimi projektami. Tak jak wspomniałem wcześniej, jesteśmy otwarci na propozycje i pomysły. To również pewna forma oderwania się z tego co robimy na co dzień, nie ukrywam, że świetnie się przy tym bawimy, choć mamy świadomość, że to także wielkie wyzwanie, ale może właśnie dlatego tak chętnie przystajemy na takie propozycje. Chcemy się sprawdzić.

Oczywiście nie mogło zabraknąć pytania na temat licznej grupy islandzkich artystów, którzy w ostatnich latach zyskali wielką sławę i wielu fanów na całym świecie, mimo że ich wkład w promocję jest znacznie mniejszy niż w przypadku wielkich sław zza oceanu czy nawet Wielkiej Brytanii. Co więcej jest coś co w znacznym stopniu odróżnia Was od artystów z innych krajów. Nikt nie potrafi stworzyć tak unikatowej atmosfery i emocji poprzez muzykę jak jest to udziałem islandzkich artystów. Jak myślisz, skąd to się bierze?

- (śmiech) To trudne pytanie. My tego nie dostrzegamy. Oczywiście, nie negujemy tego zjawiska, być może faktycznie jest coś na rzeczy, ale spoglądamy na to od środka i nieco inaczej to widzimy. Nie sądzę by było to spowodowane wzajemnymi inspiracjami, nie zamykamy się tylko we własnej twórczości. Jeśli faktycznie istnieje jakiś jeden czynnik, to nie szukałbym go w tym kierunku, być może jest to sprawa wody albo klimatu (śmiech). Myślę jednak, że takiej przyczyny należy szukać w kreatywności. W Islandii wiele osób stara się coś tworzyć. Kolejną sprawą jest to, że nikt nie nastawia się na sukces, nie ma parcia, presji, rywalizacji... Każdy tworzy coś dla siebie, dla zabawy. Islandia to bardzo mały kraj i nie łatwo osiągnąć sukces. Być może ta swoboda w działaniu sprawia, że w jakimś sensie jesteśmy do siebie podobni.

Swego czasu zapytani o festiwal Iceland Airwaves stwierdziliście, że zawsze macie obawy w stosunku do wielkich imprez, wokół których przewija się wielki biznes, dodając, że biznesowa strona festiwalów jest w pewnym sensie "śliska". Co dokładnie mieliście na myśli? Obawiam się, że obecnie trudno jest zorganizować dobry festiwal bez wsparcia sponsorów. Takie już są prawa rynku.

- Nie jestem do końca przekonany, kiedy to powiedzieliśmy, ale musiało to być już jakiś czas temu. Teraz rzeczy mają się zupełnie inaczej. Ale faktycznie, kilka lat temu impreza przypominała coś w rodzaju muzycznej prezentacji. Za to w ogóle nie przypominało to festiwalu, który przecież ma być świętem muzyki i to ona powinna być najważniejsza. Tymczasem starano się nas przekonać, że możliwość wystąpienia na Iceland Airways to dla nas wielki przywilej. Teraz impreza zmieniła się znacząco. Jest zdecydowanie bardziej nastawiona na muzykę niż reklamę czy promocję jakieś marki.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | śmiech | Po prostu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy