Reklama

"Na krawędzi czasu"

Czy zespół przy którego muzyce bawiła się w Polsce wielotysięczna publiczność, trzeba jakoś specjalnie przedstawiać? Nie. Niemieccy bardowie metalu wypuścili właśnie nowy krążek "At The Edge Of Time", który tak jak ostatnie produkcje, kontynuuje epickie i dość progresywne brzmienie zespołu. Na pytania o stare i nowe oblicze Blind Guardian odpowiadał wokalista, Hansi Kursch.

Z niemieckim muzykiem rozmawiał Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker".

Zacznijmy od rozmowy na temat nowego albumu Blind Guardian - "At The Edge Of Time". Czy kiedy wchodziliście do studia, mieliście przygotowaną całą produkcję, wizję tego jak i co ma zabrzmieć, czy był czas na jakieś próby i przeróbki w studio?

- Wydaje mi się, że każdorazowo jest trochę inaczej. Tym razem zminimalizowaliśmy to do zera, to znaczy byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Zawsze przed wejściem do studia dokładnie wszystko omawiamy, zastanawiamy się co gdzie i jak zastosować, na przykład gdzie użyjemy prawdziwej orkiestry, gdzie sampli i tak dalej. Inaczej było ostatnio kiedy dostaliśmy propozycję nagrania utworu do tej gry "Sacred 2", wszystko musiało być zrobione dość szybko.

Reklama

A jak wygląda przedprodukcja twoich wokali? Jednym z symboli Blind Guardian są te wielowarstwowe chórki...

- Tak, wszystko piszę w fazie przedprodukcji, wszystko układam przed wejściem do studia. To mój system pracy od bardzo dawna, i chyba się sprawdza. Oczywiście jest jakaś możliwość zmieniania czegoś w studio, kiedy sprawdzimy co brzmi dobrze a co nie, ale powiedziałbym, że większość, a już na pewno wszystkie podstawowe pomysły są przygotowywane wcześniej. Czasem tak jak w przypadku utworu "Curse My Name" dochodzi do burzy mózgów między mną a Charliem (Charlie Bauerfeind to wieloletni producent Blind Guardian - przyp B.G.). Wymyślamy masę nowych rzeczy i wybieramy te najlepsze. A czasem, tak jak w przypadku "Wheel Of Time" wszystko jest zaplanowane w fazie przedprodukcji, i dograne do najmniejszego szczegółu.

Mam taką teorię, że nowa płyta Blind Guardian mocno nawiązuje do waszych wcześniejszych wydawnictw. W jednym utworze wracacie do miasta Tanelorn, co nawiązuje do płyty "Somewhere Far Beyond", a z kolei utwór "Curse My Name", swoją budową mocno przypomina utwór "Nightfall"...

- Tak, zgadzam się z tobą. Generalnie wydaje mi się, że cały album klimatem najbardziej przypomina płytę "Imaginations From The Other Side". Ale prawda jest taka, że to nie było zrobione z premedytacją, staramy się komponować i pracować nad utworami w naturalny sposób, bez jakiegoś specjalnego podążania w danym kierunku. Ale to prawda, że jest tu więcej powiązań z wcześniejszymi, speed metalowymi płytami Blind Guardian. Chociaż "Tanelorn" nie ma żadnego związku z "Quest For Tanelorn" z płyty "Somewhere Far Beyond", to chodzi jedynie o miasto, o tekst.

Kiedy słucham tych nowych utworów, zastanawiam się nad jedną rzeczą. Jak wy do cholery chcecie to zagrać na żywo...?

- Wbrew pozorom nie będzie tak źle. Mieliśmy już próby z tym materiałem, i wychodzi całkiem nieźle. Po prostu partie orkiestry będą puszczane, albo odgrywane z klawiszy. Nie mamy takiego budżetu, żeby zabrać orkiestrę na całe tournee, ale zapewne prędzej czy później zrobimy taki koncert albo trasę.

Utwór "A Voice In The Dark" jest najbardziej zbliżony klimatem do starego Blind Guardian, to dlatego zdecydowaliście się użyć go jako singel promujący płytę?

- Częściowo masz rację, część tego utworu jest dość szybka i przypomina stare Blind Guardian. Ale już refren brzmi bardziej jak ostatnie płyty. Chociaż jest chyba bardziej przystępny, ten motyw bardziej zostaje w głowie, niż utwory z "A Night At The Opera" czy też "A Twist In The Myth". Powiedziałbym, że to po prostu naturalne i reprezentacyjne brzmienie Blind Guardian.

Skoro jesteśmy przy singlu, muszę zapytać o cover Johna Farnhama... Dość nietypowy wybór...

- Zawsze staramy się sięgać po covery, które pasują do zespołu, są dla nas jakimś wyzwaniem, a jednocześnie pokrywają się z naszymi prywatnymi gustami. O tym utworze "You're The Voice" rozmawialiśmy już od bardzo dawna. Wiedzieliśmy, że będziemy potrzebować jeden czy dwa covery, żeby dodać to do singla. Wydaje mi się, że to fajne kiedy heavymetalowa grupa przerabia jakiś bardzo nietypowy popowy utwór. Czuliśmy, że możemy zrobić fajną aranżację, że to fajnie zabrzmi w metalowej wersji.

No tak, ale paręnaście lat temu braliście się za coverowanie klasyków heavy metalu, graliście między innymi utwory zespołów Satan czy Demon. Czy to znaczy, że po prostu teraz wasze inspiracje jako muzyków są inne?

- Zrobiliśmy też "Spread Your Wings" z repertuaru Queen czy też "To France" Mike'a Oldfielda, więc inspiracje jak i same nagrane covery zawsze były bardzo różne. Powiedziałbym jednak, że inspiracje mamy zawsze te same, jedynie od czasu do czasu skłaniamy się bardziej w jakąś stronę. W latach 90. bardzo nam się podobał utwór "Mr. Sandman", to go zrobiliśmy. Teraz bardzo lubimy na przykład The Mamas And The Papas. Ale nadal pozostajemy zespołem metalowym i to jest najważniejsze. Stwierdziliśmy, że dla fanów metalu to może być interesujące, jeśli zinterpretujemy bardziej nietypowe i nie tak oczywiste utwory.

Czytaj więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: Guardian | utwory | studia | The Edge | Na krawędzi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy