Reklama

"Muzyka do umierania"

Debiutancki album grupy The Car Is On Fire zatytułowany po prostu "The Car Is On Fire" ukazał się w 2005 roku. Płyta zebrała wiele pochlebnych recenzji, a grupę obwołano jedną z nadziei polskiego gitarowej sceny niezależnej. Jakby na przekór tym opiniom drugi album formacji, wydany pod koniec listopada 2006 roku "Lake & Flames", przynosi zaskakującą zmianę brzmienia. The Car Is On Fire chcąc wykorzystać w pełni potencjał kompozycyjny materiału, zdecydowali się na rozbudowaną produkcję artystyczną, której głównym zamiarem było połączenie po prostu dobrych, wpadających w ucho kompozycji z punkowym, energetycznym chuligaństwem gitarowym i popowym, "wypasionym" brzmieniem. Czy tak jest faktycznie postanowił sprawdzić Paweł Amarowicz, który spotkał się z wokalistą Borysem Dejnarowiczem i gitarzystą Jackiem Szabrańskim, by dowiedzieć się czy muzycy potrafią gotować, jak się czują w roli nadziei gitarowej sceny niezależnej, a także jak wyglądają ich plany na 2007 rok.

"Lake & Flames" to wasza druga płyta, o której mówi się, że jest prawdziwym testem dla artystów. Jak wy oceniacie, czy udało wam się ten test przejść pozytywnie?

Jacek Szabrański: Pytanie jest dosyć interesujące. Jest dosyć trudno mówić samemu o czymś, co się właśnie zrobiło, szczególnie jeśli się to coś robi z dość dużą otwartością i szczerością - mam tu na myśli naszą płytę, naszą muzykę, którą właśnie wydaliśmy, na naszym drugim krążku.

Jeżeli taką kategorią byłaby ta szczerość i otwartość i traktowanie poważne zarówno własnych przeżyć, emocji jak i odbiorców, którzy później tego będą słuchać, no to wydaje mi się, że tak, ten egzamin został zdany.

Reklama

Natomiast nie nam oceniać walory artystyczne tego, co zrobiliśmy. Od tego są odpowiednie osoby i im to zostawmy.

Borys Dejnarowicz: Ja jeszcze może dodam, że zaczynając prace nad drugim albumem założyliśmy sobie pewne rozwiązania artystyczne i wydaje mi się, że mimo iż w pracy uczestniczyło wiele osób i efekt ostateczny nikogo do końca nie zadowala, ponieważ jesteśmy perfekcjonistami. Toteż mimo wszystko, aniżeli, aczkolwiek w 80 proc., myślę, udało nam się te założenia podstawowe zrealizować. A to oznacza, że de facto jesteśmy z tej płyty "Lake & Flames", Jacku, zadowoleni, prawda?

Jacek Szabrański: Tak, Borysie, jesteśmy bardzo z tej płyty zadowoleni.

Po debiucie mówiło się o was jako o "nadziei gitarowej sceny niezależnej". Jak się czujecie z takim określeniem - czy wam ono jakoś pomaga, mobilizuje, czy jest raczej obciążeniem?

Borys Dejnarowicz: Nie czujemy się najlepiej z tego typu etykietkami, ponieważ gitary są dla nas tylko środkiem do przekazania emocji, które tkwią w nas głęboko. Osobiście jestem bardzo miernym muzykiem technicznie. Uważam gitarę za instrument prosty do opanowania, mam z nią doświadczenie spore, bo zacząłem grać w wieku 7 lat, tak sobie brzdąkać w domu. I stąd akurat za pomocą gitary przekazuję to, co chcę przekazać, czyli melodię, harmonię, rytm itd.

Natomiast nie czujemy się żadnymi zbawcami sceny gitarowej. Nie niesiemy ciężkiej flagi, ciężkiej jazdy gitarowej. Po prostu nam chodzi tutaj o coś zupełnie innego - o piosenki, o to jak one są skonstruowane, ich treść... Tak mi się wydaje.

Jacek Szabrański: Z pewnością jest tak, że energia gitarowa, rockowa jest nam dosyć bliska. Akurat w tym momencie działamy w oparciu o takie instrumentarium, jakim dysponujemy. To jest przede wszystkim energia postpunkowa i rekonstrukcyjne myślenie o gitarowym graniu. Chodzi tak naprawdę o to, żeby nie dać się wpakować w takie myślenie szufladkowe. To nie jest tak, że my jesteśmy zespołem grającym w nurcie.

Borys Dejnarowicz: I tu trzeba zaznaczyć, że wcale nie czujemy się niewolnikami tych atrybutów, ponieważ nasza trzecia płyta równie dobrze może być ambientem i nikomu z nas nie będzie źle z tego powodu, jeżeli tylko będziemy tak czuć artystycznie.

Na drugiej płycie nieco odchodzicie od tej typowej gitarowej alternatywy, bo słychać, że sporo pracy zostało poświęcone na produkcję. Wytwórnia pisze, że waszym zamiarem było połączenie wpadających w ucho kompozycji z punkowym chuligaństwem gitarowym i popowym wypasionym brzmieniem. Jak wam się podoba takie określenie, czy się zgadzacie, że o to wam właśnie chodziło?

Jacek Szabrański: W ogóle jest problem jeśli chodzi o język ludzki, komunikacji. Jeżeli się mówi o rzeczach tak abstrakcyjnych jak muzyka, jakichś kategorii jednak trzeba używać, jakichś określeń, żeby móc to chociaż opisać. Ja myślę, że można by było w dużej mierze uznać, że jest to prawdziwe i słuszne. Staraliśmy się wyprodukować te piosenki, maksymalnie oddać to czym były w fazie idei. One sobie gdzieś tak krążyły w powietrzu i zaczęliśmy je ściągać na ziemię. I podczas tego ściągania chcieliśmy, żeby w jak największy sposób one między nami zaistniały.

Borys Dejnarowicz: Stąd to określenie wypasione. Chcieliśmy zrealizować te utwory w 100 proc., to co nam się działo w głowie. Często zakładało to dodatkowe, w porównaniu do debiutu, instrumenty, bogate aranżacje, instrumenty smyczkowe, dęte, klawisze i wiele innych cudów. Tak właśnie miało być, bo tak sobie to wyobraziliśmy w głowie.

Spotkałem się z określeniem, że bliskie jest wam ostatnio to, co proponuje grupa Scissor Sisters?

Jacek Szabrański: Z grupą Scissor Sisters ja po raz pierwszy spotkałem się półtora roku temu, jak prowadziliśmy z perkusistką bardzo śmieszną audycję radiową przez jeden miesiąc. I mieliśmy chyba trzy mp3 tego zespołu i były faktycznie fajne i świeże.

Natomiast później pojechaliśmy na koncert na Open'erze i byłem bardzo rozczarowany muzycznym poziomem tego zespołu, aczkolwiek podobał mi się show, jaki urządzili. Na pewno nie jest tak, że jest to najważniejszy zespół. Jest bardzo dużo zespołów, które generalnie poruszają się w tych rejonach estetycznych, natomiast wiele z nich przechodzi niezauważonych. Wiemy o ich istnieniu, ale nie odnosimy się absolutnie do ich twórczości. I tak jest w przypadku Scissor Sister właśnie.

Borys Dejnarowicz: I tutaj słówko, mianowicie moje prywatna historia z tym zespołem jest taka, że nie posiadam żadnej z płyt tego zespołu w swojej płytotece. Widziałem koncert na Open'erze, gdzie rzeczywiście zrobili świetny show, świetnie się bawiłem, ale niestety same piosenki zupełnie do mnie nie trafiały, podobnie jak powiedział Jacek.

Ja myślę, że główna różnica pomiędzy tym co my proponujemy, a tym co Scissor Sisters proponuje, jest bardzo łatwa do nazwania - oni grają muzykę imprezową, rozrywkową, do zabawy. Wydaje mi się, że "Lake & Flames" proponuje generalnie muzykę do umierania i to jest podstawowy rozdźwięk.

Co w takim razie wam się ostatnio spodobało na scenie muzycznej - jak byście podsumowali mijający rok?

Borys Dejnarowicz: Ja generalnie z roku na rok jestem coraz bardziej rozczarowany poziomem wydawnictw muzycznych na świecie. Nie ukrywam, że jestem pasjonatem i staram się ogarniać wszystko to co ciekawe na muzycznej scenie się dzieje, ale coraz mniej propozycji sprawia, że czuję się w pełni usatysfakcjonowany z poziomu artystycznego jako słuchacz. Myślę, że takim moim cichym faworytem jest 45-minutowy mix do biegania, który James Murphy zrobił dla firmy Nike. Polecam sprawdzić nie tylko do biegania, ale także do słuchania, to bardzo dobre jest.

Na singlu pojawił się utwór "Can't Cook". A jak jest z waszymi faktycznymi umiejętnościami kulinarnymi, ograniczacie się tylko do zagotowania wody na herbatę czy potraficie nieco więcej?

Jacek Szabrański: Oczywiście, że potrafimy ugotować nie tylko herbatę, ale też ziemniaki na przykład.

Przy okazji opowiedzcie także o teledysku do tego nagrania, który jest dość zaskakujący - możecie zdradzić, czemu tak uparcie nie chcieliście pokazać twarzy głównego bohatera?

Jacek Szabrański: Tak, można by tutaj dorabiać faktycznie różne historie. No dobrze, ale powiem pokrótce, że gdzieś tam rozmawialiśmy już wcześniej, że chcemy aby promocji drugiego albumu towarzyszyło kilka takich haseł - kluczy.

Jednym z nich jest właśnie motyw nieobecności, jakiegoś takiego niedomknięcia. To jest coś, co towarzyszyło nam podczas pisania materiału na tę płytę, jakieś takie poczucie, przeczucie, intuicja. No i gdzieś tam to w tym teledysku jest zawarte. Natomiast tak naprawdę też istotną sprawą jest to, że chcieliśmy zrobić fajny teledysk oparty na pomyśle. Nie mieliśmy zbyt dużo pieniędzy na jego realizację, w związku z czym postaraliśmy się o dobry pomysł i taki znaleźliśmy. I zrealizowaliśmy klip.

Nagrywacie dla dużej wytwórni, choć ostatnio w ich katalogach raczej ciężko znaleźć przedstawicieli gitarowej alternatywy. Macie poczucie, że jesteśmy szczęśliwcami, że złapaliście niemal Pana Boga za nogi? Co waszym zdaniem jest potrzebne do tego żeby na artystę zwróciła uwagę duża wytwórnia?

Borys Dejnarowicz: Do tego, żeby duża wytwórnia zwróciła uwagę na zespół potrzebny jest dobry materiał, dobre piosenki. Jeżeli ktoś będzie pisał dobre piosenki, będzie dobry zespół to na pewno się nim major zainteresuje. Powodzenia.

Opowiedzcie o czym opowiadają teksty z "Lake & Flames". Czy raczej skupiacie się na własnych przeżyciach, czy staracie się pisać o pewnych ogólniejszych zjawiskach?

Borys Dejnarowicz: Teksty z "Lake & Flames" układają się w bardzo mroczną i neurotyczną opowieść dotyczącą zagłębiania się powolnego w siebie, depresji związanej z nieuchronnym przemijaniem i jakąś taką tęsknotą za utraconym, które nigdy nie wróci. Strzałka czasu jest skierowana tylko w jedną stronę i nie da się tego zmienić. Myślę, że są o wiele bardziej refleksyjne, melancholijne i jakieś takie dramatyczne w swoim wydźwięku niż było to na płycie pierwszej. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz Jacku?

Jacek Szabrański: Cóż, no, bardzo się zasmuciłem jak tak opowiadałeś o przemijaniu. Trudno cokolwiek powiedzieć w tym momencie.

Borys Dejnarowicz: Nic dodać, nic ująć.

Jacek Szabrański: Trzeba się pochlastać po prostu (śmiech).

Jakie macie plany na 2007 rok, jak zamierzacie promować "Lake & Flames"?

Jacek Szabrański: Jeżeli chodzi o rok 2007 to mamy w planach podbój kuli ziemskiej naszą muzyką i jestem przekonany, że to się nam w pewnym przynajmniej stopniu powiedzie. Album zostanie wydany nie tylko w Polsce, ale również na rynkach zagranicznych. I tyle. Pracujemy teraz nad remiksem z jedną z wybitnych postaci angielskiej sceny niezależnej i mam nadzieję, że to przyniesie bardzo fajne efekty.

Borys Dejnarowicz: A jeszcze a propos planów świąteczno-noworocznych, to chciałbym powiedzieć, że tradycyjnie święta spędzimy w rodzinnym gronie, bo sobie to cenimy.

Natomiast jeśli chodzi o Sylwestra, to są pewne plany abyśmy wspólnie z chłopakami z zespołu Afro Kolektyw, dźwięki mętne, teksty do korekty, zrealizowali fajną imprezkę, bo myślę, że jest między nami jakieś porozumienie, wspólnie gramy dalej dla tych, którzy tu jeszcze pozostali, dla tych kilku osób na sali, więc może będzie fajnie. Pozdrawiamy bardzo Afro Kolektyw.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: "Umieram" | umieranie | ucho | Po prostu | wytwórnia | teksty | plany | piosenki | muzyka | borys | The Car Is On Fire
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy