Reklama

"Od razu zażarło"

Mosqitoo to duet, który utworzyli: wokalistka Monika Głębowicz i producent Rafał Malicki. Grupa zadebiutowała pod koniec 2005 roku albumem "Mosqitoo Music", na którym znalazła się nowoczesna odmiana muzyki pop, o którą w Polsce wciąż ciężko. O Mosqitoo głośno zrobiło się za sprawą dwóch festiwali - w Opolu Monika i Rafał zdobyli drugie wyróżnienie podczas konkursu "Debiuty", zaś na "Top Trendy" duet zajął trzecie miejsce, ustępując jedynie Sydney'owi Polakowi i Zakopower. O debiutanckiej płycie, występach na festiwalach i Kayah, której wytwórnia wydała płytę Mosqitoo, z Moniką i Michałem rozmawiał Paweł Amarowicz.

Opowiedzcie najpierw krótko o początkach zespołu Mosqitoo.

Monika: To było tak, że kiedyś wzięłam udział w jednym z programów muzycznych. I tam właśnie wypatrzył mnie Rafał. Znalazł mnie, skontaktował się ze mną, przyjechał, przywiózł ze sobą muzykę i zaproponował współpracę. I wzięło mnie.

Rafał: Miałem pomysł na muzykę i na zespół. Jak to stworzyć brzmieniowo. I rozpocząłem współpracę z kimś takim jak Monika, co od razu "zażarło". W ten sposób pracujemy razem już od trzech i pół roku.

Reklama

Jak doszło do podpisania umowy z Kayaxem, wytwórnią płytową należącą do Kayah?

Monika: Już od początku tworzenia tej muzyki myśleliśmy, by trafić do kogoś takiego jak Kayah. Bo jest to wyjątkowa osoba. A patrząc na artystów, których wydaje jej firma, stwierdziliśmy, że to jedyne miejsce, w którym moglibyśmy poczuć się dobrze z naszą muzyką. I gdzie nasza muzyka zostanie dobrze przedstawiona. Mieliśmy szczęście - nie musieliśmy zbyt długo "pukać", a Kayah się szybko odezwała.

Rafał: Dzięki temu nasza płyta jest szczera od początku do końca i nie została nam narzucona w żaden sposób, jak to ma miejsce często w wytwórniach. Dostaliśmy od Kayah i Tomika wielki kredyt zaufania i wydaliśmy taką płytę, jaką w stu procentach chcieliśmy nagrać. Bez żadnych zmian. Po prostu to, co dokładnie chcieliśmy.

Jak oceniacie występ na festiwalu Top Trendy, gdzie jako debiutanci zajęliście trzecie miejsce, a wyprzedzili was tylko Sydney Polak i Zakopower? Jaki wpływ ten sukces miał na waszą dalszą karierę?

Rafał: Stało się to już po podpisaniu przez nas kontraktu i w trakcie trwania sesji nagraniowej. A po tym niewątpliwym sukcesie, jakim było trzecie miejsce dla zespołu kompletnie nieznanego, przycichliśmy na moment. A jaki to będzie miało wpływ na naszą karierę, zobaczymy dopiero teraz, po wydaniu płyty. Bo obecnie przekonujemy ludzi do płyty "Mosqitoo Music", która jest już dostępna w sklepach.

Na "Mosqitoo Music", poza utworami skomponowanymi przez was, jest także cover kompozycji "Sweet Dreams", z repertuaru duetu Eurythmics. Skąd ten wybór?

Monika: Nagranie tej piosenki wiąże się z festiwalem Top Trendy, na którego potrzeby musieliśmy przygotować i nagrać cover. Właściwie jakimś przypadkiem stwierdziliśmy, że dobrze będzie, jeśli zrobimy "Sweet Dreams" na swój sposób.

Rafał: Mieliśmy pomysł na ten numer. Mieliśmy pomysł na to, jak zrobić ten utwór, by brzmiał tak jak nasz. Tak się czujemy po trzech i pół tygodnia pracy nad tym utworem w studiu. Dlatego jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani, bo czujemy się, jakby to był nasz numer.

Nie odstaje on od płyty i spaja się w jedną całość z "Mosqitoo Music". Bardzo się cieszymy, że nagraliśmy tą piosenkę i z przyjemnością gramy ją na koncertach.

Udział kompozytorski w powstaniu waszego debiutu mają także Paulina Przybysz z SiStars i Ania Dąbrowska...

Monika: Ponieważ otrzymaliśmy z Kayaxu propozycję, by nagrać niektóre utwory po polsku - to była właściwie sugestia - wiec chcieliśmy sprawdzić, czy to się sprawdzi, czy też nie. Dlatego postanowiliśmy poprosić Anię Dąbrowską i Paulinę Przybysz o napisanie dla nas trzech tekstów. Okazało się, że to fajnie brzmi. I tak zostało...

Powiedzcie jeszcze kilka słów na temat teledysku do singla "I Feel You". Kto jest jego reżyserem, gdzie zrealizowano klip i jak wam się podoba?

Rafał: Teledysk do tej piosenki zrobił Paweł Przybył. Był to nasz pierwszy klip, więc bez wątpienia było to ciekawe doświadczenie. Spędziliśmy dwanaście godzin na planie (śmiech)!

Podczas realizacji teledysku nie było jakiś wielkich przygód związanych z produkcją. Po prostu była to bardzo fajna zabawa i fajnie było potem czekać te dwa tygodnie na efekt końcowy, który powstawał w głowie Pawła i jego ekipy.

I w studiu graficznym. Bo tak naprawdę bardzo duża część tego teledysku to kwestia postprodukcji, czyli czegoś, czego my nie widzieliśmy w czasie kręcenia, ponieważ powstała dopiero później na komputerze.

Dziękuję za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Top Trendy | Zakopower | sydney | trendy | Kayah
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy