Reklama

"Nacieranie głowy smalcem"

Z początku zastanawiałem się, co sprawiło, że postanowiliście razem nagrać płytę, ale szybko mi przeszło, bo wasze wspólne zajawki wcale nie są tajemnicą. Zastanawia mnie natomiast, skąd wziął się pomysł na sam koncept krążka i kto był pomysłodawcą jego myśli przewodniej...

L.U.C: Osobiście podtrzymuję tezę, iż pomysły wydobywam z małego rowka pod rzęchotką lewego łokcia. Nadałem temu wszystkiemu jakąś para fabułę, wiesz, złamanie interkosmicznego artykuliterografu, itp. Myślę jednak, że po "2 Pokojach" było jasne, że będziemy z Rahem rozkminiać o ludziach jako pewnych tworkach. Trzeba było jednak pójść kilka kroków dalej. Jakoś poprzez wstępne bicie piany i rozkminy mailowe zrodził się taki pomysł, żeby zrobić płytę o ludzkości, ale spojrzeć na nią z zupełnie innej perspektywy. Więc spojrzeliśmy z kosmosu. Dlatego właśnie to nasza najdroższa produkcja - bowiem oprócz tego, że za pomocą Rosyjskiej Agencji Tanich Lotów kosmicznych musieliśmy się dostać na orbitę, to musieliśmy jeszcze ściągnąć i nagrać tam orkiestrę symfoniczną. Dostaliśmy grupową zniżkę, ale i tak nie zwróci nam to kosztów. Znów produkcja dla idei.

Reklama

Rahim: Nasze mózgi były inicjatorami całego przedsięwzięcia. Już kilka lat temu synapsy zaczęły się samoistnie konektować. Ten proces z czasem się spotęgował, a gdy już ich większość objęła wspólne stanowisko, zasiedliśmy nad tym LP.

Bez wątpienia łączy was to, że tworzycie muzykę awangardową, inną... Jednak muzycznie wasze wcześniejsze dokonania w stosunku do siebie mają się nijak. Czy można zatem powiedzieć, że "Homoxymoronomatura" jest wspólnym mianownikiem w muzyce, żeby nie powiedzieć - muzycznym kompromisem?

L.U.C: Hmm... I tak i nie... Na pewno niektóre bity robiłem trochę pod Rahima, czyli bardziej hiphopowo. Kilka bardziej breakowo-jazzowych bitów wyrzuciłem z albumu, bo to nie był jego klimat. Ale spoko, mój chomik do nich nagrywa szum kołowrotka. Pod tym względem więc pewnie jest to jakiś wspólny mianownik. Ale nie było tu żadnych męczarni i robienia czegokolwiek na siłę. Nagraliśmy się do tych bitów, które podobały się nam obu. Reszta zostaje na razie tajemnicą.

Rahim: Myślę, że pomimo różnic w codzienności twórczej, mamy ze sobą wiele wspólnego. Najważniejszym aspektem są korzenie psycho. Naszą drogą jest eksperyment i ciągłe poszukiwanie. Nasza misja to brnięcie pod prąd i wbrew trendom, regułom, zasadom. Mamy również bliskie filozofie życiowe. To chyba idealne czynniki do współtworzenia. Znalezienie wspólnego mianownika nie było dla nas rzeczą trudną. Wręcz odwrotnie - poszło nam bardzo lekko, łatwo i przyjemnie, choć słyszalny efekt jest odwrotnością tych epitetów.

W takim razie czyich zajawek jest więcej na tej płycie? Tak patrzę na te wszystkie zakręcone tytuły, na dosyć hermetyczny klimat i na podkłady, i odnoszę wrażenie, że więcej na tej płycie L.U.C.a niż Raha. Mylę się?

L.U.C: W naszym duecie ogólnie jest mnie niby trochę więcej - niby, bo mimo, że jestem bardziej ekspresywny i wyższy, Rahu waży więcej (śmiech), więc u niego więcej treści chyba, a u mnie szału, lotu i ekspresji, zresztą ktoś już to nawet gdzieś powiedział. Tak się uzupełniamy, kontrastujemy - jak się okazało - również na scenie. Faktycznie podczas produkcji tego albumu Rah robił jeszcze DynamoL i w ogóle początkowo miał bycze problemy z czasem, więc ja byłem głównym producentem albumu - produkowałem muzę, napisałem już sporo tekstów i refrenów, pracowałem z muzykami, grafikami itp. przez rok i to dlatego pewnie czuć tu troszkę więcej mojej zajawki. Ale konceptualnie i lirycznie to absolutnie nasze wspólne dzieło.

Rahim: Pomijając już sferę muzyczną i czasoprzestrzeń, to płyta nawet w proporcjonalnym udziale każdego z nas jest bardzo prawdziwa. To odzwierciedla nasze temperamenty, bytność dnia codziennego i zaangażowanie w komentowanie otaczającej nas rzeczywistości. L.U.C jest żywiołowy, rozbiegany, często chaotyczny, ma milion kwestii do powiedzenia i miliard abstraktów do obrzucenia nimi świata wokół siebie. Ja jestem spokojniejszy, stonowany, mniej mówię - więcej analizuję w głowie, jestem bardziej przyziemny i w sumie odzywam się wtedy, kiedy (i na tyle ile) muszę. Mus ten generują wewnętrzne bodźce. Tak to pokrótce się ma.

Zastanawia mnie także sam proces powstawania płyty, bo wiem, że pochodzicie z różnych miast, które na dodatek dzieli niemała odległość. Powiedzcie więc jak wyglądały prace nad płytą - razem wpadaliście do studia, czy też działaliście w stu procentach na odległość i każdy nagrywał u siebie?

L.U.C: Jak już kiedyś gdzieś wspomniałem, prace przebiegały w dwóch etapach - pierwszy to czas tworzenia się duchowo-metafizycznego podłoża do projektu, a więc lata 60., kryzys kubański, wynalezienie piórnika, skrzyżowanie łyżki z cytryną i rozkminy naszych matek i ojców, odpowiednia dieta przygotowująca płody - czyli nas, oraz budowa autostrady łączącej Wrocław z Katowicami. Tak na prawdę wielkim szczęściem było, iż w tych cholernych jednosezonowych czasach, w których nie żyjemy w przepychu jak 50 Cent, udało nam się wygenerować kilka tygodni na to, by spotykać się i rozkminiać mimo odległości - po prostu rozmawiać i włazić w pogmatwane labirynty mechanizmów ludzkich i w ogóle rozkładać homo sapiens na jakieś czynniki. Tego czasu i tak było za mało, ale fajnie, że choć tyle się udało. Czasem nawet dwa dni nie powstawał jeden rym, ale przewijały się mega tematy, które zmieniły nawet trochę moje życie - i chyba to był najważniejszy element pracy nad tą płytą.

Rahim: To wszystko jest niezaprzeczalną prawdą. Ja pragnę jeszcze dodać bardzo istotną kwestię, iż to L.U.C porwał mnie, czy też wyrwał z mego codziennego chaosu, co pozwoliło mi w ogóle się skupić nad działaniami w kierunku tej płyty. Nasze rozkminy trwały godzinami, dniami, nocami. Potem siadaliśmy w odosobnieniu i pisaliśmy teksty. Ostatnim etapem było nagranie tego z Booryzem w katowickim MaxFloStudio. Potem L.U.C wziął wokale i rzeźbił ciąg dalszy u siebie we "Wro". Tam też dogrywał wszystkie orkiestralne instrumenty, skrecze, etc. Fakt faktem, "autobana A4" - póki co na szczęście bezpłatna - bardzo ułatwiła nam między miejską komunikację.

Trailer "Homoxymoronomatury" mówił, że album jest "zjawiskowy". Co to znaczy?

L.U.C: Dla mnie osobiście to znów gra słowem. Z jednej bowiem strony opowiada o zjawiskach naturalnych. Z drugiej strony opowiada o człowieku, który jest zjawiskiem absolutnie mnie fascynującym. A z trzeciej strony wierzę, że ta płyta jest zjawiskiem fonograficznym, bo znów udowadniamy nią jak wielkim oksymoronem jest polska fonografia. Z bardzo wielu redakcji dostajemy super recenzje i wyrazy szacunku połączone ze strachem i odmową prezentacji materiału, ponieważ "jest zbyt niszowy" - mamy tego już naprawdę dosyć. Prawie wszystkie poważne media myślą tylko o wynikach, a te kształtuje tkwiące w marazmie społeczeństwo, często nieświadome tego, co powstaje obok nich... Czy żeby promować materiał w tym kraju trzeba się wyśmiewać z Kononowicza albo być w Warszawie i klepać się z wszystkimi po pleckach? Nie wiem, to wszystko coś we mnie zabija...

Rahim: Nie boję się zaryzykować stwierdzenia, że kariera zaczyna się (i kończy) w stolicy. Mam wielu znajomych, którzy dopiero od wyjazdu tam, zaczęli jakoś funkcjonować. Nawet gdy ich materiał nie znalazł 100% poparcia, to załapali się na alternatywne półeczki w tej wielkiej fonograficznej spiżarni. Cóż, już wcześniej wspomniałem - idziemy pod prąd! Nie ma dróg na skróty. Nie jest łatwo i łatwiej nie będzie. Mam tego pełną świadomość. Muzyka ma bronić się sama. Wierzę w ten album, jak i w szczerość w nim zawartą. Jeśli kolejny raz zostaniemy zepchnięci do kubełka z odpadami muzycznymi, to zatracę wiarę w ten gówniany polski rynek fono.

Wasz krążek pomimo tego, że ma bardzo oczywisty przekaz, jest płytą dosyć trudną, wręcz niszową. Wiem, że graliście materiał z nowej płyty na koncercie w Katowicach. Jakie były reakcje publiczności na "Homoxymoronomaturę"?

Rahim: Jak zauważyłeś, postąpiliśmy dość nietypowo jeśli chodzi o koncerty premierowe. Zagraliśmy je tylko w naszych miastach, pomijając na razie koryto. Chcemy grać tam gdzie nas chcą, a nie tam gdzie grać należy (choćby do ścian i bufonów). Oba koncerty nam wypaliły. Ludzie dopisali, klimat był pierwszorzędny. Generalnie wypas. Katowicka publiczność jak zwykle na najwyższym poziomie współpracy i ciepłego przyjęcia. Bardzo się cieszę, że jestem z Silesii, gdzie mamy najlepszą publikę. Aha, nawet mojej mamie się podobało!

L.U.C: No właśnie - to wykorzystam tą sytuację i spytam się: dlaczego według ciebie ten materiał jest niszowy?

No cóż, tak jak już wcześniej wspomniałem, już sam jego klimat jest bardzo hermetyczny i szalenie daleki od zdecydowanej większości polskich rap-płyt, w dodatku jest to płyta mająca konkretną myśl przewodnią, gdzie każdy pojedynczy kawałek składa się na dosyć wyraźny i oczywisty przekaz...

L.U.C: Przekaz jest oczywisty, ale zarazem mam odczucie, że wielu ludzi zasugerowało się tylko hasłem "ratujmy Ziemię", który jest tu tylko pretekstem do mówienia o ludzkości i o towarzyszących nam codziennie zwykłych problemach - tyle, że z zupełnie innej perspektywy i każdy utwór jest tu tematyką samą w sobie... Ludzie w Katowicach oszaleli, co dodało nam dużo energii i wiary w perspektywie tego, co wcześniej powiedziałem. Cóż, jak już pewnie słyszałeś, premiery to nie były zwykłe koncerty. Co tu dużo mówić, niedługo premiera czegoś, co mam nadzieje uratuje polski hip hop i nada mu nowej energii. W TVP Kultura premiera chyba pierwszego w Polsce widowiska triphopowego - Hael był tylko przedsmakiem i przygotowaniem. Teraz dzięki kilku życzliwym ludziom i miastu Wrocław udało się zrealizować coś, o czym marzyłem. Koncert z pompką w nosie. Co tu dużo mówić, sami zobaczycie...

Kolejne epitety określające najnowszą płytę to "pesymistyczna" i "refleksyjna". I teraz powiedzcie, w jakich warunkach najlepiej słuchać płyty? Pytam, bo nie jest to typowy rap, przy którym można kiwać głową, a już na pewno nie jest to muzyka, przy której można wyłączyć mózg... A więc co polecacie? Jakie warunki wg. was sprzyjają słuchaniu "Homoxymoronomatury"?

L.U.C: Myślę, że płyty powinno się słuchać od tyłu po przekątnej lewą ręką bazgrając sobie flamastrem o smaku czeskiego salami po łoniakach, a prawą dłonią nacierać czaszkę smalcem. Ale i niekoniecznie... Na pewno większość moich produkcji robiona jest pod dobre słuchawki i totalne wyizolowanie, godzinny seans w odcięciu od świata - myślę jednak, że utwory od "Ekskrementów sinic" do "Polowanie trwa" to spokojnie wylajtowane kawałki nawet na imprezę - nie trzeba tu zbytnio główkować, wchodzą bez wazeliny...

Rahim: (śmiech) Aleś mnie rozbawił L.U.C tym wstępem. Jakie w ogóle pytanie. Za niedługo do płyty trzeba będzie dołączyć instrukcję jej odsłuchu z dokładnymi parametrami typu: temperatura pomieszczenia, natężenie dźwięku, sposób wygłuszenia ścian, itp. Paranoja jakaś!

Nie, nie - nie chodziło mi o takie detale (śmiech). Po prostu, chciałem znać waszą opinię na ten temat, bo np. mnie słuchanie tej płyty w samochodzie, na domówce czy chociażby w klubie... no nie za bardzo wychodziło (śmiech). Wróćmy do samej zawartości krążka. Płytę otwierają dwa instrumentalne kawałki, co jest zabiegiem dosyć nietypowym. Wymowa pierwszego wydaje się dość oczywista - ludzie szkodzą planecie i ich bełkot mówi chyba wszystko w tym temacie. Ale już z rozszyfrowaniem drugiego utworu miałem dosyć duże problemy. Jaka jest wymowa "Kosmicznej laguny", co ma symbolizować ten kawałek?

L.U.C: Szanuję każdą interpretację i nie chciałbym nikomu niczego narzucać - mało tego, od Kanału walczę o świadomość masy, o własne zdanie i indywidualną interpretację mówiąc wprost, oto by ludzie nie szli jak stado bawołów tam, gdzie wodzi ich Polsat, dlatego nasze koncerty mają tyle płaszczyzn - aby każdy mógł czytać za każdym razem inaczej. Widzisz, mówisz, że przekaz pierwszego jest oczywisty - ludzie szkodzą planecie, a dopiero na koncercie pojmujesz, że to nasz przylot nad Ziemię, zbliżenie się, pierwsze co słyszysz w kosmosie to fale radiowe i może to być po prostu symbol ludzkości, ludzie w cyfrach, chemiofizyczna cywilizacja, bo może inna cywilizacja jest marchwiopapierowa, a może chodziło mi o Babel - poróżnienie językowe, to jacy jesteśmy śmieszni, nie umiemy się dogadać - rozumiesz, to abstrakt, miliony interpretacji. "Kosmiczna laguna" to dla mnie z jednej strony ukazanie piękna Ziemi z perspektywy kosmosu - wodorowej zimnej próżni, z drugiej ukazanie piękna narodzin, z trzeciej może ukazanie piękna istoty ludzkiej, bo przecież mamy też swoje uroki - wrażliwość, sztuka, miłość, cycki... Wiele wkrętów, stary.

Rozumiem. To teraz inna kwestia - nie wiem, czy to było celowe i czy zwróciliście na to uwagę, ale zwracacie się do ludzkości w drugiej osobie, mówiąc o niej "wy", zupełnie jakbyście nie czuli się jej częścią... Przypadek, czy celowy zabieg? Jak to jest?

L.U.C: Oczywiście celowy zabieg - nawet "Hemoglobina", która powstała początkowo w pierwszej osobie została przerobiona tak, że refren jest jakby wsadzony w usta ludzi. Nie uważamy się tu za kogoś lepszego czy gorszego, mamy misję opisać Ziemię i ludzkość, to właśnie ten koncept, próba spojrzenia na ludzkość z zewnątrz, bez moralizatorstwa. To zabieg literacki, oczywiście nieudolny, bo żadni z nas poeci. I jak mamy spojrzeć na człowieka nieludzko będąc ludzką istotą? Mamy tego wszystkiego świadomość, czasem nawet zdarzyło nam się moralizować przez nieudolność, ale przecież tak naprawdę chodzi o szczerość i pomysł..

Rahim: Zabieg ten był celowy i okazał się bardzo trudny. Ciężko jest mówić obiektywnie na podstawie subiektywnych odczuć, przemyśleń i wniosków. Jak widać lubimy wyzwania i podjęliśmy również takowe. Słuchaczom zostawiamy możliwość oceny naszego sukcesu/porażki, czy też czegoś umiejscowionego pośrodku owego oxymoronu. Obiektywizm był też ściśle powiązany z koncepcją kronikarską albumu. Jako "agenci" nie mogliśmy pisać o sobie samych, bo przecież nie jesteśmy obiektami ziemskimi. No, to chyba jakoś tak (śmiech).

Zgadza się, ale już pomijając fakt, że jako "agenci" krytykujecie ludzi na każdym kroku, wręcz nazywacie ich wirusem homo sapiens i obwiniacie ich o to, że nasza planeta umiera... Co wy sami robicie, aby zmienić ten stan rzeczy? Czy po za tym, że nagrywacie płytę, która może uświadomi ludzi i przemówi im do rozsądku żyjecie ekologicznie? Czy sami z ręką na sercu możecie powiedzieć, że dbacie o naszą planetę?

Rahim: Wiesz, jest taki kawał, w którym kobieta mówi wiązanką do faceta, a on słyszy tylko: "bla bla bla cycki bla bla dupa bla bla". Odnoszę alegoryczne wrażenie przy prostoliniowej interpretacji naszej płyty. Z tą różnicą, że "cycki" i "dupa" zamienić można na "ekologia" i "krytyka". Ciekaw jestem, co by się wydarzyło w sytuacji, gdyby np. ciebie wdrożyć w rolę takiego agento-kronikarza, zabrać na moment twoje otoczenie i problemy, dać sposobność opisania Ziemi taką, jaką ją postrzegasz. Ciekaw jestem w ilu kwestiach mielibyśmy podobne wnioski (śmiech)...

Chyba masz rację, coś w tym jest (śmiech)...

L.U.C: (śmiech) Żadni z nas ekolodzy, stary. Osobiście przeraziła mnie naprawdę burza ostatniej zimy i mocno zeschizowała - wtedy się ucieszyłem, że oparliśmy koncept na takim wątku, bo naprawdę coś się zmienia w powietrzu... Pamiętajmy jednak proszę, że nie mówimy czy globalny reset to wielki krach Ziemi, załamanie klimatu, czy może nasza samozagłada albo wyczerpanie się surowców, czy też przysłanie z COSW [Centralnego Ośrodka Sterującego Wszystkim - przyp. red.] eskadry ostatecznej likwidacji ludzi. A szczerze - jeżdżę na gaz, gaszę światło, zakręcam wodę jak myję zęby i się golę, w ogóle rzadko się golę, ale to z lenistwa, staram się minimalizować zaśmiecanie. Czasem nawet wstrzymuje stolec, żeby się więcej nazbierało... Nie, ale tak serio - nie znoszę śmiecenia, komercji, sztucznej chemii i miejskiego smogu. O to bym walczył - latem tylko rower... A co do tej krytyki - cóż, myślę, że po prostu powiedzieliśmy bardzo szczerze jaka z punktu widzenia uniwersalnej etyki jest wobec nas współczesna cywilizacja. Zobacz ile razy w ciągu dnia jesteś okłamywany, ile razy ktoś podprogowo próbuje cię na coś naciągnąć, ile razy zawodzisz innych i łamiesz dane słowa - nie wiem czy to nasze wejście w dorosłe życie czy to te czasy...

Mówicie o wielu problemach naszej planety, jednak nie dajecie ludziom wyraźnych, jednoznacznych rad - mówicie w sposób bardzo ogólny, mało konkretny, żeby nie powiedzieć bardzo pobieżny. Zwracacie uwagę na problem, ale nie mówicie dokładnie jak można by go rozwiązać. Czy to było celowe? Czy w ten sposób chcieliście zmusić ludzi do myślenia, do własnych refleksji? No wiecie, aby każdy zastanowił się nad tym indywidualnie i jakby sam sobie dopowiedział, co ma zrobić, aby na świecie było "lepiej"?

L.U.C: Chyba tak, ująłeś sedno. Aby na świecie było lepiej - wiem, że to straszne abstrakty i brzmi to jak niezły suchar, ale mamy z Rahem pewne wspólne fundamentalne zasady. Staramy się na ile to możliwe nikogo nie ranić, mamy na przykład zasadę minimalizowania kłamstwa, która naraża nas często w życiu na krytykę itp. Ale tak naprawdę wierzymy, że najgorsza prawda jest lepsza niż oszustwo, my nie jesteśmy tak naprawdę żadnymi agentami i nie posiadamy wszechwiedzy, nawet nie próbujemy się mądrzyć i dawać ludziom instrukcje, nie o to tu chodzi. Chodzi o tą ponadczasowość i o to, by każdy mógł wracać do tej płyty nawet za 5 lat i coś w niej znajdywać. A przede wszystkim, czynili świat lepszym - to protest przeciwko agresji, podziałom i próba uświadomienia ludzi, to po prostu lustro podstawione pod pysk, które ukazuje ci wcale nie taki piękny obraz ciebie. Nie każdy więc chce w nie patrzyć... Z drugiej strony dla mnie to taki pejzaż, malowidło - homo sapiens na przełomie wieków...

Rahim: Bardzo ładnie zapytałeś, L.U.C bardzo ładnie odpowiedział, a ja chciałbym dodać, że nie chodziło nam o moralizatorstwo, nauczanie itp. Nie mamy takiej mocy, wiedzy i sami jesteśmy zbyt zniszczeni, aby to czynić. Chcieliśmy po prostu powiedzieć na głos o rzeczach, które ludzie dostrzegają, ale wolą być na nie ślepymi. Chcieliśmy trochę obniżyć poziom egoizmu, podnieść poczucie symbiozy z wszechświatem i przekierować choć trochę myśli w stronę unicestwiających nas spraw. To są nasze założenia.

W kawałku "W Cyfrach Systemu" zadajecie pytanie "Globalnej sieci to piękno, czy piętno?" i raczej kwestionujecie tą pierwszą opcję... A jak to wygląda, jeśli chodzi o waszą codzienność? "Telefony" są dla was pięknem, czy piętnem?

L.U.C: Myślę, że na pierwszy rzut mózgu to piękno - bardzo cenię to, że można w każdym momencie każdego złapać, zagrać w węża, a nawet jak to uczyniłem ostatnio na Wielkanoc, zrobić zdjęcie własnego węża z jądrami i rozesłać go znajomym. To nieprawdopodobne i totalnie kosmiczne dla dzieci PRL nie mówiąc już o naszych dziadkach, których węże są już bardzo pomarszczone i stare... To wielkie ułatwienie i przyspieszenie, no i właśnie - przyspieszenie - i tu według mnie czai się straszny podstęp, bo to przez nich cały czas z Rahem włącza się nam diodka, sklonuj mnie, ciągle brak nam minut. Wszystko zapieprza, umierają długie rozmowy, spotkania towarzyskie, duchowe rozkminy. Tego po prostu nie ma... i to wydaje mi się straszne. Choć nie wiem, może to znów ten nasz okres życiowy...

Rahim: Czasem wspominam sobie dzieciństwo, gdzie nie miałem nawet telefonu domowego i chcąc zadzwonić musiałem biec na pocztę, pod warunkiem, że adresat miał telefon (śmiech). Teraz ręka sięga do kieszeni, "memory fajf" i nawijamy. Piękno. Siedzę u L.U.C'a, pracujemy na dwóch lapsach w jednym pokoju. Słyszę piękny sampel "dostałeś esemesa" z jego komórki. Fajnie. Po trzech dniach, słysząc ten dźwięk po raz enty, mam ochotę wstać i wyrzucić jego telefon przez balkon. Dodam do tego jeszcze mój komórkowiec dzwoniący po kilkadziesiąt razy na dzień. Piętno. Opracowałem patent. Telefon jest mym sługą, a nie ja jego. Kiedy nie chcę - nie odbieram, kiedy dzwoni - nie biegnę za nim. Zerwałem się ze smyczy.

Zrealizowaliście już klip do kawałka "Hemoglobina". Czy macie w planach więcej klipów promujących album? Do którego kawałka najchętniej zrealizowalibyście kolejny klip?

L.U.C: Na pewno - jak wiesz - klipy to moja pasja. Zrobimy jeszcze pewnie kilka - ale do czego to tajemnica...

Rahim: Hmm... Co by tu powiedzieć? Tak... i to tajemnica (śmiech).

No dobrze (śmiech). To teraz wyobraźcie sobie taką sytuację - załóżmy, że ludzie przeholowali i już wiadomo, że życie na Ziemi chyli się ku upadkowi. Powietrze i woda są tak zanieczyszczone, że ludzkości został góra tydzień życia. I teraz moje pytanie brzmi: co robilibyście przez ten tydzień? Jak wykorzystalibyście ten czas?

L.U.C: Sądzę, że cokolwiek byś sobie nie wymyślił panika społeczna na planecie i rozpierdol medialny wszystko by ci uniemożliwiły. Nie wiem. W panice pewnie zachowałbym się nierozsądnie, np. zacząłbym budować autostradę. Albo wykupiłbym cały papier toaletowy na świecie i zrobił dla ludzi linę na księżyc. A jakby nie starczyło, to pojechałbym nad jezioro i zrobiłbym sobie, albo odwiedził wszystkich moich przyjaciół, rodzinę i ludzi ważnych w moim życiu, napiłbym się z nimi i zapalił, albo w Alpy mknąłbym zjechać na desce z moją dziewczyną z jakiegoś zajebistego szczytu, zjadłbym coś dobrego... Może nagrałbym jakiś kawałek na pożegnanie dla cywilizacji, która kiedyś by nas odgrzebała... Uuuh, nie, nie chcę o tym myśleć...

Rahim: Nie każ mi myśleć tak fatalistycznie (śmiech). Nie wiem co bym zrobił, bo nawet teraz wymyślając co i jak, nie posiadam w sobie emocji temu towarzyszących. Na pewno bym się martwił i chciał coś naprawić. Gdyby okazało się, że jestem za słaby i na nic moje wysiłki, wykorzystał bym ten tydzień w najbardziej hedonistyczny sposób, jaki przyszedł by mi do głowy...

Ok., to chyba tyle z mojej strony - już was dłużej nie męczę (śmiech). Dziękuję za wywiad i za poświęcenie mi czasu, może niech ostatnie pytanie będzie szansą dla was na apel do ludzi, którzy z różnych przyczyn nie będą mogli sięgnąć po płytę, a tym samym nie zapoznają się z jej przekazem? Może przemówcie do rozsądku ludziom, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że "globalny reset zbliża się do Ziemi, ostatnie dni na to, by myślenie zmienić"...

Rahim: Ludzie, korzystajmy z największej potęgi, jaką nam dano - umysłu! Pozdrawiam myślących, współczuję pozostałym. Dzięki za wywiad i jego przeczytanie (śmiech).

L.U.C: Wiadomo, że nie robimy z Rahem płyt po to, żeby się obłowić, tylko by wysyłać w świat przekaz - o ile "Haelucenogenoklektyzm" był dla niszy, o tyle tej płyty chciałbym, aby posłuchało możliwie wielu ludzi - choćby ściągając ją z sieci. Moralitetów prawić nie będę. Dziękuję za wywiad i pozdrawiam czytelników - zwłaszcza tych, których serca mimo mody na reggae, szczerze, świadomie i wiernie biją w hiphopowym rytmie... Jesteśmy z Wami...

mhh.pl
Dowiedz się więcej na temat: hip hop | świadomość | cywilizacja | piękno | telefon | problemy | koncerty | klimat | zabiegi | Ziemia | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy