Reklama

"Miałem pietra"

Właśnie spełniło się jedno z jego marzeń. 18 marca na półki sklepów trafiła jego płyta "Symfonicznie", nagrana z orkiestrą. Łukasz sam jest jak orkiestra - gra koncerty, śpiewa w teatrze, dyryguje i jeszcze znajduje czas, żeby udzielać się społecznie. Lista jego marzeń do spełnienia jest długa, ale on uparcie milczy, żeby nie zapeszyć.

Płyta "Symfonicznie" to nagroda od Programu 1 Polskiego Radia za utwór "Ja tu zostaję", który wykonałeś podczas Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 2012 roku. Jadąc do Opola, podobno nie wiedziałeś nawet, co można wygrać w konkursie "Premier"...

- Jadąc do Opola, chciałem jak najlepiej zaprezentować moją, wtedy jeszcze dość świeżą piosenkę "Ja tu zostaję". Doskonale wiedziałem, że jadę jakby nie patrzeć na konkurs, ale odsuwałem tę świadomość na dalszy plan. I prawdą jest, że nie wiedziałem, jakie są nagrody i w jakiej postaci. Chciałem jak najlepiej zaśpiewać i pokazać szerokiej publiczności, że Łukasz Zagrobelny właśnie nagrał nową płytę i przyjechał pochwalić się nową piosenką. I kiedy usłyszałem swoje nazwisko, jako artysty który został wyróżniony przez Polskie Radio, byłem naprawdę zaskoczony, ale i szczęśliwy, no bo któż nie lubi dostawać nagród i wyróżnień.

Reklama

Czy nie bałeś się konsekwencji tego, że płyta będzie zapisem koncertu na żywo, a nie nagraniem studyjnym? Coś przecież mogło pójść nie po twojej myśli...

- Oczywiście, że miałem pietra. Na takim koncercie może się wszystko wydarzyć, mogę pomylić formę utworu, może dopaść mnie amnezja i tekst utworu który wykonuję setki razy, może mi po prostu wypaść z głowy. Sama świadomość, że taki koncert jest nagrywany i że "będzie jak będzie", nie działa zbyt dobrze na psychikę.

Czy jesteś zadowolony z efektu końcowego?

- Wspiąłem się na wyżyny skupienia i koniec końców wyszedł bardzo ciekawy koncert, z którego jestem naprawdę dumny. Oczywiście, że teraz, gdy odsłuchuję nagrania, wiele rzeczy bym zmienił np. w sposobie zaśpiewania. Ale tego wieczoru emocje chciały, żebym zaśpiewał tak, a nie inaczej. To, że efekt jest moim zdaniem więcej niż zadowalający, jest też w dużym stopniu zasługą Tadeusza Mieczkowskiego, który to zmiksował ten koncert w procesie postprodukcji.

Zagranie koncertu z orkiestrą to ważna pozycja w dyskografii, ale i dosyć odważny krok. Czy w jakimś stopniu to, że z wykształcenia jesteś dyrygentem chóralnym ułatwiło ci kontakt z orkiestrą?

- Na pewno tak. Ale bardziej przydały mi się moje wcześniejsze doświadczenia z orkiestrą, np. w teatrze muzycznym. Wiedziałem, jak śpiewać z tak zwaną ręką dyrygenta, jak reagować na batutę, jak znaleźć się w tak pięknej masie dźwięku. Muszę podkreślić, że Polska Orkiestra Radiowa to jedni z najlepszych muzyków w tym kraju, a więc obcowanie z takimi zawodowcami było czystą przyjemnością. Co do odważnego kroku... Pewnie gdybym nie dostał tak ważnej nagrody od Polskiego Radia, jeszcze długo bym się nie zdecydował na tak odważny ruch. Ale skoro los tak chciał, to mam w swojej dyskografii płytę symfoniczną. To fantastyczne uczucie.

Sam wyselekcjonowałeś utwory, które znalazły się na albumie. Czym kierowałeś przy ich wyborze?

- Tak, dobór repertuaru to była moja działka. W koncercie znalazły się utwory, które mają dla mnie wyjątkową wartość, które opowiadają o ważnych obrazkach z mojego życia, są zaśpiewaną historią tego, co się wydarzyło, co być może się wydarzy. Są utwory bardziej znane, ale też także takie, których szersza publiczność może nie kojarzyć, a także te, których rzadko albo nawet nigdy nie śpiewałem na koncertach. Na albumie "Symfonicznie" są, np. piosenki, które zaśpiewałem na żywo pierwszy raz i było to absolutnie premierowe wykonanie. Był to utwór "Intermission music", duet z Natalią Kukulską czy też piosenka "Tylko tak".

Zaskakująco brzmią twoje utwory w symfonicznej oprawie. Tomasz Filipczak dał tym piosenkom drugie życie. Jak odnalazłeś się w nowych aranżacjach?

- O tak! Tomek stanął naprawdę na wysokości zadania i naprawdę pięknie, a przede wszystkim bardzo dla mnie inspirująco napisał zupełnie nowe aranżacje utworów. Są np. piosenki, w których zostało zmienione wszystko, od harmonii po tempo i charakter. Dzięki temu faktycznie utwory dostały nowego życia. I w niektórych przypadkach podobno brzmią lepiej od wersji studyjnych (śmiech). Początkowo miałem pewne trudności w przyzwyczajeniu się do nowych odsłon moich piosenek, do nowych form, ale dzięki Bogu, Tomek zaczął pisać aranże już w lipcu, miałem więc czas, aby się ich po prostu nauczyć.

Na płycie towarzyszą ci zdolne polskie wokalistki, m.in. Grażyna Łobaszewska. Czy te duety to twoja inicjatywa?

- Oczywiście. Zaprosiłem do zaśpiewania duetów wokalistki, które przede wszystkim bardzo cenię, lubię i szanuję, i które w jakiś sposób zaznaczyły się na mojej muzycznej drodze. Cieszę się, że zgodziły się one stanąć ze mną na jednej scenie i tak pięknie zaśpiewać.

Zobacz duet Łukasza Zagrobelnego z Grażyną Łobaszewską:

Niedawno zaangażowałeś się w kampanię społeczną zachęcającą do używania w korespondencji elektronicznej znaków diakrytycznych typowych dla języka polskiego, a na swoich płytach konsekwentnie śpiewasz w języku ojczystym. To świadomy wybór?

- Świadomy i robiony z premedytacją. Uważam, że język polski jest tak pięknym językiem, posiadającym tyle kolorów, że grzechem byłoby nie śpiewać w ojczystym języku. Poza tym, śpiewanie po polsku daje mi szansę dotarcia do szerszej rzeszy polskich słuchaczy. A jeśli ktoś chce słuchać wykonawców śpiewających po angielsku, to jest ich naprawdę pod dostatkiem i w przeciwieństwie do niektórych polskich artystów, śpiewają oni z pięknym akcentem.

Spektakle teatralne i musicale, teraz koncert z orkiestrą symfoniczną - ciągle podejmujesz się nowych wyzwań. Czy twoi fani mają szansę usłyszeć Cię kiedyś grającego na akordeonie, na którym potrafisz przecież grać...?

- (śmiech) To się chyba prędko nie stanie. Nie miałem akordeonu w rękach od paru ładnych lat, więc żeby wrócić do tego instrumentu, musiałbym poświęcić mnóstwo czasu na ćwiczenie, wprawki itd. Ale uwielbiam brzmienie akordeonu i chciałbym, aby było go zdecydowanie więcej w moich przyszłych nagraniach.

Podobno planujesz teraz koncerty z orkiestrą symfoniczną...

- Mam plan, aby pojawić się w paru miastach w Polsce i powtórzyć ten magiczny koncert, który odbył się we wrześniu. Nie jest to najprostsze zadanie od strony organizacyjnej i finansowej, ale wierze, że się uda.

W wywiadach mówisz, że płyta "Symfonicznie" to spełnienie twoich marzeń. Co jest jeszcze na liście marzeń do urzeczywistnienia?

- Prawdą jest, że właśnie spełniło się moje wielkie marzenie o zagraniu koncertu z orkiestrą, wydaniu płyty symfonicznej. Po prostu się udało. Lista moich marzeń jest naprawdę długa, ale nie chcę o nich mówić, wolę zacząć je realizować. Ale moim największym marzeniem jest to, aby nigdy nie przestawać marzyć, czego wszystkim życzę.

Rozmawiała Justyna Grochal.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łukasz Zagrobelny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy