Reklama

"Niczego nie można nadużywać"

- Do Łodzi wybiorę się z wielką przyjemnością. Czy pamiętam Polskę? Oczywiście, że tak. W mojej głowie do dziś jest koncert, który odbył się w teatrze - mówi włoski tenor Andrea Bocelli, który 29 kwietnia wystąpi w łódzkiej Atlas Arenie.

Z Andreą Bocellim, nazywanym królem tenorów, rozmawiał Jarosław Galewski.

Przede wszystkim, proszę przyjąć gratulacje z okazji narodzin potomka. Jak się pan czuje w nowej roli?

- Powiem szczerze, że całkiem dobrze. Oczywiście, dziękuję za gratulacje, aczkolwiek przyznam, że dla mnie była to prosta sprawa. Nie musiałem się przecież w żaden sposób trudzić, żeby to stało się faktem. Same narodziny nie były przecież wysiłkiem dla mnie.

Śpiewa pan już dziecku kołysanki?

- To na razie własność prywatna mamy, aczkolwiek przyznam, że jakąś kołysankę udało mi się już zaśpiewać.

Reklama

To prawda, że jest pan całkiem niezłym kucharzem?

- O nie, to akurat zdecydowanie nieprawda. Niemniej makaron a la carbonara jestem w stanie zrobić choćby zaraz. Do tego boczek i jajka. Brzmi naprawdę nieźle, ale poza tym, nie stać mnie na wiele więcej.

29 kwietnia wystąpi pan w Polsce. Czy to kolejny normalny koncert, czy jednak pewne miejsca wywołują u pana szczególne odczucia i pozostają w pamięci?

- Zacznę od tego, że do Łodzi wybiorę się z wielką przyjemnością. Czy pamiętam Polskę? Oczywiście, że tak. W mojej głowie do dziś jest koncert, który odbył się w teatrze. Utkwiły mi w pamięci przede wszystkim te ogromne telebimy. Całe wydarzenie było bardzo udane i doskonale je pamiętam. Publiczność była dla mnie bardzo serdeczna i gościnna. Zostałem świetnie przyjęty. Śpiewałem wtedy z młodym polskim barytonem, który zaprezentował się naprawdę bardzo dobrze i kobietą mezzosopranem. Ona również była bardzo młoda, ale proszę nie pytać mnie o nazwiska, bo były naprawdę bardzo trudne!

W Łodzi usłyszymy pana największe przeboje. Czy przed występem selekcjonuje pan w jakiś sposób utwory, które usłyszy publiczność?

- Publiczności na całym świecie podoba się w zasadzie ten sam repertuar. Są utwory, których każdy obecny na koncercie po prostu oczekuje. Oczywiście, do tego co pojawić się musi, staram się na ogół dołożyć coś mniej popularnego, tak żeby odpowiadało to publiczności amerykańskiej, angielskiej czy polskiej.

Słynie pan z tego, że bardzo dba o swoją formę. Jak wygląda zatem w pana przypadku przeciętny dzień?

- Z dobrym głosem nierozerwalnie związana jest odpowiednia forma fizyczna. Niczego nie można nadużywać. Papierosy i alkohol są w tym przypadku wykluczone. Można powiedzieć, że żyję jak sportowiec, czyli mogę wszystko, ale pamiętając o umiarze.

Skoro używamy terminologii sportowej, ile treningów dziennie odbywa król tenorów?

- Ważne, żeby ćwiczyć od godziny do dwóch dziennie. Uważam, że taki tryb i taka regularność to podstawa. W tym wszystkim zdarza się jednak, że ćwiczymy tyle ile trzeba, budzimy się rano, a głosu... nie ma. To tylko ludzki organizm i on czasami reaguje po swojemu. Można zatem znaleźć się w sytuacji, kiedy ma się poczucie, że zostało zrobione wszystko, a tu niespodzianka. Takie ryzyko jest wliczone. Wtedy z pomocą przychodzi technika wokalna oraz doświadczenie, które posiadam. Szczerze mówiąc, zła kondycja przytrafia mi się rzadko. Nigdy nie odwołałem koncertu. Jeden z moich kolegów po fachu Beniamino Gilli powiedział, że jeżeli tenor jest trzy na dziesięć razy w dobrej formie, to znaczy, że jest wszystko w porządku i to maksimum.

Odchodząc nieco od tego, co wydarzy się w Łodzi, istotnym elementem w pana twórczości są znakomite duety z wieloma gwiazdami światowej muzyki. Czy jest jeszcze ktoś, z kim chciałby zaśpiewać Andrea Bocelli?

- Na świecie jest bardzo dużo interesujących i dobrych głosów. Wybór jest naprawdę bardzo duży, jednak pewnie zaśpiewałbym z osobą, która pasowałaby do tego typu głosu. Pewnie liczy pan na nazwiska, jednak w moim przypadku przyszłość następuje z dnia na dzień. Proszę mi wierzyć, że żyję właśnie w ten sposób. Nie mam odległych planów, ponieważ uważam, że takie się z reguły nie realizują. Wolę myśleć krótkoterminowo.

Zastanawia mnie, dlaczego najlepsi tenorzy na świecie są albo Włochami, albo Hiszpanami. Istnieje jakieś sensowne wytłumaczenie?

- Przede wszystkim proszę pamiętać o tym, że opera powstała we Włoszech. To tutaj nastąpiły jej narodziny. To nasze włoskie zjawisko. Wszyscy kompozytorzy, którzy tworzyli, robili to z myślą o włoskich głosach. Może należy spojrzeć na to właśnie od tej strony i uznać, że te głosy najbardziej nadają się do kompozycji. One powstały w dużej mierze właśnie dla głosów włoskich i hiszpańskich, choć oczywiście nie tylko.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: tenor | włoski tenor | Andrea Bocelli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy