Reklama

"Mądrość Buddy i szaleństwo małpy"

Francuska formacja Shaka Ponk, którą dowodzi wokalista Frah, założona została w 2002 roku w Paryżu. Jej debiutancki album "Loco Con Da Frenchy Talkin'" ukazał się dwa lata później, w marcu 2006 roku. Płyta została zarejestrowana w Berlinie, gdyż francuskie wytwórnie płytowe chciały zmusić Shaka Ponk do nagrania piosenek jedynie w rodzimym języku. To nie spodobało się jednak zespołowi, w związku z czym wyemigrował on do stolicy Niemiec. W rozmowie z Arturem Wróblewskim, która odbyła się w Berlinie, wokalista Shaka Ponk opowiedział o szczegółach tego kuriozalnego zdarzenia, życiu w stolicy Niemiec, ulubionych wykonawcach i ewentualnym meczy Niemcy-Francja, podczas zbliżających się mistrzostw świata w piłce nożnej.

Zacznijmy od typowego pytania - opowiedz w kilku zdaniach o początkach Shaka Ponk.

Jesteśmy francuskim zespołem rockowym, który nazywa się Shaka Ponk i powstał w 2002 roku w Paryżu. Dwa lata później przenieśliśmy się do Berlina, gdzie podpisaliśmy nasz pierwszy kontrakt płytowy. We Francji nie chcieliśmy zaakceptować wymagań naszej wytwórni, która żądała od nas nagrania płyty po francusku.

A my nie śpiewamy tylko w tym języku. Śpiewamy też po angielsku, hiszpańsku, mieszamy różne języki. Stąd nasza przeprowadzka do Berlina.

Reklama

Dlaczego akurat Niemcy? Wiele osób w takiej sytuacji pomyślałoby raczej o Londynie...

Zastanawialiśmy się nad Wielką Brytanią, Hiszpanią i Niemcami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Berlin, gdyż dla nas - to także podkreślali inni ludzie - było to najlepsze miejsce do artystycznego wyrażenia siebie. Tutaj jest tak wielu artystów i ludzie chcą być nimi. To także najlepsze miejsce dla naszego zespołu z tego powodu, że odpowiada koncepcji Shaka Ponk.

Mieszamy różne style i różne kultury, kolory i inne rzeczy. A Berlin wydawał się być najlepszym miejsce do rozpoczęcia kariery.

Powiedziałeś, że mieszacie różne styl i gatunki muzyczne. Powiedz mi zatem, jacy wykonawcy mają największy wpływ na twórczość Shaka Ponk?

Przede wszystkim jesteśmy zespołem rockowym. Podczas komponowania piosenki nie myślimy, że tym razem zmieszamy to z tamtym. Jak podczas gotowania (śmiech). Po prostu nagrywamy.

A wszystko zaczyna się od rockowej podstawy. Jednak nie narzucamy sobie żadnych ograniczeń. Zatem spokojnie możemy dorzucić do piosenki bity techno lub na przykład eksperymentować z technikami nagraniowymi, co często nam się zdarza.

Tak jak już powiedziałem, nie ma dla nas żadnych ograniczeń. Pod koniec oczywiście tworzy to jedną całość, a ludzie określają nasze piosenki jako miks wielu stylów. Jednak my nie wychodzimy z takiego założenia. To po prostu ma być muzyka rockowa.

A moi ulubieni wykonawcy? Uwielbiam taki elektroniczny zespół Sneaker Pimps, nie wiem, czy ich znasz...

Oczywiście. Widziałem ich nawet na żywo w Polsce, kiedy poprzedzali Placebo.

Dają świetne koncerty! To jeden z moich ulubionych zespołów. Poza tym bardzo lubię Red Hot Chili Peppers, The Prodigy, Björk... Co jeszcze? Jest tego tak wiele (śmiech).

Właściwie to słucham wszystkiego, od Limp Bizkit do brytyjskiej muzyki pop. Ale prawdziwym szokiem dla nas było to, co wyprawiają Red Hot Chili Peppers i The Prodigy.

A co z niemiecką sceną muzyczną?

Szczerze? Zanim nie przeprowadziliśmy się do Berlina, nie za bardzo miałem pojęcie o niemieckiej muzyce (śmiech). To było zabawne doświadczenie, bo od samego przyjazdu do Berlina znaleźliśmy się w tutejszym środowisku muzycznym i kontaktowaliśmy się ze słynnymi niemieckimi artystami. Był tylko jeden szczegół - nie wiedzieliśmy, że oni są sławni (śmiech). Teraz mogę się pochwalić, że znam dobrze Die Toten Hosen!

Campino i koledzy są bardzo popularni w Polsce...

Naprawdę (śmiech)?

Tak, mają rzesze wiernych fanów. Wróćmy do Shaka Ponk. W notce prasowej wydanej przez waszą wytwórnię płytową przeczytałem, że Shaka Ponk "zabierze mnie w oszałamiającą muzyczną podróż". Gdzie wiedzie ta podróż?

(śmiech) Wow! Nawet nie wiedziałem, że tak napisali. Ale to mowa o tym, że chcemy zabrać ludzi słuchających naszą muzykę w podróż z jednej galaktyki do drugiej. A wszystko to za sprawą naszej muzyki zawierającej różne elementy: rock, metal, rap i elektronikę. Także dźwięki etniczne.

Bo w ogóle Shaka Ponk stara się połączyć mądrość Buddy z szaleństwem małpy [symbol Shaka Ponk - przyp. red.]. To dwa odmienne światy, które chcemy sprowadzić w jedność. Powiem jeszcze, że Shaka to imię Buddy...

Starałem się ominąć pytanie o nazwę zespołu, ale już na nie odpowiedziałeś. Pewnie to rzecz, o którą dziennikarze najczęściej pytają w wywiadach...

To bardzo cię przepraszam (śmiech)! Ale rzeczywiście, to pytanie bardzo często pada...

Nic nie szkodzi (śmiech). Za to pozwolę sobie zadać pytanie o tytuł waszej debiutanckiej płyty. Co oznacza dla was "Loco Con Da Frenchy Talkin'"?

To, że musieliśmy wyjechać z naszego kraju i zostawić rodziny z powodu upartości wytwórni płytowej. Ich zasada, że nagrywając płytę we Francji musimy śpiewać po francusku, była dla nas tak niedorzeczna, że postanowiliśmy zatytułować naszą płytę mieszając język hiszpański i angielski.

I jeżeli przetłumaczysz to na "shaka-język", to oznacza to, że ludzie są szaleni stosując się do tego pieprzonego prawa! Jeżeli zmusza ono ludzi do wyjazdu z rodzinnego kraju, to chyba jest coś z tym nie w porządku. Stąd ten tytuł.

Opowiedz mi o waszym pierwszym singlu "Fonk Me". W jakim stopniu piosenka oddaje to, co znajduje się na "Loco Con Da Frenchy Talkin'"?

Dla mnie to jeden z kolorów Shaka Ponk. Zdecydowaliśmy się, że to będzie nasz pierwszy singel. Ale równie dobrze mogliśmy wypuścić każdy inny utwór z płyty. A "Fonk Me" to prosta, rockowa piosenka techno. Jest w niej sporo zabawy i pokazuje jeden z kolorów zespołu.

Wypuścimy jeszcze kilka singli i wtedy wszyscy poznają komplet barw Shaka Ponk (śmiech).

A jak ocenisz teledysk do "Fonk Me", który można oglądać na stronach INTERIA.PL?

Teledysk zrobiliśmy sami. Bo Shaka Ponk to zespół, któremu zależy nie tylko na muzyce, ale również na efektach wizualnych. Zresztą można to zobaczyć na naszych koncertach, gdzie animowane małpy śpiewają równocześnie z zespołem. To dla nas bardzo ważne. Chcemy, by ludzie zauważyli związek pomiędzy muzyką a efektami wizualnymi.

Inspiracją dla nas były teledysk Daft Pank, "Around The World", gdzie artystycznie połączono dźwięk z obrazem. Mój przyjaciel z Francji i ja stworzyliśmy ten szalony teledysk opowiadający o historii z piosenki. To szalona, funkowa część Shaka Ponk. Ale tylko mała część.

Czy wrócicie do Francji w najbliższej przyszłości?

Nie wiem, na razie jesteśmy w Berlinie. Oczywiście Francja to dla nas ważne miejsce, tam przecież mieszkają nasi znajomi, tam mamy rodzinę. Przeprowadzka do Niemiec to była wielka przygoda. Nie czuję tęsknoty za domem, ale kocham Francję i mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli tam nagrywać.

A wyobraź sobie taką sytuację: Francja gra z Niemcami na mistrzostwach świata w piłce nożnej. Komu będziesz kibicował?

(śmiech) Francji! Ale wydaje mi się, że część zespołu będzie za Niemcami. Będzie bójka (śmiech)!

Czy jest szansa, że wpadniecie kiedyś do Polski?

O tak, bardzo byśmy chcieli. Shaka Ponk to przede wszystkim zespół koncertowy, a te wszystkie elektroniczne przeszkadzajki nagrane są w większości na płycie. Na koncertach jesteśmy stricte rockowi.

Uwielbiamy trasy koncertowe, uwielbiamy grać dla ludzi. Chcemy im pokazać, że pomimo elektronicznych wpływów, na scenie jesteśmy dzikim, rockowym zespołem. Dlatego chcielibyśmy w Polsce pokazać trochę naszej dzikości (śmiech).

To w takim razie do zobaczenia w Polsce. Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy